sobota, 31 grudnia 2016

Wesołego roku 2017!

Wesołego sylwestra drodzy czytelnicy! Życzę wam szczęśliwego i owocnego dla was nowego roku. Mam nadzieję, że w 2017 wejdziecie z radością i wielkimi uśmiechami na twarzach. Te życzenia składam także w imieniu osób które mogliście poznać czytając moje opowiadania oraz kilku których poznacie dopiero w nadchodzącym roku. Nie jestem za dobrom artystką, ale starałam się jak tylko potrafiłam więc mam nadzieje, że obrazek wam się podoba. Dwie postacie towarzyszące Drakonice pozostawię na razie zagadką, którą ten nowy rok może rozwiązać. Jeszcze raz wesołego nowego roku i do widzenia!

niedziela, 20 listopada 2016

Tina X Ben Drowned Rozdział 1


Tina POV

Otworzyłam swoje zielone oczy, by spostrzec że śpię nie w łóżku tylko na kanapie. No i tak się kończy oglądanie maratonu Jurassic Park w telewizji z rodzinką, ale oni chyba wywędrowali do sypialni, a mnie przykryli kocem. Co zanieść śpiącej księżniczki do jej komnaty to już nie łaska? Ach nie ważne. Wstałam z kanapy i poszłam do łazienki ogarnąć, brązowe włosy, i odprawić codzienną rutynę. Po wyjściu z łazienki udałam się do kuchni i zrobiłam sobie kanapki, które zaniosłam do swojego pokoju. Włączyłam komputer i sprawdziłam Youtuba, u Disowskyy'ego był nowy film. Kolejny horrorek, ale na szczęście mam kanapki z taktycznym bekonem (kiedy skupiasz się na czymś innym np. jedzeniu nie boisz się tak bardzo, a o co chodzi z tym bekonem, obejrzyjcie jakiś film Disa i się dowiecie). Założyłam słuchawki i rozkoszowałam się kanapkami, przy trzymającej w napięciu grze i gadaniu Disa. Kiedy filmik się skończył odniosłam do zmywarki talerz po kanapkach i wróciłam do pokoju. Przechodząc za uwarzyłam, że rodzice już wstali i szykowali się do pracy. Kiedy usiadłam przy komputerze wyłączyłam Youtube, bo nie miałam ochoty niczego oglądać i nie wiedziałam co robić. Myślałam tak chwilę w co by tu se zagrać, na co miałabym ochotę? Skierowałam wzrok na półkę z moimi grami, była to dość pokaźna kolekcja. Moją uwagę zwróciła jedna gra bez okładki, na której markerem napisano Majora. Pamiętam że dostałam ją 3 dni temu, ktoś mi ją wysłał, ale nie wiem kto. Wzięłam do rąk pudełko i obejrzałam je dokładniej. Gra na konsole, hmm czemu nie? Lubiem starsze gry, ponieważ nie są przedobrzone, a w The Legend of Zelda: Majora's Mask nie grałam, więc pora nadrobić zaległości. I może jeżeli gra będzie działać to nagram ją na mój kanał. Po włączeniu gry zauważyłam że istniał już zapis gry o nazwie „BEN”. Chwila. Skądś to znam, coś mi się kojarzy, ale z czy mi się to kojarzy? Może przekonam się w trakcie gry? Uznałam że skoro ktoś zostawił ten zapis to nie powinnam go ruszać. Możliwe w końcu że to specjalnie, a jakbym go usunęła to ten ktoś kto mi ją przysłał by się obraził. Stworzyłam więc nowy plik zapisu który zatytułowałam „Tina”. Gra chodziła bardzo płynnie co mnie zadowoliło, ale niestety czasami NCP zamiast nazywać mnie „Tina” tak jak powinni czasami nazywali mnie „BEN”, co wykluczyło możliwość nagrania gry. W głowie pojawiła mi się myśl, że może gdybym usunęła tą poprzednią grę to wszystko wróciło by do normy i mogłabym to nagrać, ale jednocześnie mój umysł krzyczał bym nie usuwała tego, nie wiem dlaczego. I tak już na początku widzę że to trudna gra, tak samo jak wszystkie gry od Zeldy, i ciężko było by to nagrywać. Już wolę przejść to sama, dla spełnienia, w czym ten mały bug mi nie przeszkodzi? Grałam non stop cały dzień, robiłam tylko przerwy na jedzenie i pójście do łazienki. Przyznam gra mnie wciągnęła. Dotarłam już do Snowhead Temple, ale obawiałam się że mogę nie zdążyć jej skończyć na czas. Postanowiłam więc wykorzystać bug czwartego dnia. Wiem o nim bo przy okazji jak szukałam pomocy u wujka google to znalazłam wzmianki o nim. Tak przyznaję się pomagałam sobie internetem, ale to naprawdę trudna gra! Dokładnie o godzinie 00:00:00 ostatniego dnia poszłam porozmawiać z astronomem i spojrzałam w teleskop. Udało się, odliczanie zniknęło! Jednak kiedy odeszłam od teleskopu nie zastałam astronoma, a zamiast tego znalazłam się w pomieszczeniu z bossem końcowym gry! O co tu chodzi?! To nie powinno się wydarzyć, Skull Kid nie powinien pojawić się w tym momencie gry! Próbowałam poruszać się po otoczeniu, ale za każdym razem nie ważne gdzie poszłam Skull Kid się na mnie gapił, nic nie robił tylko się gapił. Już chciałam nacisnąć RESET kiedy pojawił się tekst „Nie jesteś pewien czemu, ale najwidoczniej miałaś rezerwację...” ta wiadomość wyświetla się kiedy dostajesz klucz od Anju w Stock Pot Inn. Ale dlaczego pojawiła się tutaj i dlaczego pisało miałaś, przecież postacią z gry jest Link mężczyzna. Jakieś piętnaście sekund później pojawił się kolejny napis “Udać się do legowiska bossa świątyni? Tak/Nie”. Nie miałam pojęcia co się dzieje, ale ciągle ta sytuacja mi się z czymś kojarzyła. I znowu coś mówiło mi bym nie naciskała „Tak”, więc nacisnęłam „Nie”. Ekran wypełniła czerń i pojawił się napis „Nie powinnaś tego robić” po czym konsola się wyłączyła. CHWILA! Ten napis. Ta gra. Plik zapisu zatytułowany BEN! O FU**!!! CREEPYPASTA o BENIE DROWNERZE! CZYLI TO PRAWDA?! Muszę coś wymyślić nie chcę umrzeć! Dobra o ile pamiętam Ben Drowned zabija poprzez doprowadzenie człowieka do depresji i w końcu zmuszając do samobójstwa. Jeżeli uda mi się jakoś go zniechęcić do mnie może uda mi się? Oby tylko nie był zbyt zdeterminowany. I dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że gapiem się w pusty ekran. No cóż czeka mnie ciężka praca w nie daniu się zabić.


Pierwszy rozdział nowego opowiadania. I przeprosiny ode mnie, że nie wypuściłam tego wcześniej, ale do końca tego roku będę ograniczać używanie komputera. Rodzice są źli z powodu rachunków za prąd. Więc nowe rozdziały mogą pojawiać się rzadko. Jeszcze raz za to przepraszam i dziękuję za czytanie tego. 

poniedziałek, 7 listopada 2016

Rozdział 10 cz2

Szłam przez las. Trzeba przyznać w nocy jest tu przerażająco, ale nie obchodziło mnie to musiałam znaleźć Wilsona i to przed tym jak moja pochodnia się wypali. Przystanęłam i wsłuchałam się w mój instynkt, po czym ruszyłam biegiem, mając nadzieje, że i tym razem mnie nie zawiedzie. Biegłam chwilę, po czym zatrzymałam się kiedy zobaczyłam światło. To musi być Wilson. Podeszłam ostrożnie wygaszając moją pochodnię i chowając się za krzakami. To rzeczywiście był on, a światło pochodziło od pochodni wbitej w ziemię. I wtedy zobaczyłam jego lewą rękę. Nie była normalna, była bardziej demoniczna, cała czarna. Jakby tego było mało cień Wilsona ożył. Wyglądał jak zagęszczona w jednym miejscu chmura czarnej mgły, ale po chwili jego ciało stało się bardziej, jak to ująć … cielesne? Po prostu nie przypominało już mgły, co nie zmieniało jednak faktu, że emanowała od niego mgiełka. Zauważyłam także, że cień nie ma lewej ręki. Czy to możliwe, że jego ręka jest teraz ręką Wilsona?
- No proszę twoje antidotum znowu przestało działać. Znowu za wcześnie. - powiedział cień do Wilsona.
- Receptura przestaje działać. - stwierdził Wilson po czym wyciągną z kieszeni pustą strzykawkę. - A zapas który przygotowałem właśnie się skończył.
- No i co teraz zamierzasz zrobić? Znowu znikniemy na parę tygodni, może nawet miesięcy, byś ty mógł przyrządzić nową porcje tego swojego antidotum? A co jeśli całkiem przestanie działać? Już nigdy nie wrócisz? - pytał się cień. To wyglądało jakby swoimi pytaniami próbował odwieść Wilsona od porzucenia nas.
- Rozumiem o co ci chodzi Dark, ale nie mogę tak się pokazać innym. - powiedział Wilson.
- To pomyśl właśnie o innych. Pamiętasz jak ostatnim razem zniknąłeś by przygotować nową porcję twojego specyfiku? Martwili się i to bardzo. A pomyślałeś o tej nowej dziewczynie? Zamierzasz ją tak po prostu zostawić bez słowa? - cieć zbliżył się do uch Wilsona i powiedział mu coś, ale nie usłyszałam co to było. I w tym momencie mój instynkt kazał mi wyjść z krzaków i tak zrobiła.
- No właśnie pomyślałeś o mnie i o reszcie? - zapytałam. Wilson natychmiast zesztywniał jak tylko mnie zobaczył.
- Dra-Drak! - krzyknął przestraszony. Chowając lewą rękę za plecy.
- Spokojnie Wilson wszystko słyszałam. - powiedziałam zbliżając się do niego, po czym wzięłam jego lewą rękę. - To naprawdę nie jest takie straszne Wilson. Jestem pewna, że inni powiedzą to samo. - posłałam mu lekki uśmieszek, który po chwili odwzajemnił. Czułam jednak jeszcze, że obawia się powiedzieć reszcie. - Poza tym ja też mam sekret. - powiedziałam i cofnęłam się trochę, po czym wysunęłam skrzydła i ogon. Oczy Wilsona otwarły się szeroko ze zdziwienia, tak samo jak jego szczęka, która gdyby nie była przymocowana to by odpadła.
- Jak? - zapytał po chwili.
- Powiedzmy nie jestem z tego świata. I tylko osoby którym ufam mogą o tym wiedzieć, a ja ufam wam wszystkim, a tobie Wilson najbardziej. Uśmiechną się a na jego twarzy zobaczyłam malutki rumieniec. Sama też się trochę zarumieniłam. Właśnie mu powiedziałam jak bardzo mu ufam.
- A zatem wróćmy do obozu. - powiedział z uśmiechem. Nadal mogłam w nim wyczuć nutkę strachu, ale nie tak dużą jak przedtem. Wilson wyrwał pochodnię z ziemi i wyciągną w moją stronę rękę z coraz większym rumieńcem na twarzy. Ja też się jeszcze bardziej zaczerwieniłam i podałam mu rękę. Szliśmy z powrotem do obozu trzymając się za ręce. Cień Wilsona śledził nas trzymając się trochę z tyłu i odwracając wzrok od naszej pary. Chyba nie lubi tak słodkich rzeczy jak pary i trzymanie się za ręce. Kiedy dotarliśmy do murów obozu słońce już wschodziło. Wilson zatrzymał się wyraźnie obawiając się pokazać reszcie.
- Wilson. - powiedziałam próbując zwrócić jego uwagę. Udało się spojrzał mi prosto w oczy tak jak tego chciałam. - Wszystko będzie dobrze. Nie jesteś sam. - na jego twarzy pojawił się mały uśmiech.
- Dziękuję. - wyszeptał. W odpowiedzi dałam mu radosny uśmiech, i weszliśmy do obozu.



Co powie reszta na rękę Wilsona i jego Cienia, jak to w ogóle się stało? A co z informacją o tym kim jest Drakonika? Wszystko w następnej części. 

niedziela, 23 października 2016

Rozdział 10 cz1

Tej nocy nie spałam. Wilson nalegał bym się położyła, ale mimo to wolałam zostać na warcie. Szczerze on mówił że to jego warta i nie zmruży oka, ale widziałam że jest zmęczony, i miałam rację. W połowie nocy po prostu zasną na siedząco. Wyglądało to naprawdę uroczo. Podczas warty miałam dziwne wrażenie że coś nadchodzi, jakieś niebezpieczeństwo, ale czułam że jest jeszcze daleko. Kiedy wzeszło słońce wszyscy zaczęli się budzić.
- Dzień dobry śpiochy! - zawołałam radośnie, żeby jeszcze trochę ich dobudzić.
- Optymistyczny poranek. - stwierdziła Willow.
- Z natury jestem optymistką. - odrzekłam. - To co dziś robimy?
- *ziewnięcie* Idziemy do głównego obozu. Będziesz mogła poznać resztę. - odpowiedział Wilson.
- Resztę? - zapytałam zdezorientowana.
- Tak jest nas tu więcej. A ty jesteś pierwszą osobą od dawna, która tu trafiła. - powiedziała Willow.
- Szczerze to myśleliśmy, że Maxwell skończył z dodawaniem nowych zawodników do ''gry''. - dodał Wilson. - Ale powinniśmy ruszać, musimy dotrzeć przed zmierzchem, a czeka nas długa droga. - podniósł swój plecak, a reszta zrobiła to samo. Ruszyliśmy na zachód. Wilson powiedział mi że to wielka wyspa, dookoła otoczona przez ocean, który nie wiadomo gdzie się kończy, ich główna baza znajduje się przy brzegu wyspy. Takie położenie podobno pomaga odpierać ataki psów, bo wiadomo że nadejdą od strony lądu.
(Psy Gończe to zwierzątka Maxwella. Pojawiają się nie wiadomo skąd i ich jedynym celem to zabić.) Po drodze Wilson pokazywał mi jakie rzeczy są przydatne, na jakie należy zwracać szczególną uwagę, czy jakich się wystrzegać. Minęliśmy także wioskę świń (Ja nazywam ich Pigmen'ami, bo przypominają ludzi ale są świniami), gdzie Wilson wymienił u świńskiego króla kilka jak ujął bezużytecznych przedmiotów na złoto, z którego można wytworzyć na przykład solidniejsze narzędzia. Kiedy dotarliśmy do obozu znowu zapadał zmierzch. Przyznam wyglądał majestatycznie na takie miejsce. Cały obóz był otoczony kamiennym murem, a w środku było pełno skrzynek, kilka lodówek, ogniska, namioty i cała masa różnych sprzętów. I właśnie wtedy poznałam resztę ekipy:
Wigfrid – Rudowłosą dziewczynę wiking, która jak powiedział Wilson je tylko mięso i uwielbia walczyć.
Wes – Mim, jak to mim nie mówi. Typowy wesołek.
WX78 – Robot z charakterkiem. Źle znosi deszcz.
Woodie – Drwal o pokaźnej rudej brodzie i uzależnieniu od ścinania drzew. Od Wilsona wiem że jeżeli zetnie ich za dużo to może stać się wielkim bobrem. Dosłownie.
Webber – Pająk o ludzkich rozmiarach i ogólnie jest bardzo ludzki. Podobno potrafi zaprzyjaźnić się z tymi niebezpiecznymi pająkami z wyspy.
Wickerbottom – Bibliotekarka, zna na pamięć wiele metod wytwarzania … wszystkiego.
Po zapoznaniu się usiedliśmy przy ognisku i zaczęliśmy rozmawiać. W pewnym momencie zauważyłam, że z lewą ręką Wilsona coś się dzieje. Zaczynała tak jakby się zmieniać. Wilson też to zauważył i szybko schował rękę, ukrywając to co się działo przed oczami towarzyszy.
- Wybaczcie, ale muszę się oddalić. - powiedział zdenerwowany, po czym wstał i odszedł w kierunku lasu zabierając ze sobą pochodnię, bo zaraz miała zapaść noc.
- Znowu znika. Ostatnio coraz częściej tak ucieka bez wyjaśnienia. - powiedziała zmartwiona Willow.
- Czy Panu Wilsonowi coś jest? - zapytała Wendy.
- Nie wiem. - odpowiedziała Willow.
- Idę za nim. - powiedziałam, po czym od razu ruszyłam. Nie czekałam aż podzielą się ich zdaniem na ten temat. Wzięłam z ogniska dłuższy kawałek drewna używając go jako pochodni, bo właśnie zapadła noc. Wyszłam poza obóz, ale po Wilsonie nie było już śladu.



I ciąg dalszy nastąpi! To była bardziej informacyjna część, czyli nudna, ale obiecuję następna już taka nie będzie.

niedziela, 16 października 2016

Tina X Ben Drowned (Prolog)

Tina X Ben


Hej! Jestem Tina, Tina Play. Ciekawe nazwisko nie? Mieszkam niedaleko miasta AttaCity, a niedaleko znaczy bliżej lasów, nad jeziorem. Nie lubię miejskiego życia, za dużo hałasu. Tam gdzie mieszkam mam ciszę i spokój, które przydają się w moim zajęciu, a mianowicie nagrywaniu gier. Jestem Youtuberką, mam 199 895 subów! Co oznacza, że niedługo wbije mi 200K! Będę musiała przygotować coś dla moich widzów, ale to później! Obecnie mam tak jakby wakacje. Dla internetów i youtuba mnie nie ma, ale to nie znaczy, że nie korzystam z tych dwóch rzeczy! Nie wiem czy bym mogła obejść się bez komputera przez 3 tygodnie, choć pewnie bym mogła, ale mi się nie chce. Jestem zalogowana na prywatnych kątach i korzystam z wakacji ile się da, a bardzo w tym pomaga bliskość jeziora w którym można się kąpać, albo zwiedzać las, wziąć namiot i nie wracać przez parę dni. Mój kochany sprzęt do nagrywania jest schowany, żeby nie przeszkadzał i nie kusił. Mama była by zła gdybym w ciągu tych 3 tygodni coś, cokolwiek nagrała. Ona jest względem mnie bardzo wyrozumiała, tak samo jak tata. Wszyscy jesteśmy komputerowcami, tata to technik komputerowy, a mama programistka. I tak wciąż mieszkam z rodzicami, ale co w tym dziwnego mam dopiero 16 lat. Dzięki tej opowieści dowiecie się jak zaczęła się moja przygoda z creepytastą. Kto by pomyślał, że wszystko zacznie się od jednej gry.


Nowa historia się zaczyna. Jak poradzi sobie młoda youtuberka w starciu z mordercą? … A i wybaczcie jakość rysunku, ale wykonywałam go w zeszycie. 

niedziela, 9 października 2016

Rozdział 9 Don't Starve


*5 miesięcy później*

Drakonika

Sporo się wydarzyło, zwiedziłam już tyle światów. A miłość Emila i Emilii rozkwita! Jestem wspaniała w swataniu, szkoda tylko że ja nikogo nie mam. Dzięki podróżom do innych wymiarów mam wielu przyjaciół, ale wciąż, gdy widzę zakochane paru czuję, że kogoś mi brakuje. Kogoś kto kochałby mnie i zawsze był by pocieszyć w swoich ramionach po ciężkich bojach, które przyniosły stratę, kogoś kto zawsze przy mnie będzie i sprawi że nie będę czuła się sama pośród tłumu. Może w końcu znajdę kogoś takiego jak mój tata. Nadal niewiele o nim wiem, ale na pewno mama i on bardzo się kochali, przecież z ich miłości powstałam ja. Z mojego zamyślenia wyrwało mnie uczucie że muszę gdzieś się udać, a konkretnie przejść przez portal. Wstałam szybko, ale ostrożnie bo nie chciałam poślizgnąć się na dachówce. Taa właśnie byłam na dachu jednej z wież pałacu, lubię oddawać się myślą wpatrując się gwiazdy. Skoncentrowałam się i przede mną pojawiła się mała wyrwa, która po chwili urosła na tyle, że była ode mnie odrobinę większa. Bez zastanowienia weszłam w nią. Nie mówię zwykle komukolwiek z pałacu że wyruszam w kolejną podróż, bo nie mam na to czasu, a kiedy poczuję że muszę ruszać trzeba działać. Przeszłam przez portal i wpadłam w ciemność. Czułam pod stopami trawę, widziałam na niebie pół księżyc i gwiazdy które świeciły tak lekko, że prawie wcale. Słyszałam skrzypienie gałęzi starych drzew poruszanych przez wiatr, oraz szum trawy i szelest liści zdrowych drzew. W pewnym momencie w ciemności zobaczyłam oczy wpatrujące się we mnie i potworne warczenie od nich. Zaczęła się cofać, portalu przez który przeszłam już nie było więc pozostało jedno. WIAĆ! Szybko obróciłam się o 180 stopni i rozpoczął się pościg ponieważ to coś mnie goniło. Wyraźnie słyszałam ciężkie łapy opadające na ziemię kilka stóp za mną.
- Pomocy!!! - nie wiem dlaczego krzyczę, ale instynkt mi to zasugerował więc tak zrobiłam. W tej chwili przewróciłam się, chyba o kamień, nie jestem pewna bo jest za ciemno by cokolwiek zobaczyć. Obróciłam się na plecy i zaczęłam się szybko cofać (wciąż byłam na ziemi). To coś było coraz bliżej. Moje oczy otworzyły się szeroko, była przerażona. Moja ucieczka w tył zakończyła się walnięciem plecami o pień drzewa. Jedyna myśl jaka mi przeleciała wtedy przez głowę to „Czy to koniec?”. I w tym momencie usłyszałam szybko zbliżające się w moją stronę kroki, i poświatę zza krzaków po mojej prawej, dopiero teraz zauważyłam że tam były. Z tamtej strony wyskoczył chłopak, staną przede mną obrócony w moją stronę plecami. W prawej ręce trzymał pochodnię, dzięki której mogłam zobaczyć moje otoczenie. To coś co mnie goniło syknęło i schowało się głęboko w ciemność z dala od światła pochodni. A więc to coś boi się światła. Chłopak po chwili odwrócił się się do mnie i wyciągną do mnie rękę.
- Hej wszystko w porządku? - spytał zatroskanym głosem. Podałam mu dłoń i spojrzałam na niego. Ubrany był w białą (no ociupinkę szarzejącą) koszulę na którą nałożona była czerwona kamizelka, nosił czarne, materiałowe spodnie i czarne eleganckie buty, trochę już ubrudzone i schodzone, na rękach miał cienkie czarne rękawiczki odsłaniające palce i sięgające aż do podwiniętych rękawów koszuli, także były trochę zniszczone. Jego kruczo czarne włosy, raczej na pewno były w dzisiejszych czasach nietypową fryzurą, jak się przyjrzeć to układały się trochę na kształt litery W. Kiedy spojrzałam w jego oczy czas nagle staną, nie mogłam oderwać wzroku, dosłownie zatonęłam w ich głębokiej toni. A on chyba miał tak samo bo żadne z nas nie potrafiło przerwać kontaktu wzrokowego. Utknęliśmy tak jakby czas i przestrzeń poza nami nie istniała. Każda chwila, była wiecznością. W pewnym momencie chłopak wzdrygną się tak jakby coś go uszczypnęło, ale nie widziałam nic oprócz jego cienia. Dopiero wtedy w końcu przestaliśmy trwać w nicości i pomógł mi wstać. Czułam na swoich policzkach ciepło, chyba się zarumieniłam. Chłopak obrócił głowę w kierunku z którego przyszedł, wyraźnie starając się ukryć rumieniec.
- W ciemności czai się dużo niebezpieczeństw, nie powinnaś podróżować po ciemku. I… może zabiorę cię do obozu zanim pochodnia się wypali. - zaproponował. Przytaknęłam, nie wiem dlaczego, ale nie mogłam się odezwać, jakby coś zakleiło mi usta.
- Dobrze, a więc chodź za mną. - ruszył w kierunku z którego się zjawił, dzięki pochodni widziałam że byliśmy przedtem w lesie który był tylko lekko zarośnięty, było dużo przestrzeni i pewnie dlatego podczas ucieczki nie wpadłam na któreś z drzew, a teraz wyszliśmy na trawiastą łąkę, gdzieniegdzie mijaliśmy krzaki z jagodami i jakieś kwiaty. W pewnej chwili zauważyłam światło trochę dalej. Szliśmy w jego kierunku, powoli zaczęłam dostrzegać że to ognisko, wokół którego siedziały cztery postacie, spośród których jedna była duchem.
- Wróciłem! - zawołał chłopak do czwórki, ci natychmiast przerwali rozmowę i spojrzeli w jego stronę.
- Pan Wilson! - zawołała mała dziewczynka o blond włosach spiętych czerwonymi kwiatami w dwa kucyki. Miała na sobie białą koszulkę, czerwoną spódniczkę i skarpetki do kolan w czerwono białe paski. Obok niej była duch dziewczyny wyglądającej dokładnie tak samo jak ona tylko była starsza.
- Wilson no w końcu już zaczynaliśmy się martwić. - powiedziała dziewczyna z czarnymi włosami upiętymi w dwa kuce, których końce podwijały się w górę. Nosiła czerwoną koszulę, czarną spódnicę, rajstopy i trzewiki, oraz właśnie bawiła się zapalniczką. - A kim jest twoja towarzyszka?
- To jest...
- Jestem Drakonika. - powiedziałam z uśmiechem. W tym całym zamieszaniu zapomniałam się przedstawić.
- Tak Drakonika! Ach wybacz mi za moje maniery całkiem zapomniałem się przestawić, otóż jestem Wilson Percival Higgsbury, ale mów do mnie Wilson. A oto moi towarzysze Willow - wskazał na dziewczynę z zapalniczką. - Wendi - teraz na dziewczynkę. - oraz jej siostrę Abigail. – duch. - A to Wolfgang - mężczyzna w stroju w czerwono białe paski, wygląda jak cyrkowy siłacz. Miał bujne czarne wąsy i przylizane włosy. Właśnie pałaszował się mielonymi. W chwili gdy Wilson zobaczył mielone cały entuzjazm z niego uleciał.
- Wolfgang czy to moja kolacja? - zapytał znużonym głosem. Cała reszta natychmiast odwróciła się w stronę umięśnionego mężczyzny.
- Wolfgang!!! - krzyknęły trzy dziewczyny.
- No co muszę dużo jeść by być silnym.
- Ale co teraz zje Wilson?! - powiedziała zła Willow na co Wolfgang otworzył usta by coś powiedzieć, ale po chwili je zamkną zapewne nie wiedząc co powiedzieć. Wilson westchnął i usiadł koło ogniska i poklepał miejsce obok niego dając mi znak bym usiadła, więc tak zrobiłam.
- A więc jesteś nowa w Don't Starve? - zapytał.
- Tak, praktycznie nie mam pojęcia o co to za miejsce i gdzie jestem. - odpowiedziałam.
- Praktycznie jak każdy nowy przybysz. Otóż to jest miejsce zabaw pewnego człowieka Maxwella, a my jesteśmy jego zabawkami. Wywiózł nas tutaj, a my musimy zrobić wszystko by przetrwać, co nie jest proste, ponieważ jest tu pełno potworów, a sam Maxwell też nam utrudnia. Oprócz przetrwania staramy się znaleźć sposób by się stąd wydostać, ale jak na razie żadna z prób ucieczki się nie powiodła.
- Czyli jesteście tutaj uwięzieni? - zapytałam.
- Tak samo jak ty. - odpowiedziała Willows. Chwila ja też? Spróbowałam otworzyć portal ale nic się nie stało. Nie mogę otworzyć portalu! Moje oczy otwarły się szeroko i zaczęłam panikować w myślach. W pewnym momencie poczułam dłoń na ramieniu. Spojrzałam na Wilsona i tak jak przypuszczałam to była jego ręka. Kiedy spojrzałam w jego oczy cały mój niepokój znikną.
- Hej nie bój się. Znajdziemy sposób na wydostanie się. - powiedział kojącym głosem. Ma rację znajdziemy wyjście. Jestem Enderdragonem i już wiem dlaczego tu trafiłam. Uwolnię ich.


W końcu po długiej przerwie i braku pomysłu i chęci znalazłam w sobie determinację by napisać kolejny rozdział z przygód Drakoniki! I jestem pewna jednego nie będę pisać o wszystkich jej przygodach, tylko o tych najlepszych, bo inaczej to siebie wykończę.

poniedziałek, 23 maja 2016

Rozdział 8 Czy ONA czytała MOJE opowiadanko!?

Drakonika

Obserwowałam Emila i Emilie jeszcze chwilkę, ale postanowiłam zostawić ich sam na sam Z MIŁOŚCIĄ! Jestem idealną swatką to trzeba przyznać. Jeju żebym tylko przypadkiem nie powiedziałam im że ich śledziłam, bo przerobią mnie na, na... nie wiem co, ale przerobią! Zaczęłam iść korytarzem w stronę sali balowej, ale w pewnym momencie zatrzymałam się. Nie wiedziałam czemu ale instynkt kazał mi to zrobić. Rozejrzałam się i za uwarzyłam drzwi prowadzące do Biblioteki Stworzenia? Podeszłam do nich i weszłam do wieży. Rozglądnęłam się i za uwarzyłam, że pojawiła się nowa książka. Co dziwnie nie była ułożona na pułkach, tylko leżała na małym okrągłym stoliczku na środku sześciokątnego pomieszczenia. Wzięłam książkę do rąk i otwarłam pierwszą stronę.
- „Enderdragon Pierwsza strażniczka” - przeczytałam na głos. Ten tytuł mnie zdziwił, przecież nikt nie mógł znać tej historii. Chyba że napisała to widząca, osoba która myśli, że wymyśla jakąś historię, a tak naprawdę spisuje dzieje innego wymiaru! Zaczęłam czytać książkę. Może w końcu dowiem się czegoś o swojej matce?

------------------                                                                                ------------------
Rozdział I : Początek
Na początku czasu nie istniało nic oprócz pustki i istoty wszechpotężnej stworzonej z gwiazd. Tą istotą był Gwiezdny Smok.
Widząc pustkę postanowił ją wypełnić stworzył więc gwiazdy ,a po gwiazdach planety. Jednak świat był zimny i pozbawiony barw. Stworzył więc rośliny i rozsiał je po planetach, potem stworzył zwierzęta które zamieszkały na planetach. Jednak światu nadal czegoś brakowało, brak było istot które mogły by podziwiać ten świat, tworzyć w tym świecie. Stworzył więc istoty myślące, przypominały one jego samego. Były to smoki, ale nie zwykłe olbrzymie bestie, były tylko trochę wyższe od człowieka chodziły na dwóch nogach i tylko nieliczne miały skrzydła. Gwiezdny Smok dzielił się z nimi swą wiedzą spisując księgi, które znajdowały się w wieży zbudowanej przez niego samego, ale nie była to zwykła wieża, była zaczarowana, gdyby lecieć w górę minęło by sporo czasu zanim dotarło by się na szczyt. W wieży mieszczą się wszystkie księgi jakie kiedykolwiek powstały, nie zależnie skąd pochodzą ( w przyszłości także z innych wymiarów ) . Jednak Gwiezdny Smok nie chciał tworzyć tylko jednego świata, postanowił stworzyć ich więcej i każdy będzie inny. Zaczął więc tworzyć co bardzo go wyczerpało więc przybrał postać gwiazdozbioru i zasną na niebie każdego wymiaru jaki stworzył, jednak nadal był w pełni świadom tego co się dzieje w tych światach.
W tym samym czasie pierwszy świat rządzony przez smoki rozwijał się, zgłębiano tajniki magi, medycyny, nauki i wszystkich dziedzin. Ta rasa dostała wszystko, z ksiąg wiedziała wszystko, w tamtych czasach nie znano zła w żadnym ze światów, ale niedługo miało się to zmienić, bo zawsze w idealnym świecie znajdzie się skaza. Zagłada tego świata zaczęła się od pewnej Magini, po prostu pojawiła się pewnego dnia jako małe dziecko. Przygarnęła ją pewna smoczyca która była jedną z tych bez skrzydeł, choć sama Magini miała skrzydła. Jej wygląd był dość specyficzny, miała długie czerwone włosy, czarne łuski i co najdziwniejsze czarne oczy, co u jej rasy nie było spotykane. Jej charakter też był dość dziwny, nie lubiła bawić się, tańczyć, śpiewać, zamiast tego wolała całymi dniami siedzieć w wieży i czytać księgi na temat magi, portali i innych światów.
Inne Smoki chciały odciągnąć ją od ksiąg, ale kiedy próbowali Magini dziwnie się zachowywała, nie wiedzieli że to była złość ponieważ nie znali jej więc zdziwieni odchodzili. Kiedy rozpowiedzieli o tym reszcie chcieli zajrzeć do ksiąg, ale Magini nie wpuściła ich do wieży mówiąc że księgi należą tylko do niej ( ukazała wtedy samolubność ). Zaniepokojone smoki pobiegły prosząc o pomoc przybraną matkę Magini, słysząc co dzieje się z jej córką udała się do wieży. Magini wpuściła ją jedną, matka próbowała przekonać córkę by opuściła wieżę, ale kiedy nie zadziałała dyplomacja przyszedł czas na nakazy. Matka kazała jej opuścić wieże na co Magini odpowiedziała dwoma słowami„ Nienawidzę cię!”. Choć macocha nie znała takiego słowa kiedy je usłyszała poczuła bul i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć Magini wypchnęła ją przez okno ( a akurat znajdowały się w tym czasie na najwyższym piętrze ). Przybrana matka nie posiadała skrzydeł więc upadła na ziemię łamiąc wszystkie kości, zmarła na miejscu.
Smoki ogarną strach jedna z nich nie żyła, zginęła z rąk własnej tej która się nią opiekowała. Magini wyjrzała z okna wieży by zobaczyć martwą matkę, ale kiedy to zrobiła patrząc na nią nie czuła smutku czy strachu lecz radość, siłę i władze. Zapragnęła by ten świat do którego tak nie pasowała pokłonił jej się, a jako że doskonale władała magią nie stanowiło to problemu. Magini zaczęła zmieniać wszystkie smoki w posłuszne jej cienie. Jasne słońce przysłoniły czarne chmura, a wkrótce pokłonił się jej cały świat lecz ona wciąż chciała więcej. Magini przypomniała sobie że istnieją jeszcze inne światy i że zna zaklęcie otwierające portal do nich. Jednak zaklęcie nie mogło być rzucone byle gdzie, było zbyt potężne więc musiała zrobić to w kamiennym kręgu tam była najsilniejsza aura.
Udała się więc w jego kierunku, a w czasie jej podróży miało wydarzyć się coś niezwykłego, coś co przygotował na nią Gwiezdny Smok.
Gwiezdny Smok czując zbliżające się niebezpieczeństwo postanowił stworzyć strażnika portali i innych wymiarów. Tym strażnikiem był Enderdragon, była nim Kres matka Drakoniki, formom przypominała człowieka, miała jasną cerę, czarne jak otchłań włosy i oczy świecące tak jasno jak gwiazdy w purpurowym kolorze. Gwiezdny Smok głęboko w jej sercu ukrył coś czego wcześniej nie stworzył, tym tworem była prawdziwa miłość, która łączy kochanków. Kiedy Magini znalazła się w pobliżu kamiennego kręgu nagle tuż przed nią pojawił się jasny strumień światła z którego wyszła Kres.
- Kim jesteś by śmieć stawać mi na drodze! - krzyknęła wściekła Magini.
- Jestem Kres Enderdragon, strażniczka wszystkich wymiarów, córka Gwiezdnego Smoka. - odpowiedziała dumnie Kres.
- Wszyscy jesteśmy jego dziećmi jest naszym stwórcą. A teraz zejdź mi z drogi lub GIŃ!
- Nie zejdę ci z drogi skazo.
- A więc GIŃ!!! - Magini przybrała postać smoka, ale nie zwykłego tylko olbrzymiego, stojącego na czterech łapach potwora. Kres uczyniła to samo i wzniosła się w przestworza, a Magini ruszyła za nią. Rozpoczęła się walka na śmierć i życie, od wyniku tego starcia zależał los wszystkich światów. Jednak Kres czuła że nie zdoła zabić Magini, była zbyt potężna. Kres używając swojego instynktu wzniosła się jeszcze wyżej i zaczęła wymawiać słowa zaklęcia.
- Nikomule sawa charit septum koro Kres – (na mój rozkaz przybądź księżycu Kresu ) wtem za Kres Pojawił się po raz pierwszy księżyc Kersu ( zwiększał on moc Enderdragona ), Magini widząc to szybko ruszyła w stronę Kres, a ona dalej mówiła zaklęcie
Kette soro mento netpum gerihme kai Enderdragon, te navhme Darknes - ( bądź przeklęta ty która zapoczątkowałaś chaos, nie będziesz posiadać ciała puki żyje Enderdragon, ty której imię Darknes ) Magini która prawie dotarła do Kres zaczęła zmieniać się w czarną mgłę, Kres skuliła się jej klatka piersiowa zaczęła świecić, kiedy Magini przybrała postać mgły Kres nagle wyprostowała się, jej skrzydła stworzyły podmuch który rozwiał mgłę do wszystkich wymiarów sprawiając że Magini stała się częścią każdego z nas, aby zachować równowagę kres wystrzeliła blask z jej serca za mgłą dając nam wszystkim miłość którą podarował jej Gwiezdny Smok. Kres po rzuceniu zaklęcia była wyczerpana nie mogła utrzymać się w powietrzu, zaczęła spadać zamknęła oczy, a gdy je otwarła nie była już w tamtym wymiarze znalazła się na latającej wyspie a przed nią stał olbrzymi pałac, wtem usłyszała głos w swojej głowie był to głos Gwiezdnego Smoka.
- Udało ci się Kres, dzięki tobie znowu panuje równowaga, lecz twoja misja się nie skończyła. Magini pod postacią Ciemności będzie próbowała ją zachwiać, masz strzec równowagi Kres. To miejsce jest osobnym wymiarem nazwanym twoim imieniem to twój nowy dom. - na twarzy Kres pojawił się uśmiech i powiedziała
- To dopiero początek.

------------------                                                                                ------------------

- Czyli tak wszystko się zaczęło. Rasa zniszczona przez Ciemność która była jedną z nich, a jej imię to Darknes. To nie jest jeszcze dokończone... ale kto to napisał? - powiedziałam po czy sprawdziłam autora.
- Ulsia333, a więc ty jesteś moją widzącą. Możliwe że piszesz nawet to jak czyta tą historie. - ciekawe... jakby co to pozdrowienia dla Ulsi, ale nie powiem tego na głos, bo to było by dziwne pozdrawiać nicość. Odłożyłam książkę na stolik.
- Czekam na następną część Ulsia. - powiedziałam po czym opuściłam bibliotekę i wróciłam na imprezę i no proszę nasze gołąbki wróciły na przyjęcie.


Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że nie było rozdziałów! Musiałam się uczyć na próbne egzaminy. I wiem to mnie nie usprawiedliwia, ale błagam nie zabijajcie mnie. Za to zdradzę wam że rozpocznę historię z innego wymiaru, historię Fnaf i mam już kilka rysunków do tego.

niedziela, 8 maja 2016

Rozdział 7 Urodziny BFF cz2


Czekałam pod drzwiami, aż ktoś mi otworzy. Usłyszałam kroki po drugiej stronie drewnianych drzwi, które po chwili otworzyły się ukazując moją najlepszą przyjaciółkę Emile.
- Drakonika co ty tu robisz? - zapytała trochę zdziwiona moim przybyciem, ale wyraźnie cieszyła się z tego. No nic dziwnego że się zdziwiła przez skype powiedziałam jej że teraz mieszkam w Ameryce w moim domu rodzinnym i wiem kłamczucha ze mnie, ale nie mogłam jej wyjawić prawdy, lecz teraz mogę jej powiedzieć.
- Przyszłam po ciebie droga kumpelo, w końcu masz urodziny, a ja przygotowałam niespodziankę. - powiedziałam z uśmiechem.
- Niespodziankę mówisz, a o jaką niespodziankę ci chodzi. - zapytała zaciekawiona.
- Dowiesz się za chwilę Emi, a teraz mogę wejść. Mam coś ważnego do powiedzenia.
- Oczywiście wchodź. - powiedziała odsuwając się od drzwi, tym samym ujawniając wnętrze jej domu. Przetarłam buty o wycieraczkę, bo wiem jak mama Emilii nie lubi kiedy roznosi się błoto po czystej podłodze i weszłam do środka. Po chwili znalazłam się w małym lecz przytulnym salonie, w którym siedzieli członkowie rodziny mojej przyjaciółki, a mianowicie pani i pan Berk (rodzice Emilii), jej starszy brat Marcin (mimo że ma 24 lata nadal mieszka z rodzicami, bo nie może znaleźć przyzwoitej pracy i to nie tak że mu się nie chce, on bardzo chce pracę, ale ludzie wolą kogoś z doświadczeniem którego on niestety nie miał), Natalia i Monika (kuzyneczki).
- Dzień dobry. - powiedziałam, a wtedy wszyscy popatrzyli się na mnie, a pani Berk wstała z fotela i mnie przytuliła, a ja odwzajemniłam uścisk, po chwili odkleiła się ode mnie.
- Dobrze cię widzieć Drakoniko. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się ciebie tu, podobno mieszkasz teraz w Ameryce.
- Tak naprawdę to kłamstwo, prawdą jest tylko to że odnalazłam miejsce z którego pochodzę. - na twarzach wszystkich pojawiło się zdziwienie. Ach teraz muszę wszystko ładnie wyjaśnić.
- Opowiem wszystko tylko proszę nie przerywać. - wszyscy skinęli głowami na tak.
- Otóż w dniu moich urodzin jak zwykle miałam ten sen, ale tym razem widziałam wszystko wyraźnie. Okazało się, że ten sen to tak naprawdę moje wspomnienia, odkryłam że moi rodzice nie byli normalnymi ludźmi. Moja mama była Enderdragonem, między wymiarowym strażnikiem. Zginęła ona w dniu moich urodzin, a z tatą nie wiem co się stało, w związku z tym ja zostałam jej następczynią. Przez dwa tygodnie od dnia moich urodzin ćwiczyłam w nowym domu, który znajduje się w innym wymiarze, poznałam nowych przyjaciół i wciąż szukam informacji o mojej rodzinie. - wyraźnie nikt nie uwierzył w moją opowieść. Zamknęłam oczy i wysunęłam skrzydła i ogon, a kiedy otwarłam oczy te świeciły fioletem.
- To co wam mówię jest prawdą, ja jestem Enderdragonem.
- Ale jak to możliwe? - zapytała Natalia.
- Mój tata próbując mnie chronić przed Ciemnością, która pragnęła mojej śmierci wysłał mnie do innego wymiaru, ale robił to w pośpiechu bo jego też ścigano.
- A więc to była ta niespodzianka? - zapytała Emila.
- Nie. Niespodzianką jest to, że zapraszam was wszystkich do mojego domu, bo przygotowałam przyjęcie. Będą tam też moi przyjaciele, którzy pomogli w przygotowaniach. - powiedziałam radośnie, po czym otworzyłam portal prowadzący do Kresu.
- Zapraszam wszystkich do środka. Po drugiej stronie czeka przyjęcie. - wszyscy weszli do portalu z lekkim lękiem, ale to normalne przy pierwszym razie. Kiedy Emila miała wejść do portalu chwyciłam ją za ramię, a ta spojrzała na mnie zdziwiona.
- Ty wejdziesz innym portalem. - kiedy wszyscy oprócz nas weszli zamknęłam portal i otworzyłam drugi portal. Spojrzałam na Emile z uśmiechem dając jej znak żeby weszła. Zrobiła tak jak chciałam, a ja weszłam za nią. Trafiłyśmy do mojego pokoju.
- A to prezent ode mnie z okazji osiemnastki. - powiedziałam wskazując ręką na łóżko na którym leżała piękna zielona sukienka. Na ten widok Emila zakryła usta rękoma i widziałam że zaraz się rozpłacze.
- Nie płacz tylko przymierz. - powiedziałam śmiejąc się. Ona mnie uścisnęła.
- Dziękuję Drak. - powiedziała wylewając łzy szczęścia. Ja odwzajemniłam jej uścisk.
- Czego nie robi się dla przyjaciół. - po chwili odkleiłyśmy się od siebie, a Emi otarła ręką resztę łez.

- Dobra ty się przebież, a ja też to zrobię. W końcu w takich ciuchach nie pójdę na twoje przyjęcie. - powiedziałam po czym weszłam do szafy. Szczerze żałuję, że nie prowadzi do Narnii, miałam bym więcej miejsca do manewrów z zakładaniem sukienki. Po pewnym czasie zmagania się z małą przestrzenią wyszłam z szafy ubrana w: 

Gdy zobaczyłam moją przyjaciółką szczena mi opadła do samej podłogi. Miała na sobie:
 - Łoł Emi wyglądasz zniewalająco! - powiedziałam z wyraźnym zachwytem w głosie.
- Dzięki Drak, ty też wyglądasz wspaniale. - powiedziała z uśmiechem. Przeczesałyśmy jeszcze włosy i zostawiłyśmy je rozpuszczone, bo tak wyglądało najlepiej. W końcu wyszłyśmy z pokoju i udałyśmy się do sali balowej. Zatrzymałyśmy się przed drzwiami prowadzącymi do sali balowej. Spojrzałam na przyjaciółkę, po czym otworzyłam drzwi.
- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęli wszyscy zgromadzeni. Popatrzyłam na twarz mojej koleżanki i wyraźnie malował się tam uśmiech od ucha do ucha. Na środku sali stał stolik z kółkami, na którym stał tort. Podeszłyśmy do niego, a wszyscy śpiewali „sto lat”, kiedy Emila podeszła do tortu, zamknęła na chwilę oczy, po czym je otworzyła i zdmuchnęła wszystkie osiemnaście świeczek za jednym zamachem. Zgromadzeni przestali śpiewać i zaczęli klaskać. Ja zaczęłam się dopatrywać jednej osoby, bo byli wszyscy oprócz Emila. Po chwili zobaczyłam go podpierającego się o ścianę i wpatrującego się w... Emi? Wpatrywał się w nią z zachwytem i... uczuciem? Chwila czy on na serio zakochał się w niej od pierwszego wyjrzenia? Nawet z nią nie gadał, ani nic. No nie znają się! Ale ten błysk w oku. To prawdziwa miłość. Chwila czemu o tym pomyślałam, czy mój instynkt potrafi wyczuć coś takiego jak prawdziwa miłość? Jeżeli tak, to muszę im pomóc, nie pozwolę by szansa na coś tak pięknego jak miłość przepadła.
- Dobra pora rozkręcić tę imprezę! - krzyknął enderman o niebieskich włosach, siedzący na miejscu dla didżeja. To musi być Emet, brat Emila. Wtem rozbrzmiała muzyka i wszyscy zaczęli tańczyć, a poniektóre osoby podchodziły do Emilii i składali jej życzenia i wręczali prezenty. Pomyślałam że to właśnie to, Emil nie ma dla niej prezentu, a w ogrodzie widziałam pewien przepiękny zielony kwiat.
(a konkretnie ten)
Podeszłam do Emila i oparłam się o ścianę obok niego.

- Zapomniałeś o prezencie? - spytałam patrząc na jego reakcję, ale on tylko westchną. - Wiesz jej ulubiony kolor to zielony i uwielbia kwiaty. Dobra ja spadam. - odeszłam od Emila pozostawiając go wpatrującego się w podłogę. Wyraźnie zaczął się nad czymś zastanawiać.


Emil

Kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem, jakby cały świat przestał istnieć. Dosłownie nie mogłem oderwać od niej oczu. Jej uśmiech wydawał się najpiękniejszy na świecie, te długie ciemno blond włosy i te wspaniałe zielone oczy jak głębia dżungli. Po prostu przepiękna, a jeszcze ta wspaniała suknia. Moje zachowanie musiała zauważyć Drakonika, bo podeszła do mnie, i oparła się o ścianę obok mnie.
- Zapomniałeś o prezencie? - na te słowa westchnąłem. Rzeczywiście nie mam dla niej prezentu, myślałem że zrobię tort i nic więcej, ale teraz chciałbym jej coś dać. - Wiesz jej ulubiony kolor to zielony i uwielbia kwiaty. Dobra ja spadam. - powiedziała i poszła. Wpatrywałem się w podłogę i zastanawiałem się nad tym co powiedziała. Zielony i kwiaty. Sekunda przecież w ogrodzie mamy jeden kwiat Grint. On jest zielony, i szczerze mówiąc dość rzadki, ale także piękny, prawie tak piękny jak ona. Zebrałem się w sobie i podszedłem do niej.
- Witaj ty zapewne jesteś Emilia, przyjaciółka Drakoniki. - spojrzała prosto w moje oczy, a ja w jej no i zgubiłem się w nich. Znów cały świat przestał istnieć.
- T-tak j-jestem. - powiedziała wyraźnie się jąkając. Posłałem jej pytające spojrzenie, a ona chyba dopiero zauważyła że się jąka. Przerwała kontakt wzrokowy, dzięki czemu wyrwała mnie ze stanu „poza ziemią”. - Wybacz, zwykle się nie jąkam. Nie wiem co mi się stało. - mówiła wpatrując się w podłogę i próbując ukryć rumieniec, ale i tak go zauważyłem. Czy to możliwe, że ona czyje to samo ciepłe uczucie?
- Nie szkodzi. Jestem Emil, przywódca Enderstraży. - tym razem ona wysłała mi pytające spojrzenie. Wyraźnie nie wiedziała kim jest Enderstraż, ale tu przez mojego brata jest trochę za głośno na rozmowy, a i tak miałem zabrać ją do ogrodu. - Może wyjdziemy na zewnątrz tu jest trochę za głośno. - stwierdziłem, a ona skinęła głową na tak. Wyprowadziłem ją z sali balowej i od razu zrobiło się ciszej, więc po drodze do ogrodu postanowiłem jej opowiedzieć o Enderstraży. - A więc Enderstraż to strażnicy Kresu, czyli tego wymiaru. Naszym zadaniem jest służyć Enderdragonowi. Do Enderstraży należą nieliczne endermany, tylko wybrani mają ten zaszczyt. Sam mieszkam tu od 4 roku życia. - opowiadałem jej, a ona uważnie słuchała. Po chwili weszliśmy do ogrodu, teraz wystarczyło znaleźć kwiat.
- Moja historia jest jak historia każdej zwykłej dziewczyny, może oprócz tego, że poznałam Drakonike. Kiedy miałam 5 lat spotkałam ją po raz pierwszy na placu zabaw w pobliżu sierocińca. Od tamtego dnia spotykałyśmy się co jakiś czas. Kiedy miałyśmy po osiem lat Drakonika uciekła, a ja jej pomogłam. Codziennie przychodziłam do niej po szkole i razem powtarzałyśmy materiał więc umiała wszystko to co ja. Sama żyję w biednej rodzinie mama nie pracuje, brat nie może znaleźć pracy, a tata zarabia wystarczająco pieniędzy żeby kupić jedzenie, zapłacić rachunki, ale to za mało na jakiekolwiek luksusy. - jej historia była zdecydowanie ciekawsza od mojej. Widać że z powodu biedy sporo przeszła, ale mnie jej stan majątkowy obchodzi tak jak Drakonike logika (czyli w ogóle).
- Wiesz, sądzę że musisz mieć złote serce skoro tak bardzo pomogłaś Drakonice.
- Dzięki, ale przesadzasz. Każdy na moim miejscu by tak postąpił.
- Otóż nie każdy. Niektórzy ludzie po prostu by zostawili ją samą sobie, ale ty jej pomogłaś. Jesteś wyjątkowa. - znowu się zarumieniła. A my dotarliśmy na miejsce. Schyliłem się i zerwałem kwiat.
- To prezent ode mnie. Jest prawie tak piękny i cudowny jak ty. - powiedziałem wpinając jej kwiat w te cudowne ciemno blond włosy. Na te słowa zrobiła się cała czerwona.
- Dziękuję. On jest wspaniały, tak samo jak ty. - tym razem ja się zarumieniłem. Znowu patrzyliśmy sobie w oczy, a wokół nas rozciągały się kwitnące ogrody Kresu, a niebo było pokryte tysiącem gwiazd. W pewnej chwili nasze twarze zaczęły się zbliżać do siebie, aż w końcu złączyły się w miękkim i delikatnym pocałunku, który po chwili przerodził się w namiętny i, i nie można tego wyrazić słowami. Nie wiem jak, ale wokół nas zaczęły unosić się płatki kwiatów rosnących w pobliżu sprawiając że ta chwila stała się jeszcze bardziej magiczna. To uczucie wewnątrz mnie, to ciepło, teraz było jak płomień. To niesamowite, czy to prawdziwa miłość?


Drakonika

Obserwowałam ich przez cały czas. To było urocze, oni naprawdę będą idealną parą. Kiedy tylko zobaczyłam, że pocałowali się. O MÓJ nie mówię dalej. Instynkt podszepną mi jakieś słowa które wymówiłam szeptem, sama nie wiem co powiedziałam, ale zerwał się lekki wietrzyk i sprawił że płatki kwiatów w pobliżu tej dwójki zaczęły wirować wokół nich. Scena jak z bajki Disney'a. To zdecydowanie prawdziwa miłość.

No i proszę mamy pierwszą parę jaką połączyła Drakonika, bo kto powiedział że Emilia i Emil to jedyni? No i w końcu pojawiła się perspektywa kogoś innego niż Drakonika.

niedziela, 1 maja 2016

Rozdział 6 Urodziny BFF

Po przejściu przez portal na nowo stanęłam przed pałacem. Nie przywitał mnie nikt, pewnie nawet niewiedzą, że wróciłam. Podeszłam do drzwi i wpadł mi pomysł jak zrobić wejście. Kopnęłam wielkie drzwi pałacowe i krzyknęłam.
 - Z buta wjeżdżam!!! - na pewno usłyszeli, zwłaszcza, że te drzwi tak trzasnęły o ścianę, jacie mam szczęście, że nie wyleciały z zawiasów. Natychmiast pojawił się przede mną Emil.
 - Dziewczyno jeżeli zawsze będziesz tak wracać to zniszczysz te drzwi! - wydarł się na mnie, a ja tylko się głupio uśmiechnęłam. Emil przewrócił oczami i mnie uściskał, jacie nie spodziewałam się, że będzie tak tęsknił. Odwzajemniłam uścisk, po czym się odkleiłam od puchatego, mięciutkiego futerka endermana, chociaż szczerze mówiąc ani trochę nie chciałam. Ku*** on jest za mięciusi i puchaty! 
 - Nawet szybko ci poszło, a mógłbym wiedzieć co cię tam spotkało? - zapytał zaciekawiony Emil. 
 - Poznałam członków Kręgu Żywiołu i wychodzi na to że ich poprzednicy znali moją matkę. 
 - Nic dziwnego twoja matka podróżowała po wielu wymiarach. 
 - A może wiesz coś więcej o nich?
 - Niestety muszę cię rozczarować Drakoniko, ponieważ ja nic nie wiem. Służę w tym pałacu dopiero od 18 lat i pół roku. 
 - Czyli przybyłeś tu pół roku przed śmiercią mojej matki. Chwileczkę mówiłeś że trafiłeś tu jak miałeś 4 latka, czyli teraz masz ...22! - wykrzyczałam ostatnie, Emil nigdy nie chciał mi podać swojego wieku, ale teraz się zdradził. Gdy tylko to usłyszał strzelił sobie facepalme i zaczął coś mruczeć pod nosem, co było chyba przekleństwem. 
 - No daj spokój prędzej czy później i tak bym się dowiedziała. - powiedziałam po czym udałam się w kierunku swojego pokoju. Po krótkim przejściu przez korytarz trafiłam przed drzwi prowadzące do mojego ukochanego pokoju. Otworzyłam je i siadłam na łóżku, po chwili sprawdziłam komórkę. Cztery nowe wiadomości.
/Fir/ "Mam wiadomość, reporterka wszystko o tobie wygadała."
/Lukas/ "Wygląda na to, że TOOŚ już wie kim jesteś."
/Fil/ "TOOŚ to Tajna Organizacja Ochrony Świata jakby co."
/Derk/ "Głupia nazwa co? Ale co teraz jak cały świat już wie o tobie?" postanowiłam odpisać, w końcu muszą wiedzieć co robić.
/Drakonika/ "Nic, po prostu niech wiedzą. Nie obchodzi mnie co zrobią z tą informacją."  napisałam, po czym odłożyłam telefon i położyłam się spać, byłam wykończona po tej podróży. Następnego dnia, czy w ogóle można tak powiedzieć skoro tu zawsze świecą gwiazdy, no cóż obudził mnie mój migający telefon. Przeniosłam swoją rękę na stolik nocny na którym leżał telefon, chwyciłam go i zaspanym spojrzeniem spojrzałam na telefon. Była godzina 8.03, a na ekranie wyświetliło się przypomnienie o treści "Emilka ma dziś urodzinki". Sup, ale położyłam się z powrotem do łóżka.
 - EMILA MA URODZINY!!! - krzyknęłam podnosząc się z łóżka jak poparzona. No nie, kompletnie o tym zapomniałam, i co teraz nie mam dla niej prezentu. Szybko podbiegłam do szafy i wyjęłam:
Lapłam wszystko na łóżko i szybko zaczęłam się ubierać. Zwykle nie zakładam takich butów, ale to urodziny Emilii więc mogę założyć. Gdy skończyłam się ubierać wyciągnęłam skrzydła i ogon po czym wyfrunęłam z pokoju i poleciałam do kuchni. (poleciałam bo na szpilkach ciężko biegać) Zaczęłam grzebać we wszystkich szafkach kuchennych w poszukiwaniu składników na tort urodzinowy. Wszystko co było potrzebne wylądowało na blacie, potrzebna mi była jeszcze książka kucharska, bo to nie ja miałam gotować. Pofrunęłam do Biblioteki Stworzenia, czyli takiej wieży na drugim końcu pałacu. Wpadłam do wieży i zaczęłam przeczesywać półki w poszukiwaniu książki. W tej bibliotece są wszystkie książki jakie kiedykolwiek powstały, więc musi być też książka kucharska. Po chwili w końcu znalazłam "Torty i Ciasta", zaznaczyłam stronę z przepisem jaki chciałam zaginając róg kartki i z powrotem poleciałam do kuchni. 
 - Emil!!! - krzyknęłam tak żeby słyszał cały pałac, bo nie wiedziałam gdzie on teraz dokładnie jest. Po jakiejś sekundzie teleportował się tuż przede mnie.
 - Ja niczego nie zrobiłem! - krzykną z nutką strach w głosie i oczywiście kłamie,  ale co on zrobił?
 - Co??? 
 - Nic. - powiedział wręcz natychmiastowo, jak widać musiał napsocić.
 - Słuchaj jeżeli coś zmalowałeś masz to naprawić, ale teraz mam dla ciebie bardzo ważne zadanie. Musisz upiec ten tort. - powiedziałam pokazując mu tort na rysunku w książce. - Dziś moja koleżanka ma urodziny i zamierzam ją tu zaprosić, razem z jej rodzinom i mam zamiar zaprosić także Krąg. Wszystko ma być gotowe jak wrócę zrozumiano.
 - Ale czemu ja mam piec tort i gdzie ulicha ty się wybierasz. 
 - Masz upiec tort ponieważ to bardzo ważne i odpowiedzialne zadanie, a jeżeli tego nie zrobisz zabiję cię. A teraz będę na zakupach muszę mieć dla koleżanki prezent i jeszcze sprowadzić gości, a teraz ciał. - powiedziałam i otworzyłam portal przez który przeszłam. Znalazłam się w swoim starym pokoju, w starym domu. Wyciągnęłam z pod łóżka torebkę w której były moje oszczędności, czyli jakieś 5 tyś. Jeszcze raz otworzyłam portal i przeszłam przez niego, tym razem znalazłam się w bazie Kręgu Żywiołów. 
 - Wróciłam!!! - krzyknęłam radośnie, a po chwili cała czwórka znalazła się przede mną.
 - Drakoniko jakieś kłopoty? - zapytał zaniepokojony Lukas.
 - Czy coś się stało? - zapytał zaraz po nim Derk.
 - Nie wszystko w najlepszym porządku, chcę was po prostu zaprosić na przyjęcie urodzinowe mojej koleżanki. I co wy na to? - wszyscy się uspokoili słysząc te słowa, spojrzeli po sobie i. 
 - Z wielką chęcią weźmiemy udział w przyjęciu. - powiedział z uśmiechem Firkej. 
 - To wspaniale, tylko nie zapomnijcie przynieść prezentów.
 - A mogłabyś powiedzieć nam coś o tej koleżance? - zapytał Fil.
 - Oczywiście. Otóż ma na imię Emila, dziś obchodzi osiemnaste urodziny. Uwielbia kolor zielony, ma takiego koloru oczy i ciemno blond włosy. Ma starszego brata Marcina. Ma prawo jazdy, ale nie ma samochodu, bo ją nie stać. Ogólnie pochodzi z biednej rodziny. Zawsze marzyła o pójściu na studia informatyczne. 
 - Ok te informacje na pewno się przydają. - powiedział Lukas.
 - Dobra ja muszę spadać przyjdę po was o 14.30. - powiedziałam i znów otworzyłam portal. Znalazłam się w ciemnej alejce nieopodal sklepu który chciałam odwiedzić, a żeby nikt nie zauważył jak wychodzę z portalu trafiłam akurat do tej alejki. Wyszłam na główną ulicę i skierowałam się do sklepu "Snutti" (nazwa wymyślona). W tym sklepie mają najwspanialsze sukienki i buty jakie są. Zajęło mi trochę znalezienie tej idealnej sukienki i pary szpilek, ale w końcu się udało w innym sklepie dokupiłam jeszcze kolczyki. Wyrwałam się z zamyślenia i sprawdziłam która jest godzina. Jest 14.00! Nie wierzę jak ten czas szybko zleciał na łażeniu po sklepach! Weszłam do tej samej alejki w jakiej się wcześniej znalazłam i otworzyłam portal, którym wróciłam do swojego pokoju w pałacu. Położyłam sukienkę na łóżku, kolczyki w pudełku na łóżku, a buty przy łóżku. Wyszłam na korytarz sprawdzić czy są dekorację. Są, sprawdziłam jadalnię do stołu nakryto i jest tort, i wygląda nawet lepiej niż w książce, Emil się postarał. Poszłam jeszcze sprawdzić sale balową, w której stała scena, były głośniki i koło sceny było miejsce dla didżeja. Emilka będzie miała najlepsze urodziny w całym jej życiu. 
 - Podoba się? - zapytał ktoś kto stał za mną, a ja znam ten głos.
 - To wspaniałe Emil, na pewno jej się spodoba. - powiedziałam odwracając się do niego z wielkim uśmiechem. - Ale kto będzie didżejem? 
 - Mój młodszy brat Emet, zawsze się tym interesował i muszę przyznać, że jest dobry.
 - Ma niebieskie włosy zgadza się?
 - No proszę czyli jednak mnie słuchasz. - zaśmiałam się na te słowa.
 - Lecę po gości, a i chcę widzieć Enderstraż na przyjęciu. W końcu wy też zasłużyliście na zabawę. - powiedziałam po czym otworzyłam portal i przeszłam przez niego wchodząc do bazy Kręgu 
 - Gotowi? - zapytałam radośnie.
 - Tak gotowi. - zapewnił Lukas.
 - Ale możemy mieć mały problem. - wtrącił Derk.
 - A mianowicie? - zapytałam zdezorientowana. Firkej chwycił mnie za ramię i odwrócił do okna za którym stał zielony Nissan 370Z. Na ten widok mnie zamurowało, a kopara opadła.
 - Kupiliście jej Nissana 370Z? - zapytałam, bo nadal nie wierzyłam w to co widzę.
 - Tak, mamy dość kasy żeby tak zrobić. - stwierdził Fil.
 - A w końcu to twoja przyjaciółka. - dopowiedział się Lukas.
 - A to właśnie dzięki tobie wciąż żyjemy. - dodał Firkej, którego życie uratowałam dwa razy, raz jak wyłowiłam go spod lodu, a drugi jak rozbroiłam reaktor. 
 - Jesteście wspaniali, ale jak to zabrać do Kresu? 
 - I tu jest problem. - skomentował Derk. Zastanowiłam się przez chwilę i wpadłam na jaksze wspaniały plan. Uśmiech rozkwitł na mojej twarzy wraz z planem w mej głowie.
 - Kluczyki prosz. - Firkej trochę zaniepokojony moim uśmiechem podał mi kluczyki.
 - A teraz do portalu sio. - powiedziałam wskazując na portal który się otworzył. Trochę niechętnie, ale weszli do portalu, a ja zostałam sama z kluczykami do samochodu. (wspominałam że nie mam prawa jazdy?) Wsiadłam do samochodu i odpaliłam silnik. Ruszyłam z piskiem opon, zrobiłam profesjonalnego drifta zawracając wprost na budynek, lecz nie zwalniałam, pędziłam wprost na budynek i w ostatniej chwili otworzyłam portal. Przejechałam przez portal i znalazłam się nieopodal pałacu, zaparkowałam równolegle do wejścia. Wysiadłam z wozu i zobaczyłam chłopaków czekających przed wejściem. Rzuciłam Firkejowi kluczyki i podeszłam do drzwi, i kiedy miałam otworzyć dotarło do mnie że pewnie nigdy nie widzieli endermana. Odwróciłam się do nich. 
 - Ostrzegam, że w środku można spotkać endermany. 
 - Endermany??? - zapytał Lukas.
 - Takie trzy metrowe istoty humanoidalne, pokryte czarnym futrem. Radzę ich nie denerwować, bo was zabiją. - powiedziałam spokojnie z uśmiechem na twarzy, po czym otworzyłam drzwi. 
 - Sonia zaprowadź gości do sali balowej! - zawołałam, a po chwili owa endermanka teleportowała się do nas. Ja otworzyłam portal i poszłam po jubilatkę i jej rodzinę. Znalazłam się przed jej domem, na szczęście mieszka troszkę dalej od głównej ulicy i nikt mnie nie zobaczył. Widać było samochody członków rodziny którzy zjechali się na niewielkie przyjęcie, niewielkie może na razie. Podeszłam do drzwi i zapukałam.


Przepraszam, że poprzednio nie było rozdziału, ale miałam urodzinki i nie chciało mi się pisać. Wiem jestem leń, ale zdradzę że w następnym rozdziale Drakonika pobawi się w swatkę. 


niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 5 Pierwsza wyprawa cz2

Szłam tak przez chwileczkę, potem weszłam do zbrojowni i zobaczyłam, że Firkej ocuca swoich braci. Ja zajrzałam do pokoju w którym byli zamknięci i wyczułam gaz usypiający, to wyjaśnia dlaczego byli nieprzytomni. Szybko zamknęłam drzwi, bo gaz mógłby przejść do innych pomieszczeń. Kiedy spojrzałam na Firkeja, zobaczyłam że udało mu się obudzić braci.
- Wszystko w porządku? - zapytał się blondyna o błękitnych oczach.
- Fir ty żyjesz! - krzykną uradowany blondyn, a potem przytulił rudego. Ach rodzeństwo, żałuję że sama go nie mam.
- Tak żyję, ale co się stało? Dlaczego byliście tam zamknięci, a reaktor był nastawiony na autodestrukcje? - zapytał Firkej odklejając się od brata.
- Nexsus, przybył tu i zabrał nam nasze moce używając jakiegoś kryształu. On powiedział, że utonąłeś w wodach Arktyki.
- Zgadza się, zabrał mi moc, a potem wysłał pod lodowiec, ale nie wiedział że ktoś obserwował. Lukas poznaj Drakonike, to właśnie ona mnie uratowała. - powiedział wskazując na mnie rękom.
- Hejka. - powiedziałam z uśmiechem.
- Jakim niby cudem zwykła dziewczyna zanurkowała do wód Arktyki i wyciągnęła ciebie z spod lodu? - mogłam się spodziewać, że nie uwierzy, więc zmieniłam moje oczy tak że emanował z nich fiolet.
- A czy ja ci wyglądam na zwykłą dziewczynę? - moje oczy znów stały się normalne. - W każdym razie, trzeba zająć się kryształem i tym całym Nexsusem.
- Ale niby jak? Nie mamy już swoich mocy. A i przy okazji jestem Derk. - powiedział chłopak o czarnych włosach i piwnych oczach.
- Czy to ważne czy macie moce czy nie? Zobowiązaliście się strzec bezbronnych. Oni na was liczą, czy chcecie zawieść tych ludzi?
- On ma rację z mocami, czy nie tylko my możemy powstrzymać Nexsusa. I jestem Fil. - powiedział chłopak o brązowych włosach i zielonych oczach.
- Tylko teraz potrzebny nam plan. - stwierdził Lukas. W pewnym momencie do głowy wpadł mi pomysł.
- Poudajemy że nadal macie moc. - wtedy wszyscy spojrzeli na mnie jak na wariatkę. - Gdyby Nexsus pomyślał, że nadal macie moce przybyłby po was jeszcze raz i wpadłby w zasadzkę.
- To nie głupi plan, ale jak to zrobić? - zapytał Firkej.
- To proste, nagrajmy film. - to mega głupie i jednocześnie genialne. Wszyscy jednak się zgodzili na mój plan, ciekawe czy Emilka uwierzy, że film może uratować cały świat. Fil i Derk przygotowali scenografie, Lukas zajął się efektami specjalnymi, a ja i Fir stworzyliśmy scenariusz. Gdy wszystko było gotowe do głowy wpadł mi jeszcze jeden wspaniały pomysł, potrzebowaliśmy jeszcze wścipskiej i pięknej reporterki. Firkej znał odpowiednią osobę do tej roli, wścipską i przepiękną reporterkę Jesike Leukson, która gdzie by się tylko pojawili musiała relacjonować przebieg wydarzeń. Fir zatelefonował do niej i poprosił o spotkanie w porcie, po czym wybrał się po nią. Ściągając ją na wyspę dopilnował żeby ani ona, ani jej kamerzysta nie wiedzieli gdzie dokładnie są, czyli skonfiskował telefony. Wtajemniczyliśmy reporterkę w nasz plan, a ona aż piszczała ze szczęścia, że może pomóc Kręgu Żywiołów. Czy to jakiś fangirl? Nagraliśmy film i przesłaliśmy go na cały świat, Nexsus musiał to zobaczyć. Po skończonej pracy samolotem na autopilocie wysłaliśmy reporterkę do domu. Szczerze mówiąc podczas prac nad filmem chłopacy poznali się na mojej psotnej i zabawnej stronie. Wszyscy zeszliśmy do zbrojowni i przygotowaliśmy się do walki, wiedzieliśmy że Nexsus włada teraz mocami czterech żywiołów więc według planu mieliśmy podstępem zwabić go poza ziemską atmosferę. Dlaczego? Bo w kosmosie nie ma ziemi pod stopami, nie ma oceanu i co najważniejsze powietrza, a bez tlenu znajdującego się w powietrzu ogień nie może się palić. Tam moce które zdobył byłyby bezużyteczne. Chłopcy wyszli ze zbrojowni w swoich specjalnych kombinezonach. Firkej miał podobny strój jak wcześniej, ale jednak ten był trochę inny, przede wszystkim ten miał hełm, Lukas miał taki sam tylko z niebieskimi elementami, Derk z brązowymi, a Fil z turkusowymi. Ja nie miałam niczego, chłopacy uznali pewnie że nie będę walczyć. Och jak się mylą, och jak bardzo się mylą jeżeli myślą, że jak ta dama w opresji będę siedzieć w bazie i się przyglądać. Po pewnej chwili na wyspie zjawił się Nexsus.
- Tym razem tego nie przeżyjecie! - warkną po czym zaczęła się walka. Ja wszystko obserwowałam z ukrycia, widziałam jak potajemnie chłopcy przyczepiają do zbroi Nexsusa mini silniki odrzutowe które miały wynieść palanta w kosmos. Kiedy wszystkie silniki zostały umieszczone na mechanicznej zbroi Lukas włączył je. Nexsus zaczął odlatywać w kierunku kosmosu, a chłopacy włączyli swoje plecaki odrzutowe i ruszyli za nim. Kiedy Nexsus zaczął pojmować ich plan, jego zbroja wytworzył impuls elektryczny który wyłączył silniki. Nexsus staną wysoko w powietrzu i zaczął się się śmiać.
- Na prawdę myśleliście, że pójdzie wam tak łatwo HAHAHA HA!! - zaśmiał się o jeden raz za dużo, moje oczy rozbłysły się na fioletowo, po czym przybrałam postać smoka i wzniosłam się w powietrze. Leciałam tak szybko że staranowałam Nexsusa po czym wypchałam go poza ziemską atmosferę. Bracia nie mogli uwierzyć własnym oczom, przed chwilą smok (czyli ja) staranował ich największego wroga, mimo zdziwienia ruszyli za nami. Kiedy byliśmy już poza atmosferą, w końcu puściłam ciołka, po czym przybrałam ludzką postać, choć nie całkiem, bo skrzydła i ogon zostały. Nexsus był przerażony tym co się stało, wykorzystując ten moment zaczęłam hakować jego zbroję, co zmieniło moje oczy na białe. Wyłączyłam przy zbroi wszystkie funkcje oprócz podtrzymywania życia, przez co Nexsus nie mógł się ruszyć. Zbliżyłam się do niego, po czym wyrwałam kryształ z jego zbroi i rozgniotłam go, zmieniając go w pył o czterech barwach, czerwonym, niebieskim, brązowym i turkusowym. Otworzyłam dłoń, a pył odpowiadający kolorowi strojów udał się do czwórki, po czym wsiąkną w nich, wypełniając ich energią żywiołów.
Wszyscy odzyskali swoje moce, ja posłałam im uśmiech i wzięłam sparaliżowanego Nexsusa i razem zresztą wróciłam do bazy. Umieściłam Nexsusa na ziemi, wyraźnie z wnętrza tej blaszanej puszki słyszałam liczne przekleństwa.
- Czy mogłabyś już wyjaśnić kim jesteś, bo to. To było łoł. - powiedział zafascynowany Fil
- Dobrze, ale może najpierw odstawimy go do więzienia. Mam dość wysłuchiwania jak on się niegrzecznie wyraża. - powiedziałam z naciskiem na dwa ostatnie słowa i wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Chłopacy zadzwonili do jakiejś tajnej agencji, po czym weszliśmy do bazy i zrobiliśmy sobie po kakałku, w końcu w kosmosie było zimno.
- Ufam wam już na tyle by wam powiedzieć. - zaczęłam, po czym wszyscy spojrzeli na mnie z niecierpliwością, oczekując wyjaśnień.
- Jestem Enderdragonem, strażniczką wszystkich wymiarów. Pojawiam się w różnych światach zawsze w odpowiedniej chwili, by pomóc takim jak wy. - wszyscy otworzyli szeroko oczy na słowo Enderdragon.
- Wiemy kim jest Enderdragon, ale myśleliśmy że to tylko legenda. - powiedział Firkej.
- Jaka legenda? - spytałam zainteresowana
- Otóż według legendy, za czasu pierwszego Kręgu Żywiołów jeden z czwórki zdradził. Był on jednak najsilniejszy z całej czwórki i reszta nie miała dość siły by go powstrzymać. Wtedy zjawił się Enderdragon, według mitu była to piękna kobieta o tlących się fioletem oczach. Stworzyła ona kryształ który pochłoną moc czwartego, zatrzymując jego rządy. Za pomocą kryształu podarowała ona moc czwartego nowemu członkowi Kręgu. Zostawiła ona kryształ pod opieką Kręgu, który postanowił go ukryć, a ona sama odeszła. - opowiedział Lukas
- Czyli to byłaś ty? - zapytał Derk
- Nie to nie byłam ja, ale przede mną był jeszcze jeden Enderdrago moja matka. Niestety nie żyje od 18 lat, zginęła w dzień moich urodzin. - powiedziałam smutno, chłopcy to zauważyli i podeszli mnie przytulić. Przytulas podziałał humor mi się poprawił, ale nie mogłam oddychać, czwórka to za dużo.
- Dość nie mogę oddychać. - wykrztusiłam, po czym mnie puścili.
- Dobrze, będę musiała się zbierać chłopaki, w końcu nie tylko wasz świat potrzebuje pomocy i jeszcze muszę mieć czas się wyspać. - powiedziałam z uśmiechem i wpadł mi do głowy jeszcze jeden pomysł.
- A może dacie mi swoje numery? - wszyscy się uśmiechnęli i dali mi swoje numery telefonu.
- Dzienks. A teraz do zobaczenia w przyszłości. - powiedziałam po czym otworzyłam portal. Chłopcy mi pomachali, a ja pomachałam im, po czym weszłam do portalu.


Drakonika zakończyła pierwszą przygodę w którą się wplątała i zdobyła czwórkę przyjaciół, ale to na pewno nie ostatni raz jak się widzą, na pewno będzie ich jeszcze odwiedzać.