niedziela, 23 października 2016

Rozdział 10 cz1

Tej nocy nie spałam. Wilson nalegał bym się położyła, ale mimo to wolałam zostać na warcie. Szczerze on mówił że to jego warta i nie zmruży oka, ale widziałam że jest zmęczony, i miałam rację. W połowie nocy po prostu zasną na siedząco. Wyglądało to naprawdę uroczo. Podczas warty miałam dziwne wrażenie że coś nadchodzi, jakieś niebezpieczeństwo, ale czułam że jest jeszcze daleko. Kiedy wzeszło słońce wszyscy zaczęli się budzić.
- Dzień dobry śpiochy! - zawołałam radośnie, żeby jeszcze trochę ich dobudzić.
- Optymistyczny poranek. - stwierdziła Willow.
- Z natury jestem optymistką. - odrzekłam. - To co dziś robimy?
- *ziewnięcie* Idziemy do głównego obozu. Będziesz mogła poznać resztę. - odpowiedział Wilson.
- Resztę? - zapytałam zdezorientowana.
- Tak jest nas tu więcej. A ty jesteś pierwszą osobą od dawna, która tu trafiła. - powiedziała Willow.
- Szczerze to myśleliśmy, że Maxwell skończył z dodawaniem nowych zawodników do ''gry''. - dodał Wilson. - Ale powinniśmy ruszać, musimy dotrzeć przed zmierzchem, a czeka nas długa droga. - podniósł swój plecak, a reszta zrobiła to samo. Ruszyliśmy na zachód. Wilson powiedział mi że to wielka wyspa, dookoła otoczona przez ocean, który nie wiadomo gdzie się kończy, ich główna baza znajduje się przy brzegu wyspy. Takie położenie podobno pomaga odpierać ataki psów, bo wiadomo że nadejdą od strony lądu.
(Psy Gończe to zwierzątka Maxwella. Pojawiają się nie wiadomo skąd i ich jedynym celem to zabić.) Po drodze Wilson pokazywał mi jakie rzeczy są przydatne, na jakie należy zwracać szczególną uwagę, czy jakich się wystrzegać. Minęliśmy także wioskę świń (Ja nazywam ich Pigmen'ami, bo przypominają ludzi ale są świniami), gdzie Wilson wymienił u świńskiego króla kilka jak ujął bezużytecznych przedmiotów na złoto, z którego można wytworzyć na przykład solidniejsze narzędzia. Kiedy dotarliśmy do obozu znowu zapadał zmierzch. Przyznam wyglądał majestatycznie na takie miejsce. Cały obóz był otoczony kamiennym murem, a w środku było pełno skrzynek, kilka lodówek, ogniska, namioty i cała masa różnych sprzętów. I właśnie wtedy poznałam resztę ekipy:
Wigfrid – Rudowłosą dziewczynę wiking, która jak powiedział Wilson je tylko mięso i uwielbia walczyć.
Wes – Mim, jak to mim nie mówi. Typowy wesołek.
WX78 – Robot z charakterkiem. Źle znosi deszcz.
Woodie – Drwal o pokaźnej rudej brodzie i uzależnieniu od ścinania drzew. Od Wilsona wiem że jeżeli zetnie ich za dużo to może stać się wielkim bobrem. Dosłownie.
Webber – Pająk o ludzkich rozmiarach i ogólnie jest bardzo ludzki. Podobno potrafi zaprzyjaźnić się z tymi niebezpiecznymi pająkami z wyspy.
Wickerbottom – Bibliotekarka, zna na pamięć wiele metod wytwarzania … wszystkiego.
Po zapoznaniu się usiedliśmy przy ognisku i zaczęliśmy rozmawiać. W pewnym momencie zauważyłam, że z lewą ręką Wilsona coś się dzieje. Zaczynała tak jakby się zmieniać. Wilson też to zauważył i szybko schował rękę, ukrywając to co się działo przed oczami towarzyszy.
- Wybaczcie, ale muszę się oddalić. - powiedział zdenerwowany, po czym wstał i odszedł w kierunku lasu zabierając ze sobą pochodnię, bo zaraz miała zapaść noc.
- Znowu znika. Ostatnio coraz częściej tak ucieka bez wyjaśnienia. - powiedziała zmartwiona Willow.
- Czy Panu Wilsonowi coś jest? - zapytała Wendy.
- Nie wiem. - odpowiedziała Willow.
- Idę za nim. - powiedziałam, po czym od razu ruszyłam. Nie czekałam aż podzielą się ich zdaniem na ten temat. Wzięłam z ogniska dłuższy kawałek drewna używając go jako pochodni, bo właśnie zapadła noc. Wyszłam poza obóz, ale po Wilsonie nie było już śladu.



I ciąg dalszy nastąpi! To była bardziej informacyjna część, czyli nudna, ale obiecuję następna już taka nie będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz