niedziela, 9 października 2016

Rozdział 9 Don't Starve


*5 miesięcy później*

Drakonika

Sporo się wydarzyło, zwiedziłam już tyle światów. A miłość Emila i Emilii rozkwita! Jestem wspaniała w swataniu, szkoda tylko że ja nikogo nie mam. Dzięki podróżom do innych wymiarów mam wielu przyjaciół, ale wciąż, gdy widzę zakochane paru czuję, że kogoś mi brakuje. Kogoś kto kochałby mnie i zawsze był by pocieszyć w swoich ramionach po ciężkich bojach, które przyniosły stratę, kogoś kto zawsze przy mnie będzie i sprawi że nie będę czuła się sama pośród tłumu. Może w końcu znajdę kogoś takiego jak mój tata. Nadal niewiele o nim wiem, ale na pewno mama i on bardzo się kochali, przecież z ich miłości powstałam ja. Z mojego zamyślenia wyrwało mnie uczucie że muszę gdzieś się udać, a konkretnie przejść przez portal. Wstałam szybko, ale ostrożnie bo nie chciałam poślizgnąć się na dachówce. Taa właśnie byłam na dachu jednej z wież pałacu, lubię oddawać się myślą wpatrując się gwiazdy. Skoncentrowałam się i przede mną pojawiła się mała wyrwa, która po chwili urosła na tyle, że była ode mnie odrobinę większa. Bez zastanowienia weszłam w nią. Nie mówię zwykle komukolwiek z pałacu że wyruszam w kolejną podróż, bo nie mam na to czasu, a kiedy poczuję że muszę ruszać trzeba działać. Przeszłam przez portal i wpadłam w ciemność. Czułam pod stopami trawę, widziałam na niebie pół księżyc i gwiazdy które świeciły tak lekko, że prawie wcale. Słyszałam skrzypienie gałęzi starych drzew poruszanych przez wiatr, oraz szum trawy i szelest liści zdrowych drzew. W pewnym momencie w ciemności zobaczyłam oczy wpatrujące się we mnie i potworne warczenie od nich. Zaczęła się cofać, portalu przez który przeszłam już nie było więc pozostało jedno. WIAĆ! Szybko obróciłam się o 180 stopni i rozpoczął się pościg ponieważ to coś mnie goniło. Wyraźnie słyszałam ciężkie łapy opadające na ziemię kilka stóp za mną.
- Pomocy!!! - nie wiem dlaczego krzyczę, ale instynkt mi to zasugerował więc tak zrobiłam. W tej chwili przewróciłam się, chyba o kamień, nie jestem pewna bo jest za ciemno by cokolwiek zobaczyć. Obróciłam się na plecy i zaczęłam się szybko cofać (wciąż byłam na ziemi). To coś było coraz bliżej. Moje oczy otworzyły się szeroko, była przerażona. Moja ucieczka w tył zakończyła się walnięciem plecami o pień drzewa. Jedyna myśl jaka mi przeleciała wtedy przez głowę to „Czy to koniec?”. I w tym momencie usłyszałam szybko zbliżające się w moją stronę kroki, i poświatę zza krzaków po mojej prawej, dopiero teraz zauważyłam że tam były. Z tamtej strony wyskoczył chłopak, staną przede mną obrócony w moją stronę plecami. W prawej ręce trzymał pochodnię, dzięki której mogłam zobaczyć moje otoczenie. To coś co mnie goniło syknęło i schowało się głęboko w ciemność z dala od światła pochodni. A więc to coś boi się światła. Chłopak po chwili odwrócił się się do mnie i wyciągną do mnie rękę.
- Hej wszystko w porządku? - spytał zatroskanym głosem. Podałam mu dłoń i spojrzałam na niego. Ubrany był w białą (no ociupinkę szarzejącą) koszulę na którą nałożona była czerwona kamizelka, nosił czarne, materiałowe spodnie i czarne eleganckie buty, trochę już ubrudzone i schodzone, na rękach miał cienkie czarne rękawiczki odsłaniające palce i sięgające aż do podwiniętych rękawów koszuli, także były trochę zniszczone. Jego kruczo czarne włosy, raczej na pewno były w dzisiejszych czasach nietypową fryzurą, jak się przyjrzeć to układały się trochę na kształt litery W. Kiedy spojrzałam w jego oczy czas nagle staną, nie mogłam oderwać wzroku, dosłownie zatonęłam w ich głębokiej toni. A on chyba miał tak samo bo żadne z nas nie potrafiło przerwać kontaktu wzrokowego. Utknęliśmy tak jakby czas i przestrzeń poza nami nie istniała. Każda chwila, była wiecznością. W pewnym momencie chłopak wzdrygną się tak jakby coś go uszczypnęło, ale nie widziałam nic oprócz jego cienia. Dopiero wtedy w końcu przestaliśmy trwać w nicości i pomógł mi wstać. Czułam na swoich policzkach ciepło, chyba się zarumieniłam. Chłopak obrócił głowę w kierunku z którego przyszedł, wyraźnie starając się ukryć rumieniec.
- W ciemności czai się dużo niebezpieczeństw, nie powinnaś podróżować po ciemku. I… może zabiorę cię do obozu zanim pochodnia się wypali. - zaproponował. Przytaknęłam, nie wiem dlaczego, ale nie mogłam się odezwać, jakby coś zakleiło mi usta.
- Dobrze, a więc chodź za mną. - ruszył w kierunku z którego się zjawił, dzięki pochodni widziałam że byliśmy przedtem w lesie który był tylko lekko zarośnięty, było dużo przestrzeni i pewnie dlatego podczas ucieczki nie wpadłam na któreś z drzew, a teraz wyszliśmy na trawiastą łąkę, gdzieniegdzie mijaliśmy krzaki z jagodami i jakieś kwiaty. W pewnej chwili zauważyłam światło trochę dalej. Szliśmy w jego kierunku, powoli zaczęłam dostrzegać że to ognisko, wokół którego siedziały cztery postacie, spośród których jedna była duchem.
- Wróciłem! - zawołał chłopak do czwórki, ci natychmiast przerwali rozmowę i spojrzeli w jego stronę.
- Pan Wilson! - zawołała mała dziewczynka o blond włosach spiętych czerwonymi kwiatami w dwa kucyki. Miała na sobie białą koszulkę, czerwoną spódniczkę i skarpetki do kolan w czerwono białe paski. Obok niej była duch dziewczyny wyglądającej dokładnie tak samo jak ona tylko była starsza.
- Wilson no w końcu już zaczynaliśmy się martwić. - powiedziała dziewczyna z czarnymi włosami upiętymi w dwa kuce, których końce podwijały się w górę. Nosiła czerwoną koszulę, czarną spódnicę, rajstopy i trzewiki, oraz właśnie bawiła się zapalniczką. - A kim jest twoja towarzyszka?
- To jest...
- Jestem Drakonika. - powiedziałam z uśmiechem. W tym całym zamieszaniu zapomniałam się przedstawić.
- Tak Drakonika! Ach wybacz mi za moje maniery całkiem zapomniałem się przestawić, otóż jestem Wilson Percival Higgsbury, ale mów do mnie Wilson. A oto moi towarzysze Willow - wskazał na dziewczynę z zapalniczką. - Wendi - teraz na dziewczynkę. - oraz jej siostrę Abigail. – duch. - A to Wolfgang - mężczyzna w stroju w czerwono białe paski, wygląda jak cyrkowy siłacz. Miał bujne czarne wąsy i przylizane włosy. Właśnie pałaszował się mielonymi. W chwili gdy Wilson zobaczył mielone cały entuzjazm z niego uleciał.
- Wolfgang czy to moja kolacja? - zapytał znużonym głosem. Cała reszta natychmiast odwróciła się w stronę umięśnionego mężczyzny.
- Wolfgang!!! - krzyknęły trzy dziewczyny.
- No co muszę dużo jeść by być silnym.
- Ale co teraz zje Wilson?! - powiedziała zła Willow na co Wolfgang otworzył usta by coś powiedzieć, ale po chwili je zamkną zapewne nie wiedząc co powiedzieć. Wilson westchnął i usiadł koło ogniska i poklepał miejsce obok niego dając mi znak bym usiadła, więc tak zrobiłam.
- A więc jesteś nowa w Don't Starve? - zapytał.
- Tak, praktycznie nie mam pojęcia o co to za miejsce i gdzie jestem. - odpowiedziałam.
- Praktycznie jak każdy nowy przybysz. Otóż to jest miejsce zabaw pewnego człowieka Maxwella, a my jesteśmy jego zabawkami. Wywiózł nas tutaj, a my musimy zrobić wszystko by przetrwać, co nie jest proste, ponieważ jest tu pełno potworów, a sam Maxwell też nam utrudnia. Oprócz przetrwania staramy się znaleźć sposób by się stąd wydostać, ale jak na razie żadna z prób ucieczki się nie powiodła.
- Czyli jesteście tutaj uwięzieni? - zapytałam.
- Tak samo jak ty. - odpowiedziała Willows. Chwila ja też? Spróbowałam otworzyć portal ale nic się nie stało. Nie mogę otworzyć portalu! Moje oczy otwarły się szeroko i zaczęłam panikować w myślach. W pewnym momencie poczułam dłoń na ramieniu. Spojrzałam na Wilsona i tak jak przypuszczałam to była jego ręka. Kiedy spojrzałam w jego oczy cały mój niepokój znikną.
- Hej nie bój się. Znajdziemy sposób na wydostanie się. - powiedział kojącym głosem. Ma rację znajdziemy wyjście. Jestem Enderdragonem i już wiem dlaczego tu trafiłam. Uwolnię ich.


W końcu po długiej przerwie i braku pomysłu i chęci znalazłam w sobie determinację by napisać kolejny rozdział z przygód Drakoniki! I jestem pewna jednego nie będę pisać o wszystkich jej przygodach, tylko o tych najlepszych, bo inaczej to siebie wykończę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz