Tej
nocy nie spałam. Wilson nalegał bym się położyła, ale mimo to
wolałam zostać na warcie. Szczerze on mówił że to jego warta i
nie zmruży oka, ale widziałam że jest zmęczony, i miałam rację.
W połowie nocy po prostu zasną na siedząco. Wyglądało to
naprawdę uroczo. Podczas warty miałam dziwne wrażenie że coś
nadchodzi, jakieś niebezpieczeństwo, ale czułam że jest jeszcze
daleko. Kiedy wzeszło słońce wszyscy zaczęli się budzić.
-
Dzień dobry śpiochy! - zawołałam radośnie, żeby jeszcze trochę
ich dobudzić.
-
Optymistyczny poranek. - stwierdziła Willow.
-
Z natury jestem optymistką. - odrzekłam. - To co dziś robimy?
-
*ziewnięcie* Idziemy do głównego obozu. Będziesz mogła poznać
resztę. - odpowiedział Wilson.
-
Resztę? - zapytałam zdezorientowana.
-
Tak jest nas tu więcej. A ty jesteś pierwszą osobą od dawna,
która tu trafiła. - powiedziała Willow.
-
Szczerze to myśleliśmy, że Maxwell skończył z dodawaniem nowych
zawodników do ''gry''. - dodał Wilson. - Ale powinniśmy ruszać,
musimy dotrzeć przed zmierzchem, a czeka nas długa droga. -
podniósł swój plecak, a reszta zrobiła to samo. Ruszyliśmy na
zachód. Wilson powiedział mi że to wielka wyspa, dookoła otoczona
przez ocean, który nie wiadomo gdzie się kończy, ich główna baza
znajduje się przy brzegu wyspy. Takie położenie podobno pomaga
odpierać ataki psów, bo wiadomo że nadejdą od strony lądu.
(Psy Gończe to zwierzątka
Maxwella. Pojawiają się nie wiadomo skąd i ich jedynym celem to
zabić.) Po drodze Wilson pokazywał mi jakie rzeczy są przydatne,
na jakie należy zwracać szczególną uwagę, czy jakich się
wystrzegać. Minęliśmy także wioskę świń
(Ja nazywam ich Pigmen'ami, bo przypominają ludzi ale są świniami),
gdzie Wilson wymienił u świńskiego króla kilka jak ujął
bezużytecznych przedmiotów na złoto, z którego można wytworzyć
na przykład solidniejsze narzędzia. Kiedy dotarliśmy do obozu
znowu zapadał zmierzch. Przyznam wyglądał majestatycznie na takie
miejsce. Cały obóz był otoczony kamiennym murem, a w środku było
pełno skrzynek, kilka lodówek, ogniska, namioty i cała masa
różnych sprzętów. I właśnie wtedy poznałam resztę ekipy:
Wigfrid
– Rudowłosą dziewczynę wiking, która jak powiedział Wilson je
tylko mięso i uwielbia walczyć.
Wes
– Mim, jak to mim nie mówi. Typowy wesołek.
WX78
– Robot z charakterkiem. Źle znosi deszcz.
Woodie
– Drwal o pokaźnej rudej brodzie i uzależnieniu od ścinania
drzew. Od Wilsona wiem że jeżeli zetnie ich za dużo to może stać
się wielkim bobrem. Dosłownie.
Webber
– Pająk o ludzkich rozmiarach i ogólnie jest bardzo ludzki.
Podobno potrafi zaprzyjaźnić się z tymi niebezpiecznymi pająkami
z wyspy.
Wickerbottom
– Bibliotekarka, zna na pamięć wiele metod wytwarzania …
wszystkiego.
Po
zapoznaniu się usiedliśmy przy ognisku i zaczęliśmy rozmawiać. W
pewnym momencie zauważyłam, że z lewą ręką Wilsona coś się
dzieje. Zaczynała tak jakby się zmieniać. Wilson też to zauważył
i szybko schował rękę, ukrywając to co się działo przed oczami
towarzyszy.
-
Wybaczcie, ale muszę się oddalić. - powiedział zdenerwowany, po
czym wstał i odszedł w kierunku lasu zabierając ze sobą
pochodnię, bo zaraz miała zapaść noc.
-
Znowu znika. Ostatnio coraz częściej tak ucieka bez wyjaśnienia. -
powiedziała zmartwiona Willow.
-
Czy Panu Wilsonowi coś jest? - zapytała Wendy.
-
Nie wiem. - odpowiedziała Willow.
-
Idę za nim. - powiedziałam, po czym od razu ruszyłam. Nie czekałam
aż podzielą się ich zdaniem na ten temat. Wzięłam z ogniska
dłuższy kawałek drewna używając go jako pochodni, bo właśnie
zapadła noc. Wyszłam poza obóz, ale po Wilsonie nie było już
śladu.
I
ciąg dalszy nastąpi! To była bardziej informacyjna część,
czyli nudna, ale obiecuję następna już taka nie będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz