niedziela, 17 grudnia 2017

Fnaf Mythology Naga Vincent X Lisson Nikki cz5


Podróżując przez las pogrążeni w przyjemnej rozmowie, która zaczęła się tematem Vincenta, a skończyła na wszystkim w końcu dotarliśmy nad strumień. Gdy tylko opuściliśmy zarośla Jeremy zatrzymał mnie i spojrzał w kierunku skał w wodzie i dopiero po porządniejszym przyjrzeniu się zauważyłam, że to wcale nie były skały. 
W wodzie stał Mike. Gargulec był tak nieruchomy że nic dziwnego iż pomyliłam go z początku z zwykłym kawałkiem wielkiego kamienia. 

Jeszcze kilka chwili i w końcu Mike się poruszył. Z zaskakującą prędkością wbił łeb pod wodę i po chwili wyciągną rybę w swej paszczy. Nie byłą za duża, ale również ni była miniaturką więc po mocniejszym zaciśnięciu szczęk i upewnieniu się że ryba jest teraz martwa gargulec odrzucił ją na brzeg do jeszcze kilku innych, które musiał złowić wcześniej. 
Z pewnością to że jest właśnie przedstawicielem tych rzadkich, kamiennych stworzeń jakimi są gargulce pomaga Mikowi w tak idealnym podszywaniu się pod skałę. 
Tylko Jeremy, który przebywał już z Mikiem wystarczająco długo, mógł z łatwością znaleźć go pośród tysiąca innych skał. 

Właśnie w tym momencie gdy ryba padła na kilka innych satyr się zbliżył, a ja za nim. Mike nie wrócił już do dalszego łowienie, tylko wyszedł z wody i podszedł do nas. 

- No proszę. Nikki. Nie spodziewałem się ciebie tutaj. - przemówił kamienny stwór.

- Wychodzi na to że wpadłam na ten sam pomysł gdzie szukać jedzenia, dlatego kierowałam się nad strumień, a przypadkiem jeszcze wpadłam na Jeremyego. - wyjaśniłam.

Gargulec pokiwał głową z lekkim uśmiechem, po czym skierował się do ryb. 

- A więc może byś się przyłączyła? Fritz mówił coś wczoraj o tym że jesteś magiem, a z przydałby się ogień, by upiec ryby. W wiosce przecież tak chyba robicie z mięsem wszelkiego rodzaju. - przypominał sobie gargulec.

Z pewnością oni sami nigdy nie musieli piec ryby nad ogniskiem. Im wystarczyłyby surowe, ale obróbka na ogniu zabija niebezpieczne bakterie które mogłyby wywołać choroby, lub pasożyty czyhające w rybie. 

- Nie tylko w wiosce, tylko wszędzie. Jedzenie surowego mięsa jest niebezpieczne, wywołuje nie raz wiele chorób, zdarza się że nawet śmiertelnych.

- Ś-ś-śmiertelnych?! - krzyknął wystraszony satyr.

- Bakterie, pasożyty. Takie rzeczy mogą czaić się w mięsie, dlatego je obrabiamy. To likwiduje ryzyko, więc nie masz czego się bać Jeremy. Jeśli dotąd nic ci nie było to i nic nie będzie, a nawet jeśli to znam się trochę na magi uzdrawiania. - zapewniłam brązowowłosego, starając się go jak najlepiej uspokoić.

Po tej małej rozmowie o pieczeniu ryb zebrałam kilka kamieni wielkości dłoni spod strumienia i ułożyłam je w krąg. Paroma gestami i cicho wypowiedzianymi słowami zaklęcia stworzyłam ogień w środku kręgu. Nawet jeśli nie było niczego czym mógłby się żywić, nadal się utrzymywał co było zdecydowanie fascynujące dla moich towarzyszy. 

Zajęliśmy się pitraszeniem ryb i doprawianiem ich licznymi ziołami i nadziewaniem ich kilkoma owocami. Gotowym rybą brzuchy były spinane i były one nadziewane na kij kładzione nad ogień. 
Oczywiście podczas naszej pracy rozwinęła się mała przyjacielska rozmowa, dzięki której dowiadywałam się coraz więcej o miejscu w którym aktualnie przebywam. 

niedziela, 10 grudnia 2017

Transformers Prime Barier Agents AU - Rozdział 1 Optimus X Safi cz15


Było to miłe czując jej lekki, spokojny oddech. Jej krótkie blond włosy niedługo zwaliły jej się na twarz, przysłaniając zamknięte oczy i spokojny uśmiech, kiedy wtulała się w moje siedzenie. 

Kiedy dotarliśmy do jej domu miałem ochotę się nie zatrzymywać i jechać dalej rozkoszując się jej obecnością, ale nie mogłem tego zrobić. Żal było mi ją teraz budzić z tego krótkiego snu, ale musiała wysiąść. 

- Safi. Safi pora się obudzić moja droga. - powiedziałem.

Safi cicho mruknęła kiedy zaczęła się budzić. Prawa ręka powędrowała do zasłony włosów i odgarnęły ją, ujawniając zmęczone oczy. 
Safi spojrzała przez okno i zobaczyła zwój dom. 

- Och. Przepraszam musiałam zasnąć.

- Nic się nie stało Safi, a teraz do zobaczenia jutro.

- Dzięki Prime i do zobaczenia. - pożegnała się ze mną, po czym wyszła z mojej kabiny i ruszyła do drzwi domu.

Kiedy jasne drzwi się zamknęły westchnąłem i ruszyłem w stronę bazy. Sam muszę też się naładować. 

*kilka dni później*


Safi

Z Optimusem naprawdę miło spędza się czas. Jako lider nieraz jest zajęty różnymi sprawami, ale w ogóle nie przeszkadza mu wtedy moje towarzystwo. Wręcz wydaje mi się, że lubi je lubi. Często gdy Optimus wyjeżdża na patrole bierze mnie ze sobą. Także gdy znajdziemy jakieś mniejsze źródło Energonu. 

Nie raz staram się służyć poradą. Okazuje się że Optimus znał swojego wroga Megatrona jeszcze przed wybuchem wojny. Byli wtedy bliskimi przyjaciółmi. Megatron był znany jako Megatronus - gladiator z Kaonu, a Optimus jako Orion Pax - archiwista. 
Optimus wyraźnie pragną innego zakończenia tej historii. Mimo tego wszystkiego wciąż w głębi jego iskry pragnąłby żeby Megatronus którego znał powrócił, a nie zginął. 

Takie nastawienie do swojego wroga po tylu latach bitew i po tylu stratach wcale nie jest idiotyczne i naiwne jak myślał Optimus. To niezwykłe i szlachetne. Jeszcze jeden powód dlaczego to on jest liderem. On naprawdę zasługuje na to, a osób takich jak on jest zdecydowanie za mało na tym świecie.

Powiedziałam mu to, a on wydawał się wdzięczny i muszę powiedzieć, że po tym błękitnym rumieńcu spodziewam się że naprawdę to było dla niego ważne. 

I chyba moja siostra ma rację. Udało mi się rozkochać w sobie przywódcę Autobotów, a najlepsze jest to że ja chyba też się zakochałam. 

To dopiero wydaje się głupie. Jesteśmy z dwóch różnych światów. On nawet nie jest istotą organiczną i jest ode mnie dużo wyższy. Choć lubię wysokich facetów. 

Na sto procent się zakochałam. A ta misja. Ten przydział do Autobotów. Drakonika. Od początku to wiedziała. To z jej polecenia Vanessa przydzieliła mnie do ekipy Optimusa. 

EnderDragon jako strażnika wszechświata stoi jeszcze wyżej w hierarchii Barier niż sama dyrektorka agencji. Choć często Drakonika wydaje się bardziej jak zwykły wesoły człowiek uwielbiający bawić się w swatkę niż strażnik wszystkich uniwersów. 

niedziela, 3 grudnia 2017

Slenderman X Alexsis the Purple Girl Rozdział 4

 
Pan Slenderman wydawał się porządnie zdziwiony moim oświadczeniem. Jak w ogóle mogę odczytywać jego ekspresję skoro nie ma twarzy? Cóż wiem tylko, że był lekko skonfundowany.

- Cóż taka sytuacja zdarza się tu po raz pierwszy. Jednak mam nadzieję, że szybko odnajdziesz się w naszej szkole. Wyczuwam w tobie prawdziwy talent co jest bardzo rzadkie, a teraz rozgość się w swoim nowym pokoju. Ja mam jeszcz kilka pilnych spraw. - powiedział oddalając się.

Wyczuwa talent? Nie rozumiem tego. Choć może… może chodzi tu o moje pochodzenie. Vinc kiedyś coś o tym mówił… Ach nieważne.

Otworzyłam drzwi i weszłam do średniej wielkości pokoju z trzema łóżkami ustawionymi w równych odstępach przy ścianie. Dwa z nich były wyraźnie zajęte, a ostatnie przy prawej ścianie… o dziwo miało fioletową pościel! Jaki fart no nie wierzę!

Pokój był pusty. Podejrzewam, że dziewczyny które ze mną współdzielą pomieszczenie są teraz na zajęciach. Pewnie jak tylko skończą się dzisiejsze lekcje wpadną do pokoju, a w tym czasie mogę się rozpakować. Obok każdego łóżka była komoda, do swojej włożyłam starannie złożone ubrania. W pokoju była także jedna szafa i biurko z komputerem.

Kiedy ustawiłam wszystkie swoje rzeczy przyjrzałam się dwóm pozostałym łóżką. Jedno było z czarną pościelą w bordowe zakręcające się linie, drugie za to, no proszę także było fioletowe, tylko że ciemne. Jednak łóżko wyraźnie było używane, ktoś je pościelił ale nadal nie tak bardzo starannie, raczej przyzwoicie.
Na ścianie przy czarno-bordowym zauważyłam także czarno-czerwone rysunki przedstawiające kwiaty z paszczami i zwierzętami zmieniającymi się w rośliny. Barwy użyte do rysunków i niezwykłość futra wijącego się jak węże sprawiało, że rysunki zdawały się trochę niepokojące, ale zarazem były przepiękne. Z kolei przy ciemnofioletowym posłaniu wisiał tylko jeden plakat z białym smokiem w niebieskich płomieniach. Szczerze to nawet lubię smoki. Nie mając co robić zaczęłam przeglądać swój plan lekcji. Wszystko wygląda normalnie, jest chemia, matematyka, biologia, informatyka, j. polski i angielski, godzina wychowawcza, wf , WOS, WOK … WOZ? Rozumiem wiedzę o społeczeństwie i kulturze, ale co do diabła oznacza WOZ???

W chwili, gdy próbowałam znaleźć w umyśle wytłumaczenie dla tego skrótu usłyszałam głosy zbliżające się do pokoju. Usiadłam sztywno na łóżku i wpatrywałam się  wyczekująco w drzwi pokoju. Po chwili drzwi zaczęły się otwierać. Pomyślałam że to pewnie człowiek, bo ręka była typowo ludzka, ale gdy dziewczyna weszła tylko do pokoju okazało się, żę byłam w ¼  błędzie. Dziewczyna o brunatnych włosach spiętych w kuc i grzywką miała prawą połowę twarzy i rękę zdecydowanie nie ludzką. Ta jedna czwarta ciała była całkiem inna od zwykłej codziennej reszty, skóra była ciemnofioletowa, a prawe oko rażąco czerwone, usta po prawej stronie twarzy ujawniały ostre zęby.
Za pierwszą która w ¼ była demonem weszła kolejna dziewczyna, która miała naprawdę długie ciemno czerwone włosy, skrywające praktycznie całkowicie jej twarz i prawie zakrywające jeszcze górną połowę ciała.

Dopiero po chwili gdy weszły zauważyły moją obecność. Mała rozmowa którą między sobą prowadziły ucichła, choć to raczej ta pierwsza demoniczna bardziej ucichła, bo ta z długimi włosami od początku była bardzo cicho. Zapanowała niezręczna cisza gdy analizowałyśmy siebie badawczym wzrokiem.

- Jak zwykle nikt mi nic nie mówi i muszę zawsze mieć jakąś wtopę. - stwierdziła zawiedziona i głośno westchnęła. - A tak poza tym jestem Shadow a Ty?

- Jestem Alexsis. Dopiero co tu przyjechałam i Pan Slenderman mnie tu zaprowadził więc nic dziwnego, że nie wiedziałaś. - odpowiedziałam.

- Aha…. Okej. Dobra to jest Ciuri. - powiedziała wskazując długowłosą. - Jest nieśmiała, ale dobry z niej ziomek.

- Cóż naprawde miło cię poznać Ciuri i widziałam twoje rysunki. Są naprawdę piękne. - pochwaliłam nieśmiałą czerwonowłosą.

- Dzięki. - powiedziała cicho Ciuri.

Znam osoby takie jak ona i jednocześnie najbardziej je cenię i to właśnie w obronie osób takich jak Ciuri wdawałam się w bójki z szkolnymi oprychami. Ta Shadow także mi się podoba. Wygląda na to, że z Nieśmiałkom trzymają się razem i za to ją szanuję. Wiem, że ludzie lubią naśmiewać się z nieśmiałych osób i to mnie bardzo wkurwia i dlatego, że zwykłam stawać w obronie takich osób zostałam wywalona ze szkoły.
Opuściłam głowę i przyjrzałam się jeszcze raz kartce z podziałem zajęć. Może one wiedzą od czego jest ten skrót. Zaświtało mi w głowie.

- Hej, a czy mogłybyście mi powiedzieć co oznacza skrót WOZ? - zapytałam skonfundowana nazwą.

- No fajnie jeszcze pierwszaka mi tu wrzucili. WOZ to Wiedza O Zabijaniu. - wyjaśniła Shadow.

Zawarłam. Zabijaniu? Jeszcze raz się pytam do jakiej pierdolonej szkoły mnie wysłali?!

----------------------------------------------------------------------------
Shadow nie jest moją postacią. Należy do Olgi Durkacz, która brała udział w tworzeniu rozdziału.

Transformers Prime Barier Agents AU - Rozdział 1 Optimus X Safi cz14

Rodnej otworzył kilka holograficznych ekranów pełnych kodów i wielu, wielu rzeczy których nie rozumiem. 

Nie wiem jak to robił, ale wyłapywał coś z tych kodów. Po krótkiej chwilce. 

- Aha! - krzyknął łapiąc do ręki część kodu. (to wciąż hologram) – A oto i nasz wirus. Interesujący, bardzo skuteczny i do śmieci. - powiedział zginając kod w kulkę jakby to była kartka papieru. A potem otworzył się holograficzny kosz, do którego Rodnej rzucił kod jakby grał w kosza. - Gotowe. Wirus został usunięty, ale jeśli pozwolisz mam dla ciebie mały prezencik od króla hakerów. - powiedział z powrotem skupiając się na klawiaturze. Jakby było mało, że robi to z niewiarygodną szybkością, to jeszcze otworzył drugą holograficzną klawiaturę i pracował na niej osobno lewą ręką. - Dobra. - wziął do ręki holograficzny ekran z przygotowanym przez siebie kodem i pokazał go do kamery. - To antywirus, który z łatwością powinien uchronić twój komputer przed ponownym atakiem.
C-cóż powodzenia w przyszłości dzieciaku i do zobaczenia Safi. 

Rodnej wyłączył się, a komputer Racheta wrócił do normy. A komputer Rafa działał bez zarzutu. Był jak nowy i posiadał najnowszego antywirusa stworzonego przed chwilą. 

- To. Było. Niesamowite! - wykrzyknęła Miko.

*znowu skok czasowy tego dnia*

Optimus


Po tej niezwykłej pomocy od przyjaciela Safi nic niezwykłego do końca tego dnia już się nie działo. 

Rachet poznał najszybszy sposób kontaktowania się z Barier w razie potrzeby. Kod który podyktowała mu piękna agentka na pewno może okazać się przydatny w przyszłości. Zwłaszcza, że jak dotąd nie mieliśmy wiedzy o tym jak nawiązać łączność z agencją. 

Wraz z zachodem słońca przyszedł czas odwieźć Safi do jej domu. Ruszyłem więc w kierunku wyjścia, gdzie czekała już ludzka dziewczyna. 

Safi opierała się o ścianę. Miała białe słuchawki przypięte do jej telefonu i właśnie coś oglądała. Jasne niebieski oczy były lekko zmrużone, zmęczone dzisiejszym dniem, a na twarzy był lekki uśmiech. 

Po chwili zauważyła, że się zbliżam. Wyjęła słuchawki i schowała telefon, po czym odwróciła się w moją stronę z zmęczonym uśmiechem. 

- To chyba już pora wracać do domu? - zapytałem. Pokiwała głową ww odpowiedzi, po czym lekko i uroczo ziewnęła.

Czułem jak moja twarz się lekko nagrzewa. Zmęczona  była tak spokojna i słodka.

- Tak to chyba już pora. Starałam się znaleźć jakiś ślad, gdzie mógł zniknąć Mech, ale ukrywają się praktycznie tak samo dobrze jak Cień. A teraz po prostu oglądałam coś w internecie żeby się zrelaksować i zapomnieć o stresującym i nudzącym przeglądaniu danych wywiadowczych.

Transformowałem się do trybu pojazdu, po czym otworzyłem drzwi dla mojej zmęczonej podopiecznej. Safi wsiadła na miejsce, zapiąłem delikatnie wokół niej pas i ruszyłem do wyjścia z bazy. 

Pustynia pogrążała się w ciemnościach nocy. Była to krótka jazda do Jasper, dużo krótsza niż poprzednio tego dnia na misji, ale Safi musiała być bardzo zmęczona. Zaledwie kilka chwil po opuszczeniu bazy dziewczyna zasnęła na moim siedzeniu. 

niedziela, 26 listopada 2017

Rozdział 20 Drzwi między światami


Pełna determinacji ruszyłam z biblioteki prosto na pałacowe podwórze, a po drodze spotkałam wysoką, czarną postać. 

- Emil za mną! - nakazałam.

Wyraźnie widząc moją powagę i szybki zdecydowany chód ruszył za mną lekkim truchtem, bo już zdążyłam się od niego oddalić. 

Najważniejszy w tym miejscu Enderman, przywódca EnderStraży nie kroczył za mną zdecydowanie nie zadając żadnych pytań o cel do którego zmierzamy. Obawiam się także, że nawet gdyby spytał nie potrafiłabym mu odpowiedzieć. Robię to co rozkazuje mi instynkt, idę na żywioł i jedyne co wiem to, że muszę otworzyć przejście do Minecraft. 

Kiedy opuściliśmy w końcu pałac podeszłam do krańca lewitującej w środku kosmicznej pustki wypełnionej jedynie światłem tysięcy, milionów, miliardów gwiazd ilustrujących ogrom wszech-wymiaru. 

Rozłożyłam szeroko skrzydła, a moje oczy i znaki na smoczych częściach ciała rozjarzyły się wypełnione do magi. Ziemia lekko zadrżała gdy spod ziemi wyrósł nagle kamienny łuk, na którym lśniły mistyczne runy. Szeptałam jakieś nierozpoznawalne dla mnie słowa gdy piach zsypywał się z kamieni, a kolejne kamienne płyty pojawiały się przy łuku. Teraz jak się im przyjrzeć wyryte na nich symbole sprawiały, że przypominały klawiaturę sterującą.

Wyciągnęłam rękę do łuku i tym razem wymówiłam na głos słowa w pierwszej mowie, a Stwórca teraz kierował mym językiem. Słowa które dawno straciły swoje znaczenie, będące kiedyś mową pierwszego ludu, który został pochłonięty przez ciemność otworzyły przejście między światami. Portal powoli doszedł do rogów łuku i zaczepił się tworząc stałe przejście, które nie zamknie się jeśli ktoś tego nie zrobi. Inne moje przejścia które otwieram, jeżeli z nich nie korzystam po chwili się zamykają samodzielnie. Ten jednak tak nie zrobi i nawet ktoś bez mojej mocy mógłby spokojnie dzięki niemu dotrzeć do zewnętrznych wymiarów i z powrotem do kresu. 

Powoli cofnęłam rękę, moje oczy przestał świecić jasną fioletową energią. Niezwykły nawet jak dla mnie portal pozostał tam, nic co za nim było nie było dla mnie widoczne, tak jakby to było zaparowane lustro. Moje rozmyślania na temat tego przejścia między światami przerwała ciemna ręka zakończona ostrymi szponami i pokryta futrem, która z melancholią badała każde wgłębienie i runę na kamiennym łuku. Zdziwiona szybko spojrzałam na twarz Emila, który wydawał się teraz nieobecny, zagubiony w wspomnieniach. 

- Emil?

- Otworzyłaś je ponownie. - wyszeptał.

Ponownie? On wiedział o tym portalu. Dlaczego wcześniej nic nie powiedział? Odwrócił spojrzenie z portalu na mnie i widząc moje zagubienie w jego słowach westchnął przygotowując się do wyjaśnień. 

- Za czasów twojej matki to przejście było otwarte i prowadziło do wybranych światów, tak by ludzie wiedzący o EnderDragonie i istnieniu tego świata, pomocnicy twojej matki mogli spokojnie tutaj powracać. Jednak gdy zginęła drzwi między światami zamknęły się, zniknęły odcinając od siebie światy kiedyś połączone nawet ścisłymi więzami.
Od kiedy Kres zakochała się w Herobrine takie przejście powstało też między Minecraft, choć ten wymiar i Minecraft z czasem połączyły się jeszcze bardziej. Ja… ja. Moja rasa pochodzi właśnie od tego połączenia. Jednak pałac zawsze pozostaje nieosiągalny. To takie zabezpieczenie. Kiedy przejście się zamknęło straciłem możliwość powrotu do domu, do rodziny. 

- Emil. - powiedziałam cicho jego imię. Był taki przygnębiony pamiętając to co stracił kiedy te wrota się zamknęły. Kres dawniej łączący inne światy zamknął się, gdy zabrakło tego kto miał go strzec, gdy zabrakło EnderDragona. - Skoro już tu jestem i wiem o tych portalach. Jestem pewna, że ponownie otworzę je wszystkie. Naprawię wszystko. - obiecałam.

- Heh. Jestem pewien, że zrobisz nawet więcej.

niedziela, 19 listopada 2017

Fnaf Mythology Naga Vincent X Lisson Nikki cz4

Nikki 

Po tym co zaszło szybko wyszłam z wody i się osuszyłam z pomocą magi. Na już wyschnięte ciało szybko nałożyłam ubrania. Włosy i lisi ogon jednak wciąż pozostały wilgotne. Potrzebują trochę więcej czasu. 

Szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia z jaskini, gdzie udał się naga, ale go tam nie zastałam, za to na trawie widziałam lekkie ślady. Trop prowadził w stronę gęstego lasu, więc domyślam się, że ruszył na polowanie. Chciałam z nim pogadać o tym co się zdarzyło, ale może to nawet lepiej, że nie muszę. To byłaby naprawdę krępująca rozmowa. 

Postanowiłam dokończyć moją pracę z włosami. Przeczesywałam je samymi palcami, bo niestety nie posiadam grzebienia. Ten pozostał w mojej komnacie. Gdy włosy były już wyczesane wzięłam jedno z dłuższych źdźbeł wielkiej trawy, która akurat rosła koło jaskini węża i związałam nią złote włosy. 

Las wydawał się naprawdę interesujący, a w dodatku po wczorajszym zwiedzaniu jestem prawie pewna, że się nie zgubię. Jakby co mogę wytężyć swoje zmysły i wrócić po własnych śladach. Jestem lissonem to nie będzie wielką trudnością. 

Przechadzając się po borze zbierałam nowe okazy roślin. Przynajmniej jak dla mnie nowe, ponieważ dla mieszkańców tego lasu to pewnie nic nowego. Lecz te rośliny nie występują poza tym miejscem. 
Przy okazji kierowałam się nad strumień. Nie chcę zaspokoić pragnienia, bo w pełni wystarczyła mi woda ze źródła w jaskini Vincenta, ale widziałam poprzedniego dnia w tej wodzie ryby i krzaki owocowe na brzegu małej rzeczki, a ja już jestem głodna. 

Podczas mojej podróży nad strumień w pewnej chwili otoczyły mnie drzewka owocowe, a tam odwrócony do mnie plecami satyr. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego. 

- Jeremy! - zawołałam do bruneta.

Chłopak podskoczył zaskoczony, po czym odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się na mój widok. 

- N-nikki dobrze c-cię widzieć. C-co tu ro-robisz? - zapytał nieśmiałek jąkając się co drugie słowo.

- Kierowałam się właśnie nad strumień by złowić jakąś rybę i zebrać trochę owoców. Inaczej ujmując to w słowa jestem głodna. - przyznałam radośnie.

Byłam w dobrym humorze i naprawdę cieszyłam się ze spotkania satyra. 

- O-och! Wiesz a-akurat sam t-też się t-tam wybierałem. M-mike już j-jest tam, ło-łowi ryby.

- Ach, czyli oboje zamierzacie przygotować sobie posiłek z ryb i owoców. Mogę więc się przyłączyć do śniadania?

- O-oczywiście! - powiedział szczęśliwie Jeremy.
Po chwili gdy zebrał jeszcze trochę owoców, w czym mu pomogłam ruszyliśmy oboje w dalszą podróż nad rzeczkę. - A-a jak b-było z V-vincentem? - zapytał cicho satyr w pewnym momencie.

-  Cóż z początku wydawał się trochę wrogi, potem zafascynowany, gdy użyłam magi, wdzięczny gdy podzieliłam się z nim jedzeniem jakie przyniosłam z pałacu, a później … zażenowany, kiedy ujrzał jak kąpię się w jego jeziorku w środku jaskini.

- C-co?! - zawołał Jeremy. Na jego twarzy pojawiła się czerwień. Rumienił się na samo wyobrażenie tego, jak stoję naga w wodzie, a Vincent mi się przygląda.

- Nie wiem jak długo tam stał, ale zauważyłam go kiedy stracił równowagę? W pewnej chwili po prostu runą jak kłoda na ziemię. Spanikowałam i zakryłam się mokrym ogonem, ale on był chyba jeszcze bardziej zestrachany bo lada moment uciekł i tyle go widziałam. To było trochę żenujące… - przyznałam rumieniąc się. - Ale również odrobinkę zabawne.

niedziela, 12 listopada 2017

Slenderman X Alexsis the Purple Girl Rozdział 3

Bez jakiegoś większego wyboru ruszyłam ponurą ścieżką. Zdecydowanie ten las nie wyglądał przyjaźnie, a wręcz odstraszająco. Zero śpiewów leśnych ptaków, odgłosów jakichkolwiek zwierząt. Wiatr też jakby umarł, nie słyszę by szumiał, nie widzę by przewracał opadnięte liście. Ten las już na pierwszy rzut oka wydaje się wrogo nastawiony do każdego kto wejdzie do środka. 

Szłam jakąś chwilę. Moje buty zdążyły pokryć się błotem i ściółką leśną. Ta ścieżka zdecydowanie rzadko była używana. W końcu znalazłam się przed ponuro wyglądającym budynkiem. Był niby ponury i trochę creepy, ale widziałam, że nie był w takim złym stanie jak przypuszczałam na dom w środku lasu. Budynek był w kategorii schludnej mrocznej rezydencji, w niektórych miejscach po jego ścianach wspinał się bluszcz dodając szarym deską trochę ciemnej zieleni. 

Na werandzie zobaczyłam także grupkę dziwnie ubranych nastolatków. Jeden z nich miał burą bluzę z szarym kapturem, na twarzy nosił pomarańczowe gogle i dziwną maskę zakrywającą usta. Obok niego stała dwójka w pomarańczowożółtych bluzach, z czego jeden nie miał kaptura. Chłopak z kapturem miał na sobie czarną maskę z namalowanymi czerwonymi oczami i smutną buźką, a drugi po prostu białą porcelanową maskę. 

Przypatrywałam się im przez chwilę kiedy nagle znikąd usłyszałam głos w mojej głowie. 

- Witaj. Ty musisz być nową uczennicą, Alexsis prawda?

Podskoczyłam zaskoczona i desperacko się rozejrzałam szukając tego kogoś kto to powiedział. Kiedy się odwróciłam mój wzrok zablokowała wysoka postać stojąca tuż przede mną. Za wysoka jak na człowieka. Mężczyzna ubrany był w elegancki, czarny garnitur. Powoli podniosłam wzrok chcąc spojrzeć na jego twarz, ale jej nie zobaczyłam. Facet stojący przede mną nie miał twarzy

Moje oczy rozszerzyły się w szoku, a usta otwarły na oścież. Sama nie wiedziałam czy nie powinnam krzyknąć, ale tylko zamarłam w miejscu. 

- Czy wszystko w porządku młoda panno? - znowu zapytał.

Teraz wiedziałam już, że ten niezwykły głos, który po części słyszałam w głowie należy do faceta bez twarzy. 

- Yyy T-tak. Tak jestem nową uczennicą. - powiedziałam lekko rumieniąc się z zakłopotania.

To musiało być dla niego dziwne, że tak zamarłam… a może normalne? Bo w końcu ludzie raczej tak reagują na kogoś kto nie ma twarzy

- Cóż jestem Slenderman i będę twoim nowym wychowawcą. Teraz chodź za mną zaprowadzę cię do twojego nowego pokoju.

Pan Slenderman wziął moją walizkę i tak jak kazał poszłam za nim. Kiedy przechodziliśmy przez korytarz wchodząc do jak widać skrzydła mieszkalnego mijaliśmy inne dzieciaki. Niektórzy byli w moim wieku, inni starsi i jeszcze inni nawet młodsi. Wszyscy byli dziwacznie poubierani, niektóre ubrania były nawet poszarpane i brudne, a na kolejnych widziałam … krew? Zauważyłam także, że niektórzy z uczniów nawet nie są ludźmi.

Po chwili dotarliśmy do pokoju numer 6. Slenderman zatrzymał się i odwrócił ponownie w moja stronę. 

- To twój pokój. Będziesz go współdzielić razem z dwoma innymi uczennicami. Oto też twój plan zajęć, lekcje dla ciebie zaczną się od jutra. - powiedział podając mi kartkę. - A teraz pozwól, że poruszę temat twojego zdziwienia tym miejscem. Nie myśl, że to umknęło mojej uwadze, a z pewnością nie ta chaotyczna burza pytań w twojej myśli.

Mojej myśli? O co mu chodzi? Czyta mi myśli? Kim jest? Co to za szkoła? O co tu chodzi?

- O tym właśnie mówiłem. - stwierdził.

Teraz jestem pewna. On czyta mi w myślach. Od teraz będę musiała bardziej uważać na to co myślę, naprawdę nie chce go przypadkiem obrazić. Chwile skoro słyszy moje myśli to czy słyszał to co myślałam wcześniej o braku jego twarzy?! Czy go przez to uraziłam, to trochę jak dyskryminacja. Oooch tak bardzo przepraszam!

- Nie musisz za to przepraszać młoda panno. Mimo wszystko dobrze widzieć, że jednak jest trochę więcej uczniów z manierami. A co do wcześniejszych pytań, to czy twoi rodzice nie powiedzieli ci dokąd cię wysyłają? - zapytał.

- Nie. Po prostu wylano mnie z poprzedniej i wydaje mi się, że wysłali mnie do pierwszej która wpadła im pod nos. Bez urazy. - słowo nie wymówiłam z większym nakładem nie tylko by podkreślić moją niewiedzę na temat tego miejsca, ale także dlatego, że to nie są moi rodzice, ale nie chcę by Pan Slenderman o tym wiedział.

niedziela, 5 listopada 2017

Transformers Prime Barier Agents AU - Rozdział 1 Optimus X Safi cz13

Raf był bardzo zawiedziony tym, że nie udało się naprawić laptopa. Chłopak chyba bezpowrotnie stracił komputer. 

- Och. Tak mi przykro Raf. - powiedziała Miko, kładąc pocieszająco rękę na ramieniu chłopca.

- Może spróbujemy jeszcze raz? - zaproponował Bee

- Nie Bee, to się nie uda. To jeden z tych nieusuwalnych wirusów. Jedyne co można zrobić to kupić nowy komputer, a ten wyrzucić. - stwierdziłam.

- Łoł! Ty też go rozumiesz?! - zapytała Miko wskazując na Bumblebee.

- Nie. Ale mój komunikator przetwarza wszystko tak bym mogła zrozumieć. Bardzo przydatne gdy nie znasz jakiegoś języka.

- Super! To jeden z twoich gadżetów z Barier tak samo jak łuk? - wypytywała.

- Tak. I Raf. Nie myśl że, zostawię cię bez urządzenia na które tak długo zbierałaś, a straciłeś przez jakiś złych kolesi. - podeszłam do Racheta, który właśnie pracował przy komputerach. - Rachet? Mógłbyś mi pomóc. Potrzebuję byś wpisał pewien kod.

Medyk spojrzał na mnie, a potem ciężko westchnął. 

- Jaki ma to być kod? - zapytał.

Podyktowałam mu sekwencję [Nie ujawnię kodu, bo to tajne!], a kiedy skończył wpisywać przez pewnie czas nic się nie działo. Potem ekran zaczął się gliczować i za chwilę ujawniło się sześciokąt z logo Barier
Co na Wszechiskrę?! - wykrzyknął zdezorientowany Rachet. 

Wszyscy w bazie teraz (choć raczej wszyscy oprócz Arcee i Jacka którzy są na małej przejażdżce) wpatrywali się we mnie i ekran. 

Udało mi się nawiązać łączność z bazą główną. 

- S-safi? - spytał chwiejny i nieśmiały męski głos.

- Rodnej mógłbyś mi pomóc? - zapytałam przyjaciela i speca komputerowego, o którym przedtem mówiłam.

- O-oczywiście! C-co mogę zrobić A-agentko?

- Mój przyjaciel Raf jest początkującym hakerem. Bardzo dobrym początkującym hakerem. Dziś podczas misji bardzo nam pomógł, ale niestety jego komputer został zniszczony przez wrogiego wirusa.

- R-rozumiem! D-dobrze, c-czy ktoś ma m-może tam pendrive, płytę, j-jakikolwiek nośnik danych?

- Yyy mam przy sobie pendrive. - powiedział nieśmiało Raf.

- Fantastycznie! Teraz podepnij go do komputera przez który się łączymy. - poinstruował Rodnej.

Jest podekscytowany, bo przestał się jąkać. Ach tak zawsze na niego wpływa bawienie się z komputerami. To jego pasja i całe życie. 

Raf podpiął pendrive, a Rodnej zaczął z prędkością światła wystukiwać coś na klawiaturze. 

- Dobrze! Teraz weź pendrive i podepnij go do laptopa. - powiedział Rodnej gdy po paru sekundach skończył.
Raf znowu zrobił tak jak powiedział starszy haker. - Teraz mam dostęp do twojego systemu. Zobaczmy. 
...

niedziela, 29 października 2017

Historia Five Night at Freddy's według mnie cz8


*pięć dni później*

Po raz pierwszy od bardzo dawna byłem wyspany. Zwykle praca i opieka nad moją siostrą dawały mi w kość i byłem tak wykończony, że mógłbym zasnąć na stojąco. Lecz zawsze w pracy musiałem mieć oczy otwarte jeżeli nie chciałem umrzeć, a w domu chcę żeby Alexsis nie czuła się samotna. Jest jeszcze taka młoda, potrzebuje uwagi. 

Dziś był ostatni dzień festynu. Zamierzałem być tam z Alexsis aż do momentu w którym nas wypędzą, czyli do późnego popołudnia, wtedy zamykają atrakcję. Potem może udać się do Frazbear’s by zamówić jakąś pizze. W nocy to samobójstwo iść tam, ale w dzień to normalna miła pizzeria, a jako że tam pracuję mogę dostań zniżkę. Hehe wszyscy w końcu mnie tam znają, jestem rozpoznawalny, bo przecież nikt oprócz mnie nie nosi fioletowego munduru. 

Cóż, ale to plany na później. Teraz śniadanie. Przygotowałem moje ulubione TOSTY i jajka z kakao. Na stole jest jeszcze dżem truskawkowy dla sis, ale nie rozumiem jak można jeść tosty z napaćkaną czerwoną mazią z jakami? Przecież jajka i dżem do siebie nie pasują. A TOSTY najlepiej wchodzą nawet bez niczego. 

- Alexsis wstawaj śpiąca królewno śniadanie gotowe! - zawołałem po nią.

Usłyszałem jak jej stopy uderzają o panele gdy ta mała dziewczynka o fioletowych włosa zjawiła się w kuchni. Bawiła się z swoim kucykiem starając się zawiązać czerwoną kokardę. 

Nałożyłem jajka i tosty na dwa talerze ustawione na stole, a patelnię odłożyłem do zlewu. Z wolnymi rękami podszedłem do siostry i wziąłem w ręce czerwoną wstążkę. Chwila moment i jej fryzura prezentowała się tak samo uroczo i fantastycznie jak zawsze. Ta czerwona kokarda naprawdę pasuje do fioletowej burzy na głowie. 

- Dzięki Vincent! - zawołał uradowana.

Zachichotałem na jej entuzjazm. W tym tygodniu była naprawdę szczęśliwa. W końcu robiliśmy razem coś więcej niż normalnie i nie tylko ona dla odmiany była wypełniona energią. Ja również. 

Zasiedliśmy do stołu i w spokoju zjedliśmy śniadanie. Choć komuś chyba się spieszyło, bo talerz mojej młodszej siostrzyczki zaraz stał się pusty. No proszę, a bardziej prawdopodobne wydaje się, że to TOSTOWY MANIAK skończy pierwszy jakieś tanie w którego skład wchodzą TOSTY. 

- Możemy teraz iść na festyn? Teraz gdy twoja ręka czuje się lepiej możemy iść na więcej atrakcji! Możemy? Możemy Big Bro?! - pytała podskakując na krześle.

- Hahahaha! Oczywiście, tylko daj mi dokończyć.

- Hmmm! To pośpiesz się! Chyba, że mam cię karmić? - zapytała z tym słodkim złośliwym uśmiechem.

O mój Boże. Ona jest po prostu za rozkoszna dla tego świata. Taka pełna energii, taka śmiała i wesoła. To właśnie muszę chronić za wszelką cenę. Bo to daje mi nadzieję i radość z życia jakie mi pozostało. Może być fatalnie, ale zrobię wszystko by utrzymać ją bezpieczną. 

Wypiłem resztę kakao i odłożyłem naczynia do zlewu. Pewnie będę zmęczony kiedy wrócę, ale dopiero wtedy je pozmywam. Jak na razie pozostaną w zlewie zalane wodą, bo moja siostra już ciągnie moją koszulkę i nie mam wyjścia jeśli nie chcę by moja bluzka się rozdarła muszę iść. 

Uśmiechałem się szeroko kiedy opuściliśmy dom. Czeka nas ostatni miły dzień festynu, weekend, a potem powrót do pracy. W końcu moja ręka jest już w porządku. Należy jak najlepiej wykorzystać ten umykający już czas wolny i zamierzam to zrobić. 

*po zamknięciu festynu*

No proszę. Nie sądziłem, że ostatni dzień festynu minie tak szybko. Była 17:15, a jako, że trwa lato było wciąż jasno i widno. Oboje z Alexsis byliśmy głodni. W końcu nie najesz się lodami i watą cukrową, a za dużo hot dogi po paru się nudzą. Teraz wybieraliśmy się do pizzerii. Tam zjemy ciepłą, smaczną pizzę, Alexsis trochę się pobawi z innymi dzieciakami, a ja porozmawiam z Scottem. Nie miałem od niego żadnych wieści o sytuacji na nocnej zmianie przez ten tydzień. Miałem wolne, byłem kontuzjowany rozumiem, że nie chciał mnie martwić. 

Kiedy otworzyły się przed nami drzwi lokalu od razu w uszy uderzyły radosne piski dzieci i muzyka odgrywana przez animatroniki. 

Poczułem jak małe rączki znowu ciągną moją koszulkę. Spojrzałem w dół na siostrę która już miała oczy szczeniaka. Otworzyła lekko usta chcąc zadać pytanie którego odpowiedzi udzieliłem zanim nawet zdążyła zacząć je wypowiadać. 

- Tak możesz iść się pobawić. Ja pójdę zamówić pizzę i zawołam cię jak tylko podażą. Ok?

- Ok! - zawołała wesoło w odpowiedzi na mój plan.

Poczochrałem jeszcze jej włosy i leciutko pchnąłem ją w kierunku innych dzieci. Byłą już tu parę razy w dzień, zna to miejsce i wie gdzie najlepiej się bawić, a ja wiem gdzie jej szukać by jak najszybciej ją znaleźć. Pizzeria jest przyjaznym miejscem dla dzieci, ale nie dla pracowników. 

Podszedłem do lady i zamówiłem jedną dużą pizzę. Widziałem w tym procesie jak ten nowy chłopak Jeremy przechadza się po pizzerii. Chwila moment, a to nie Fritz powinien być na dziennej zmianie? Muszę o to zapytać Scotta. 

A o wilku mowa. Scott właśnie przechodząc przez mały tłum dołączył do mnie oczekującego przy ladzie na posiłek. 

- Dobrze cię widzieć Vincent. Jak widać z ręką już chyba lepiej ech? - zapytał.

- Wiesz rany troszkę szybciej się uzdrawiają i zamiast jakiś 2-3 tygodni wyszedł tylko jeden. Obawiam się, że nie mogę liczyć na więcej wolnego? - w odpowiedzi szatyn pokręcił głową na nie. Szkoda. - A tak w ogóle to co nowy robi na dziennej? Myślałem, że miał mnie zastępować na nocnej.

- Bo tak robił, ale wydawało się to go powoli przerastać. Gdy poprosił o zamianę na chwilę zgodziłem się. Z przyda się mu chwila wytchnienia od tych szalonych nocy. A w dodatku animatrony stały się coraz bardziej niebezpieczne z nocy na noc. Nie chcę by zmęczenie i stres zadecydowały o jego śmierci tej nocy. - ostatnie dwa zdania wyszeptał.

Oczywiście nie chciał by klienci usłyszeli. To by mogło zrujnować reputacje firmy, a wszyscy tego nie chcemy. Ci goście co każdy ”wypadek” stają się coraz bardziej podejrzani. Lepiej się nie narażać zwykłą rozmową o potwornych warunkach pracy. 

Ale to co się dzieje w nocy zdecydowanie jest niepokojące. Te roboty są coraz bardziej wściekłe? Czy to dlatego, że to nie ja siedzę na miejscu ofiary? A skoro tak to czemu nawet atakują skoro inni strażnicy nie są niczemu winni! Ech lepiej o tym nie myśleć. Martwić się będę o to gdy skończy się mój urlop, a właśnie dotarła pizza. Pora zawołać Alexsis i- 

Moje myśli przerwały krzyki i płacz z Kid’s Cove. 

niedziela, 22 października 2017

Transformers Prime Barier Agents AU - Rozdział 1 Optimus X Safi cz12

Skinęłam głową na znak że rozumiem i pewnie bym tylko go spowolniła, gdybym spróbowała iść z nim. A teraz musi się spieszyć. Dzieciaki (nastolatki) są w niebezpieczeństwie. 

- Ruszaj Prime. - powiedziałam. Ten od raz zaczął biec w stronę pociągu.

Przyznam nawet poza formą pojazdu jest szybki. 

Nie mogłam nic teraz zrobić więc postanowiłam wrócić na górę do Fowlera i reszty. Ciekawe czy już skończyli z tymi conami.

Zaczęłam się wspinać po zboczu. Dobrze mi szło. Wspinaczka jak dla mnie nie jest taka ciężka. Kiedy byłam już przy szczycie usłyszałam ostatni zgrzyt metalu. Ostatni con właśnie musiał paść. 

- Gdzie jest Optimus? - spytała z tego co słyszałam Arcee. 

W końcu wyszłam i mogłam ich już zobaczyć. Tak jak przypuszczałam wszystkie cony były pokonane. 

- Mech przejrzał drugą fazę planu, więc ruszył za pociągiem. - powiedziałam.

*przeskok czasowy*

Wszyscy z powrotem byliśmy w bazie. Agentowi Fowlerowi udało się wypełnić jego zadanie i dowieść Dyngus na miejsce przeznaczenia. 

Jackowi i Miko na szczęście po tej przygodzie w pociągu nic się nie stało. Choć było to bardzo nieodpowiedzialne i niebezpieczne pójść stawić się uzbrojonym ludziom. 

Mech z pewnością nie jest z tych którzy zostawią bezbronnych cywili w spokoju jeśli blokują im drogę do celu. A siekiera i gaśnica nie jest bronią! … No czasem, ale jest do niczego w starci z facetami z bronią palną, którzy w ciebie mogą po prostu wycelować i you’re dead. 

W dodatku jestem pewna, że jeszcze ich zobaczymy. Teraz kiedy wiedzą o botach pewnie będą chcieli to wykorzystać. I obawiam się że zrobią wszystko by zdobyć tą ”technologię”. 

Teraz z tym nic nie zrobimy. Mech rozpłyną się w powietrzu. Wysłałam już do Barier raport. Jeśli natrafią na jakiś ślad Mechu wyślą informacje, ale nasi wrogowie potrafią się zamaskować, prawie tak dobrze jak większe organizacje takie jak Cień. 

Właśnie pomagałam Rafowi i Bee naprawić komputer chłopca. Kiedy Raf, młody haker próbował jakoś pomóc Mech przesłał wirusa, który kompletnie zniszczył jego laptopa. 

- Przyznam że nieźle się sprawiłeś Raf. - powiedziałam.

- Prawie nic nie zrobiłem.

- Zrobiłeś. Twoje umiejętności hakerskie są na bardzo wysokim poziomie jak na twój wiek. Wręcz przypominasz mi mojego przyjaciela z Barier.

- Dzięki... Naprawdę?

- O tak! Rodnej też zaczynał w twoim wieku i patrzcie gdzie doszedł. Pracuje w najtajniejszej agencji na świecie i jest w stanie zrobić dosłownie wszystko związanego z komputerami. - opowiadałam podając Rafowi ostatnią część.

- Hej Raf! Jak wam idzie? - zapytała Miko która właśnie do nas podeszła.


- Właśnie skończyliśmy. Teraz wystarczy tylko włączyć i–  Ach!- kiedy raf uruchomił urządzenie po tym przeszły iskry i ponownie się zepsuło.

niedziela, 15 października 2017

Rozdział 19 Prawdziwa historia Herobrine


Stałem jeszcze przez chwilę na środku Biblioteki Stworzenia kiedy w końcu spadła do mnie wiadomość od mojej Widzącej. Tym razem była to trzy stronicowa wiadomość. Co ona napisała, że aż tak się rozpisała. 

„Wymiar do którego musisz się udać Drakoniko to Minecreaft. Istnieje kilka jego alternatywnych wersji, ale ta w której przebywa twój ojciec jest podzielona na Serwery – osobne społeczności. Dawniej Serwerami zarządzał Notch, lecz teraz jego zastępca Fascor Envoley. Jeszcze za życia Notcha Foscor prowadził tajny eksperyment w którym stworzono twojego ojca. Herobine – bo to jego imię, został stworzony jako ”strażnik”, czy może raczej posłuszna na każde skinienie Fascora broń. Na szczęście trzech naukowców wplątanych w cały ten Projekt Herobrine po odkryciu prawdziwego celu Fascora usunęli część kodu składającego się na istotę swojego ojca. Przez to wystąpił błąd którego już nikt nie mógł naprawić, tylko sam koder który to zrobił, lecz Fascor zdążył już wymierzyć straszliwą karę jemu i pozostałej zbuntowanej dwójce. Zmienił ich w bestie na potrzeby innego eksperymentu. Reszta naukowców w obawie przed rozczarowaniem pana Envoley stworzyła Herobrine, wciąż z usterką. Fascor nie świadomy błędu w kodzie jego dzieła pokazał twemu ojcu co zrobił z trójką naukowców. To właśnie wtedy Herobrine dostał wstrząsu psychicznego i wtedy błąd się ujawnił. Herobrine nie zamierzał słuchać Fascora dlatego zbuntował się. W nadarzającej się okazji, kiedy nie był pod nadzorem użył swoich mocy i zniszczył laboratorium, zbiegając. Kiedy Notch spytał Fascora o wyjaśnienia ten ostrzegł przed tym, że Hereobrine jest niebezpiecznym wirusem i poradził natychmiastowe polowanie na niego inaczej jak to ujął „Ten wirus może zniszczyć cały kod Minecraft, nasz świat jest zagrożony!” Bzdury. Po prostu Fascor musiał się pozbyć prototypu który jako jedyny znał prawdę, a skoro opinia publiczna będzie myśleć, że to Herobrine jest zły nikt mu nie pomoże. Tak cały Minecraft zaczął wystrzegać się potężnego wirusa, a Fascor i tak z czasem przejął władzę. 
To co widzisz w swoich snach to dzień, w którym ludzie Fascora, specjalnie wyszkoleni do tego celu schwytali twego ojca. Jednocześnie zabijając twoją matkę, a mężczyzna podobny do twego ojca to Steve, twój wuj. Jest tak jakby starszym bratem Herobrine, ponieważ to właśnie na podstawie jego DNA tworzono Herobrine, a Steve jest synem Notcha. Praktycznie mogłoby się wydawać, że to Steve powinien rządzić, ale Fascor odsunął go od jakiekolwiek władzy. I jeszcze jedna ważna informacja na temat Steva. Kiedyś wierzył w to co powiedział Fascor, ale kiedy zobaczył że w ataku, który zarządził Fascor, jeszcze w dzień śmierci Notcha zginęła twoja matka, kiedy zobaczył ciebie i ból swojego brata kiedy zginęła Kres, kiedy widział jak Herobrine robi wszystko żeby ciebie chronić, zobaczył że twój ojciec nie jest tylko niebezpiecznym wirusem, ale było już za późno by cokolwiek zrobić. 
Twój ojciec Drakoniko wciąż jeszcze żyje tylko dlatego, że Fascor nie mógł go zabić, dlatego że jest wirusem. Więzienie w którym przebywa jednak może to zrobić z czasem, powoli rozkładając jego kod, kawałek po kawałeczku. 
Musisz się spieszyć. Udaj się do Steva, znajdziesz go na samotnym serwerze. Opowiedz mu wszystko co wiesz ode mnie i z twojego instynktu. Z jego pomocą musicie ujawnić całemu Minecraft prawdę i przygotować się do wojny. Fascor Envoley nie jest tylko zwykłym szaleńcem żądnym władzy, on służy bezpośrednio twojemu wrogowi. Jest wysłannikiem samej Ciemności! Jego wojska to w połowie Cienie odziane w zbroje. Czeka cię wojna o Minecraft.”

W oczach miałam łzy kiedy to czytałam. Jednocześnie czułam złość na tego Fascora. Ciemność od zawsze chciał zabić Enderdragona. Przez swojego wysłannika doprowadziła w końcu do śmierci mojej matki, a teraz pragnie mi odebrać ojca, a ludzie w tym wymiarze biorą jego za tego złego. 

Dobrze skoro to ma być wojna niech tak będzie. Ciemność już za długo miała władzę w Minecraft. Odnajdę Steva, zbiorę tyle osób ile tylko się da i odbiję mego ojca, wyzwolę Minecraft! 

niedziela, 8 października 2017

Transformers Prime Barier Agents AU - Rozdział 1 Optimus X Safi cz11

Choć można wykorzystać także inne czułe punkty. Strzelałam dalej pomagając botom i raniąc cony z daleka. Były tak skoncentrowane na ich cybertrońskich przeciwnikach, że nawet nie zauważyli mojej osoby!

- Panie Agencie Fowler wiedzie pan urocze życie pośród tytanów. - ten głos dobiegał z krótkofalówki.

- Ląduj śmiało. Przedstawię cię. - Agent Fowler odpowiedział pewnie temu Silasowi.

Facet musiał być w śmigłowcu, który krążył nad nami.

- W swoim czasie. Na razie zastanawiam się jak Dyngus mógł się rozpłynąć w powietrzu bez śladu.
A teraz proszę wybaczyć muszę złapać pociąg. 

Śmigłowiec odleciał w kierunku, w którym pojechał pociąg. Na szybko spróbowałam jeszcze strzelić w niego, lecz na marne. Za daleko odleciał. 

- Niech to! - krzyknęłam i uderzyłam sfrustrowana pięścią w kamienną ścianę. 

- Prime! Silas przejrzał fazę drugą! - Fowler zakomunikował Optimusowi.

- Zrozumiałem. - odpowiedział, a potem dostał pniem drzewa w głowę!

- Optimus! - krzyknęłam przestraszona, kiedy bot spadł z urwiska.

Wycelowałam w cona, który trzymał przeklęty pień i tym razem naciągnęłam mocniej cięciwę. Pojawiła się nie jedna lecz trzy strzały. Z dużo ostrzejszym grotem. 

Wypuściłam strzały, które trafiły prosto w optykę i wbiły się dość głęboko, że nieszczęsny Decepticon padł bezwładnie na ziemię. Martwy, wyłączony. Strzała przeszła przez optykę do… czegokolwiek co zastępuje mózg. 

Teraz spojrzałam w dół urwiska gdzie spadł Optimus. Leżał tam nieruchomo. 

Prime! Prime słyszysz mnie?! Prime!! - wołał Fowler do krótkofalówki. 

Zero odpowiedzi. Był nieprzytomny. 

Musiałam się do niego dostać. Zaczęłam schodzić po zboczu, właśnie sprzeciwiając się prośbie lidera o pozostanie na tamtej półce. 

W między czasie usłyszałam przez komunikator, że Jack i Miko przenieśli się mostem do pociągu. 

Raz chwytałam się skał, a raz po prostu z ślizgałam się. W końcu jednak udało mi się dotrzeć do bota. 

- Optimus! Optimus obudź się! - wołałam przykładając ręce do jego twarzy.

Nagły dotyk i wołania musiały wyrwać go z tego stanu zastoju. Otworzył jasno niebieską optykę i spojrzał na mnie zdezorientowany. Znowu na jego twarzy pojawił się lekki odcień błękitu.

- Safi? - spytał zaskoczony moim widokiem.

- Optimus potrzebna pomoc! Mech przejrzał fazę drugą i polecieli w stronę pociągu. A w środku są dzieciaki! - szybko wyjaśniałam sytuację.

Optimus podniósł się i spojrzał w stronę pociągu, a potem jeszcze raz na mnie. 

- Zostań tu Safi.

poniedziałek, 2 października 2017

Fnaf Mythology Naga Vincent X Lisson Nikki cz3



Vincent

Powoli otworzyłem oczy i przeciągnąłem się. Wstać było zdecydowanie łatwiej niż poprzedniego dnia. Wtedy miałem  całkowicie pusty żołądek i nie czułem bym nawet mógł kiwnąć ogonem. Lecz do wyjścia z jaskini zmotywowała mnie troska o Fritza, a kiedy poczułem ludzką woń wręcz całkowicie zapomniałem o pustce w brzuchu. 

Byłem bardziej zaniepokojony tym, że jakiś człowiek wszedł do lasu. Na szczęście to nie był jakiś kłusownik jak z początku przypuszczałem. To nawet nie był człowiek, tylko Lisson. Cóż jej zapach wskazywał na człowieka, a w całym borze nie widziałem nigdy Lissona. 

Właściwie mówiąc o lisiej dziewczynie. Gdzie ona jest? Wciąż czułem tu jej zapach, musiała wstać niedawno, a jej trop prowadzi mnie w głąb mojej jaskini. Czy udała się do zbiornika? 

Zsunąłem się powoli w kierunku zbiornika wodnego w mojej jaskini. Blade światło błękitnych mchów i porostów emanowało z roślin i oświetlało ściany jaskini, więc mimo tego, że nie docierało tu światło słońca to nadal było widno. 

Kiedy wyjrzałem zza skalnej ściany momentalnie poczułem jak moja twarz się nagrzewa. Była tam. Naga do pasa w wodzie, odwrócona do mnie plecami. Na szczęście. Gdyby było inaczej obawiam się, że straciłbym trochę krwi. 

Oooo Stwórco o-ona jest t-tak …aaac-ch. J-j-jej ciało wydaje się t-tak idealne, j-j-jest ta-ak. NIE VINCENT ODWRÓĆ SWÓJ ZBOCZONY WZROK!!!

*huk*

O cholera. … Czy ja właśnie po prostu się? … Wywaliłem?

- V-VINCENT?!?! - krzyknęła zszokowana.

Jej mokry ogon zakrył jej piersi kiedy się do mnie odwróciła. O cholera. O kurrrrrrrrrrwa! 

- W-wybacz! N-n-nie wie-wiedziałem!!! - próbowałem się usprawiedliwić sunąć po ziemi szybko w kierunku wyjścia z jaskini.

Brawo Vincent. Dziewczyna dzieli się z tobą pożywieniem, a ty odpłacasz się podglądając ją podczas kąpieli. Kurwa! Jeszcze na dodatek jąkałem się tysiąckrotnie gorzej niż Jeremy!

Opuszczając w pośpiechu moją jaskinię wciąż czułem jak moja twarz się pali. Serce szalało, a moje łuski też już były lekko nagrzane. 

Najlepiej będzie jak teraz się oddalę i udam na polowanie. Muszą to zrobić tak czy siak. To może potrwać długo, nawet cały dzień, więc mam sporo czasu na dojście do siebie po tym porannym zdarzeniu. 

niedziela, 24 września 2017

Transformers Prime Barier Agents AU - Rozdział 1 Optimus X Safi cz10


Zboczyliśmy z drogi i przybliżyliśmy się do pociągu wjeżdżając w tunel. Samochody znowu podążały za nami więc Bulkhead transformował się i strzelił w sufit. Przez co wejście do tunelu się zawaliło, blokując drogę Mechu. 

I właśnie teraz doszło do przeniesienia Dyngusa do pociągu. Kiedy ten cały Silas i jego ludzie nie mogli nic zauważyć. 

Wyjechaliśmy z tunelu i wtedy oprócz śmigłowca który nas śledził na niebie pojawiły się jeszcze jakieś inne samoloty. Nie znane mi i to chyba nie są zwykłe samoloty. 

- Wsparcie lotnicze? Nasze, czy ich? - spytał Fowler.

- Optimusie masz towarzystwo. - ostrzegł Rachet.

Skoro skanery Racheta wykryły te samoloty to oznacza, że są to Deceptikony. Ale czemu akurat teraz?!

W naszą stronę zostały wystrzelone pociski samonaprowadzające. Optimus zostawił naczepę, a pociski trafiły w nią, a nie w nas. 

Lecz przez to Mech właśnie dowiedział się że Dyngusa nie było w przyczepie. 

Dotarliśmy do urwiska. Wszyscy gwałtownie nawrócili i mogłam teraz zobaczyć jak przed nami stoi eskadra olbrzymich robotów… które wyglądały tak samo. Klonowane czy co?

- Agencie Fowler. Obawiam się że jeżeli chcemy wszyscy przeżyć, powinniśmy natychmiast zrezygnować z kamuflażu. - stwierdził ostro Prime.

I miał rację. W tej sytuacji nie było już mowy o ukrywaniu ich prawdziwej tożsamości przed Mechem. 

Optimus transformował się. Obserwowałem ze zdumieniem jak wszystko wokół mnie się zmienia, aż nagle znalazłam się na jego ręce. 
A Fowler znowu miał mdłości. 

Autoboty stanęły w szyku bojowym gotowe do walki z wrogiem, który ma naprawdę fatalne wyczucie czasu. 

- Proszę zostańcie tu. - powiedział Optimus stawiając mnie i Fowlera na półce skalnej.

- No dobra. - zgodził się Fowler.

Z mojej strony jest tak, że zostanę tu. O ile nie będę musiała pójść gdzie indziej. Choć to miejsce jest dość wygodną pozycją dla łucznika.

- Dobrze po tak długiej jeździe wysiąść z samochodu, rozprostować nogi i skopać zderzaki! - powiedział Bulk. Po czym ruszył do ataku.

Obserwowałam jak te kilka Autobotów walczyło z całą zgrają Decepticonów. Mimo że cony miały przewagę liczebną dawali im radę. Co udowadnia jedno. Jakość jest lepsza niż ilość. 

Postanowiłam trochę im pomóc i nie stać tak w tym przystępnym miejscu jak zauważyłam wcześniej. Wyciągnęłam ponownie łuk i naciągnęłam cięciwę. Strzała się zmaterializowała, a ja zaczęłam celować. Po chwili wypuściłam strzałem i trafiłam. 

- Moja optyka!!! - krzyknął przerażony Decepticon kiedy stracił swoją optykę i przy okazji wpadł na innego cona.

Zawsze najdelikatniejsze miejsce to oczy, a bez nich wróg jest oślepiony. Czyli strzelaj w oczy jeśli wiesz, że twoja broń nie zdoła przebić pancerza wroga. 

sobota, 16 września 2017

Slenderman X Alexsis the Purple Girl Rozdział 2



- Alexsis!!! - wołał kobiecy głos.

Byłam zmęczona i chciałam jeszcze pospać, ale kiedy Pani Adgers krzyknęła moje imię jeszcze raz, tylko głośniej musiałam wstać. Niechętnie opuściłam łóżko i udałam się do salonu skąd mnie wołała. 

- Tak proszę pani? - zapytałam zaspanym głosem.

W pokoju był również Pan Adgers, który siedział na kanapie czytając gazetę. 

- Znaleźliśmy ci nową szkołę. Spakuj się niedługo mój mąż odwiedzie cię do nowej szkoły. - powiedziała beznamiętnie nie przerywając oglądania programu telewizyjnego.

- Chwila! Jak to spakować?!

- To szkoła z internatem, a teraz spakuj się moja droga i nie przeszkadzaj, za chwilę powiedzą jaka jest ocena.

Byłam szczerze oburzona. Dużo ważniejszy ode mnie jest jakiś „Mam Talent”! Lecz nie będę się z nimi kłóciła, to nie ma sensu. Wróciłam do pokoju i wywaliłam walizkę na podłogę i zaczęłam zbierać swoje rzeczy z szafy. Byłam zła, ale jednocześnie czułam jak mokre łzy spływają mi po twarzy. 

Nikogo tutaj nie obchodzę. Nikogo! 

W napadzie gniewu zwaliłam wszystkie rzeczy ułożone na parapecie na ziemię. Usłyszałam trzask i zobaczyłam ramkę z zdjęciem. Szybko uklękłam przy rozbitym przedmiocie i ostrożnie wyjęłam zdjęcie, tak by rozbite szkło go nie uszkodziło. 

Na zdjęciu byłam ja i Vincent, uśmiechający się do aparatu. Zdjęcie zrobił Scott, przyjaciel Vincenta. Pamiętam ten dzień. Było tak wesoło, chciałam aby było tak zawsze, ale … nie było. Vincent zaginął, trafiłam do domu dziecka, trafiłam do rodziny która mnie nie chce, a teraz pozbywają się mnie. Chciałabym tylko żeby mój brat tu był, lecz zostały mi tylko dobre wspomnienia po nim.

Schowałam zdjęcie do książki którą aktualnie czytałam, tak żeby się nie pomięło, a samą lekturę typu horror włożyłam do walizki. Chwyciłam czarną skórzaną kurtkę i telefon razem z portfelem, włożyłam przedmioty do kurtki i wyszłam z pokoju taszcząc za sobą walizkę. 

Kiedy Pan Adgers zobaczył że jestem gotowa westchnął głośno i odłożył gazetę na stolik do kawy. Wstał z sofy podszedł do drzwi wejściowych, jednocześnie grzebiąc w kieszeni za kluczami do samochodu. Poszłam za nim i kiedy odblokował samochód włożyłam do bagażnika moje rzeczy. Kiedy wsiadłam do pojazdu Pan Adgers już siedział za kierownicą. Odpalił samochód i ruszyliśmy. 

Oglądałam smętnie przez szybę szary świat. Pogoda nie była najlepsza. Szare ponure chmury na niebie przypominały że to jesień i nie dopuszczą tak szybko ciepłego słoneczka do ludzi pod nimi. Drzewa powoli traciły liście, niektóre nawet szybciej od innych, ponieważ ich konary były już pozbawione prawie wszystkich kolorowych listeczków. W tą porę roku chodzi się na grzyby, kasztany i do szkoły. Ja nie chodzę na grzyby, ani kasztany, nawet do szkoły, za to idę do internatu. … Czy raczej na stacje autobusową??? Co do?

- Dobra mała, masz tu bilet na autobus. Wysiądziesz na 6 przystanku tej trasy. Będzie taki napis. Z tamtego przystanku jest prosta droga do szkoły. - wyjaśnił szybko Pan Adgers wręczając mi bilet i trochę pieniędzy. - A to kieszonkowe.

- Myślałam że miałeś mnie odwieść do szkoły. - powiedziałam cicho zmieszana i trochę zła.

- Paliwo kosztuje dużo więcej od busa, a poza tym jesteś już duża.

No i czego ja się spodziewałam. Pewnie nawet gdybym miał tylko 6 lat wysłał by mnie samą mówiąc to samo zdanie. Wysiadłam z samochodu i wyjęłam swoją walizkę. Pomachałam od niechcenia do Pana Adgersa kiedy odjeżdżał i oczywiście nawet nie zwrócił gestu. Na szczęście na autobus nie musiałam długo czekać, bo po chwili się zjawił. Zajęłam miejsce z przodu przy oknie, tak bym mogła szybko wysiąść. Kierowca nie wyglądał zbyt przyjaźnie. 

*po nudnych kilku godzinach jazdy*

W końcu przystanek numer 6!Prawie przysnęłam w tym busie, ale to byłoby bardzo niemądre bo jeszcze bym przegapiła miejsce w którym miałam wysiąść. Jednak nie wiem czy to nie byłoby lepsze. 

Przystanek również nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Stary, wydawałoby się zapomnianych, ale jednak dalej w użytku jak widać. Inaczej by mnie tu nie było. 

Od przystanku wiodła droga… czy może raczej ścieżka… prowadząca wprost ciemnego lasu. Na jakie zadupie do cholery oni mnie wysłali? Pewnie sami nie wiedzą. Zapewne znaleźli tą szkołę w internecie nie patrząc w ogóle na jakiekolwiek informacje o nie stwierdzili do”Dobra niech będzie ta! Po co się wysilać?”. Kurwa.





Alexsis raczej nie jest zadowolona z internatu… którego nawet na 

oczy jeszcze nie widziała bo jest gdzieś w ciemnym lesie. To dobrze 

nie wróży. 

niedziela, 10 września 2017

Transformers Prime Barier Agents AU - Rozdział 1 Optimus X Safi cz9



- Pozostań w trybie wehikułu tak długo jak tylko to możliwe. - nakazał Prime.

- To cała załoga conów. - stwierdził Fowler.

- Co? Ja tutaj nic nie odbieram. Pewnie używają technologi kamuflażu. - rzekł Rachet przez komunikator.

Czyli w bazie nie odbierają żadnych sygnatur wroga? To trochę podejrzane i coś mi nie pasuje z tą ”technologią kamuflażu”. 

- Wiecie nie wydaje mi się by to były cony. - stwierdziłam.

Jeden z samochodów z tyłu w tym czasie wyjechał naprzód, teraz będąc przed przednim zderzakiem Bumblebee, a jeszcze inny podjechał do Optimusa, od lewej strony. 

- W takim razie kto?! - zapytał poddenerwowany Fowler.

Odsuną się szyber dach i ujawnił że te samochody nie były conami zgodnie z moimi przypuszczeniami.

- To ludzie. - stwierdziłam ostro.

Facet wycelował prosto w ”kierowcę”, czyli Fowlera. 

- Zatrzymaj się! - nakazał.

- O rzesz kurza stopa! - krzyknął zdumiony Fowler.

- Nasi napastnicy to nie Decepticony, to ludzie! - przekazał wszystkim Prime.

Facet miał strzelić, ale Optimus uderzył w niego i przyśpieszył. 

- Kim oni są? - zapytał się Fowler.

- Cień, Negatyw, Rewolucja Chaosu, Piramid. Jest wiele organizacji dążących do chaosu, władzy nad światem i nowego porządku! Wymieniłam te bardziej znane mi.

- Jest ich więcej?! - wykrzykną Fowler.

- Oczywiście. Ale nie rozpoznaję tych gości. To musi być jakaś nowa organizacja, która jak dotąd się nie ujawniła.

- Autoboty! Utrzymać tryb auta. Używajcie minimalnej siły. Tyle by ich rozbroić. - zarządził Optimus.

Kiedy kolejny samochód spróbował się zbliżyć Bee wyhamował i wolną go z zderzaka, a potem kiedy próbował wyprzedzić też autobot go odepchnął. Auto straciło przyczepność i pokoziołkowało, lądując na dachu. 

Droga stała się kręta, a Optimus nadal pędził. Nieraz mocno używał hamulców by wyrobić się na zakrętach. A Fowler przez to miał mdłości. 

- Nieprzyzwyczajony do rzucania co? - zaśmiałam się. Fowler tylko posłał mi mordercze spojrzenie. Mi to nie przeszkadzało.

Po chwilce Fowlerowi znowu zrobiło się niedobrze. 

- Muszę odetchnąć. - powiedział mężczyzna.

Wystawił głowę za okno. I chyba coś zauważył. 
Samochody zaczęły okrążać Optimusa. 
I ktoś próbuje odpiąć naczepę. Słyszałam zgrzyt ciętego metalu z tyłu. 

Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Pędzącej ciężarówki. Szybko wspięłam się na dach i wyciągnęłam mój składany łuk. 

Naciągnęłam błękitną iskrzącą się cięciwę, a strzała sama się zmaterializowała. Wystrzeliłam trafiając w silnik samochodu obok Optimusa. 

Silnik wybuchł, a samochód bez napędu staną. Sprzątnęłam jeszcze jeden zbliżający się samochód po drugiej stronie, a potem schowałam łuk. 

Facet który próbował odczepić naczepę nawet mnie nie zauważył. Widział tylko jak wóz dzięki któremu tam się dostał już nie jest na swojej pozycji. 

Chwyciłam się rury i wykopałam faceta zajmując jego miejsce. Nawet nie zauważył kiedy jego brzuch zderzył się z moją podeszwą. 

Teraz przez chwilę był spokój. Przylgnęłam do tyłu Optimusa. Wolałam zostać tutaj w tej szczelinie między nim, a naczepą niż ryzykować zastrzelenie na dachu. 

Usłyszałam wybuch. Okazało się że jakimś cudem otworzyli naczepę. No cóż czeka ich miła niespodzianka. Miła oczywiście dla mnie. 

Słyszałam warkot silnika Arcee, co znaczy że właśnie wkroczyła do działania. Przez cały czas była w naczepie razem z Dyngusem. Czekała na właśnie taki moment. 

Postanowiłam wykorzystać chwilę kiedy jest w miarę czysto i szybko dostać się do kabiny kierowcy. 

Optimus musiał zauważyć, że to robię bo otworzył drzwi. Skoczyła na nie i weszłam do środka szybko je za sobą zamykając. Chodzenie po pędzącej ciężarówce nie jest łatwe, ani bezpieczne.

Nie zwróciłam uwagi co mówił Agent Fowler do tej krótkofalówki, ale chyba rozmawiał z jednym z tych gości. Zdecydowanie rozmawiał bo właśnie się z nim pożegnał. 

- Agencie Fowler nie traktuj zbyt lekko tego Silasa. Megatron wyznawał identyczną ideologię przed pogrążeniem Cybertronu w wielką wojnę, która zniszczyła nasz świat. - Optimus napomniał Fowlera.

Nie mam pojęcia co to mają być niby za ideologie, ale zakładam, że jeżeli chcą wykraść to urządzenie to chodzi o wojnę. Wojnę w której lepszy zwycięży. 

- Optimusie przygotujcie się do fazy drugiej. Pięć mil na południe znajduje się miejsce spotkania. - zakomunikował nam wszystkim Rachet. Za chwilę akcja z pociągiem.

Na jakiś czas MECH zniknął. Jednak wiadome było, że nie odpuszczą tak łatwo i jeszcze wrócą. 

Fowler i Optimus wytłumaczyli mi kim byli ci ludzie. 

- Pozwól że zapytam, ale łuk?! - zapytał Fowler.

- No co? To aż takie dziwne że zamiast pistoletu używam łuku?

- Nie sądzisz jednak że pistolet byłby lepszy?

- Od zwykłego łuku? Tak. Od mojego? Nie. I tysiąckrotne nie.

Po jakimś krótkim czasie dotarliśmy do torów kolejowych, a tam właśnie jechał nasz pociąg. 

- Autoboty utrzymać ścisłą formację. - zarządził lider.