Podróżując przez las pogrążeni w przyjemnej rozmowie, która zaczęła się tematem Vincenta, a skończyła na wszystkim w końcu dotarliśmy nad strumień. Gdy tylko opuściliśmy zarośla Jeremy zatrzymał mnie i spojrzał w kierunku skał w wodzie i dopiero po porządniejszym przyjrzeniu się zauważyłam, że to wcale nie były skały.
W wodzie stał Mike. Gargulec był tak nieruchomy że nic dziwnego iż pomyliłam go z początku z zwykłym kawałkiem wielkiego kamienia.
Jeszcze kilka chwili i w końcu Mike się poruszył. Z zaskakującą prędkością wbił łeb pod wodę i po chwili wyciągną rybę w swej paszczy. Nie byłą za duża, ale również ni była miniaturką więc po mocniejszym zaciśnięciu szczęk i upewnieniu się że ryba jest teraz martwa gargulec odrzucił ją na brzeg do jeszcze kilku innych, które musiał złowić wcześniej.
Z pewnością to że jest właśnie przedstawicielem tych rzadkich, kamiennych stworzeń jakimi są gargulce pomaga Mikowi w tak idealnym podszywaniu się pod skałę.
Tylko Jeremy, który przebywał już z Mikiem wystarczająco długo, mógł z łatwością znaleźć go pośród tysiąca innych skał.
Właśnie w tym momencie gdy ryba padła na kilka innych satyr się zbliżył, a ja za nim. Mike nie wrócił już do dalszego łowienie, tylko wyszedł z wody i podszedł do nas.
- No proszę. Nikki. Nie spodziewałem się ciebie tutaj. - przemówił kamienny stwór.
- Wychodzi na to że wpadłam na ten sam pomysł gdzie szukać jedzenia, dlatego kierowałam się nad strumień, a przypadkiem jeszcze wpadłam na Jeremyego. - wyjaśniłam.
Gargulec pokiwał głową z lekkim uśmiechem, po czym skierował się do ryb.
- A więc może byś się przyłączyła? Fritz mówił coś wczoraj o tym że jesteś magiem, a z przydałby się ogień, by upiec ryby. W wiosce przecież tak chyba robicie z mięsem wszelkiego rodzaju. - przypominał sobie gargulec.
Z pewnością oni sami nigdy nie musieli piec ryby nad ogniskiem. Im wystarczyłyby surowe, ale obróbka na ogniu zabija niebezpieczne bakterie które mogłyby wywołać choroby, lub pasożyty czyhające w rybie.
- Nie tylko w wiosce, tylko wszędzie. Jedzenie surowego mięsa jest niebezpieczne, wywołuje nie raz wiele chorób, zdarza się że nawet śmiertelnych.
- Ś-ś-śmiertelnych?! - krzyknął wystraszony satyr.
- Bakterie, pasożyty. Takie rzeczy mogą czaić się w mięsie, dlatego je obrabiamy. To likwiduje ryzyko, więc nie masz czego się bać Jeremy. Jeśli dotąd nic ci nie było to i nic nie będzie, a nawet jeśli to znam się trochę na magi uzdrawiania. - zapewniłam brązowowłosego, starając się go jak najlepiej uspokoić.
Po tej małej rozmowie o pieczeniu ryb zebrałam kilka kamieni wielkości dłoni spod strumienia i ułożyłam je w krąg. Paroma gestami i cicho wypowiedzianymi słowami zaklęcia stworzyłam ogień w środku kręgu. Nawet jeśli nie było niczego czym mógłby się żywić, nadal się utrzymywał co było zdecydowanie fascynujące dla moich towarzyszy.
Zajęliśmy się pitraszeniem ryb i doprawianiem ich licznymi ziołami i nadziewaniem ich kilkoma owocami. Gotowym rybą brzuchy były spinane i były one nadziewane na kij kładzione nad ogień.
Oczywiście podczas naszej pracy rozwinęła się mała przyjacielska rozmowa, dzięki której dowiadywałam się coraz więcej o miejscu w którym aktualnie przebywam.