niedziela, 19 listopada 2017

Fnaf Mythology Naga Vincent X Lisson Nikki cz4

Nikki 

Po tym co zaszło szybko wyszłam z wody i się osuszyłam z pomocą magi. Na już wyschnięte ciało szybko nałożyłam ubrania. Włosy i lisi ogon jednak wciąż pozostały wilgotne. Potrzebują trochę więcej czasu. 

Szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia z jaskini, gdzie udał się naga, ale go tam nie zastałam, za to na trawie widziałam lekkie ślady. Trop prowadził w stronę gęstego lasu, więc domyślam się, że ruszył na polowanie. Chciałam z nim pogadać o tym co się zdarzyło, ale może to nawet lepiej, że nie muszę. To byłaby naprawdę krępująca rozmowa. 

Postanowiłam dokończyć moją pracę z włosami. Przeczesywałam je samymi palcami, bo niestety nie posiadam grzebienia. Ten pozostał w mojej komnacie. Gdy włosy były już wyczesane wzięłam jedno z dłuższych źdźbeł wielkiej trawy, która akurat rosła koło jaskini węża i związałam nią złote włosy. 

Las wydawał się naprawdę interesujący, a w dodatku po wczorajszym zwiedzaniu jestem prawie pewna, że się nie zgubię. Jakby co mogę wytężyć swoje zmysły i wrócić po własnych śladach. Jestem lissonem to nie będzie wielką trudnością. 

Przechadzając się po borze zbierałam nowe okazy roślin. Przynajmniej jak dla mnie nowe, ponieważ dla mieszkańców tego lasu to pewnie nic nowego. Lecz te rośliny nie występują poza tym miejscem. 
Przy okazji kierowałam się nad strumień. Nie chcę zaspokoić pragnienia, bo w pełni wystarczyła mi woda ze źródła w jaskini Vincenta, ale widziałam poprzedniego dnia w tej wodzie ryby i krzaki owocowe na brzegu małej rzeczki, a ja już jestem głodna. 

Podczas mojej podróży nad strumień w pewnej chwili otoczyły mnie drzewka owocowe, a tam odwrócony do mnie plecami satyr. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego. 

- Jeremy! - zawołałam do bruneta.

Chłopak podskoczył zaskoczony, po czym odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się na mój widok. 

- N-nikki dobrze c-cię widzieć. C-co tu ro-robisz? - zapytał nieśmiałek jąkając się co drugie słowo.

- Kierowałam się właśnie nad strumień by złowić jakąś rybę i zebrać trochę owoców. Inaczej ujmując to w słowa jestem głodna. - przyznałam radośnie.

Byłam w dobrym humorze i naprawdę cieszyłam się ze spotkania satyra. 

- O-och! Wiesz a-akurat sam t-też się t-tam wybierałem. M-mike już j-jest tam, ło-łowi ryby.

- Ach, czyli oboje zamierzacie przygotować sobie posiłek z ryb i owoców. Mogę więc się przyłączyć do śniadania?

- O-oczywiście! - powiedział szczęśliwie Jeremy.
Po chwili gdy zebrał jeszcze trochę owoców, w czym mu pomogłam ruszyliśmy oboje w dalszą podróż nad rzeczkę. - A-a jak b-było z V-vincentem? - zapytał cicho satyr w pewnym momencie.

-  Cóż z początku wydawał się trochę wrogi, potem zafascynowany, gdy użyłam magi, wdzięczny gdy podzieliłam się z nim jedzeniem jakie przyniosłam z pałacu, a później … zażenowany, kiedy ujrzał jak kąpię się w jego jeziorku w środku jaskini.

- C-co?! - zawołał Jeremy. Na jego twarzy pojawiła się czerwień. Rumienił się na samo wyobrażenie tego, jak stoję naga w wodzie, a Vincent mi się przygląda.

- Nie wiem jak długo tam stał, ale zauważyłam go kiedy stracił równowagę? W pewnej chwili po prostu runą jak kłoda na ziemię. Spanikowałam i zakryłam się mokrym ogonem, ale on był chyba jeszcze bardziej zestrachany bo lada moment uciekł i tyle go widziałam. To było trochę żenujące… - przyznałam rumieniąc się. - Ale również odrobinkę zabawne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz