niedziela, 27 sierpnia 2017

Historia Five Night at Freddy's według mnie cz7


*rok 1987*


Vincent

Minęły cztery lata od śmierci rodziców. Z początku było naprawdę ciężko. Znaleźć pracę, dom. Dzięki pomocy ciotki przynajmniej nie skończyliśmy wygłodzeni pod mostem. Jednak już nigdy się nie odezwała. Czuję że gdyby to zrobiła bardziej naraziłaby nas niż pomogła.

Okazało się także, że zaledwie rok po zamknięciu Fredbear Family Diner firma otworzyła nową pizzerie. Freddy Fazbear’s Pizza. Scott pracował tam jako pomocnik właściciela lokalu. Zostawianie instrukcji nowym pracownikom wychodzi mu tak samo dobrze jak jego ojcu. 

Pizzeria mieściła się w innym mieście więc Scott przeprowadził się. Jak powiedział Firma wysłała jego ojca na emeryturę i zaproponowała mu posadę menadżera jako, że jest zaznajomiony z starą lokacją i historią firmy. Więc kiedy ja się zgłosiłem także chętnie mnie przyjęto, a nawet jeśli nie chcieliby mnie to Scott dałby mi i tak tą fuchę. 

Z początku było dobrze. W końcu znalazłem pracę i mieszkanie niedaleko pizzerii. Było ciężko. Musiałem jakoś połączyć opiekę nad siostrą z pracą na dziennej zmianie, ale jakoś mi się to udawało. Lecz byłem bardzo wyczerpany, a te dzieciaki doprowadzały mnie do szaleństwa. Ciągle krzyczały, piszczały i płakały! Pchały się tam gdzie nie wolno, chciały szarpać za sztuczne futro robotów. Czasami ciężko było to wytrzymać i chciałem po prostu żeby zdechły, ale … ale nie chciałem zabić. 

Dwa lata temu. Doskonale pamiętam ten dzień. Czy może raczej dwa dni. 

Pamiętam jak pewien dzieciak płakał pod pizzerią. Odbywało się wtedy przyjęcie, a ja byłem spóźniony na moją zmianę. Prawie zasypiałem za kierownicą, Alexsis poprzedniego dnia miała gorączkę. Byłem poddenerwowany i nerwowy, a ten dzieciak. Nie wiem dlaczego, ale kiedy go zobaczyłem wypełniła mnie wściekłość, która zbierała się przez ten czas. Straciłem nad sobą kontrolę. Zabiłem go. Z zimną krwią wbiłem mu nuż w plecy. Kiedy odzyskałem nad sobą panowanie dzieciak był martwy, a ja spanikowałem. Nie chciałem tego zrobić. Wsiadłem do samochodu i uciekłem. 

Następnego dnia byłem pewny, że w pizzerii będzie czekać na mnie policja. Myliłem się. Policja nic nie wiedziała o morderstwie. Nikt nic nie wiedział. Jedyne co według Scotta wydarzyło się to to przyjęcie i kontrola z firmy. Od szefa dostałem tylko naganę za niepojawienie się poprzedniego dnia w pracy. Przemilczałem to. Lecz wciąż byłem nerwowy, nawet jeszcze bardziej niż zwykle. Nie rozumiałem co się stało z ciałem tego dzieciaka. 

Potem coś takiego zdarzyło się pół roku później. Znowu przyjęcie, znowu coś nade mną zapanowało i znowu nie miałem kontroli nad tym co robiłem. Byłem jednocześnie przerażony i spragniony krwi tych dzieci. Co mnie jeszcze bardziej przerażało. 

Zwabiłem pięcioro dzieci do Safe Room. A tam ich zabiłem. To sprawiało jakąś chorą radość, ale czułem się bardziej chory niż radosny. Kiedy odzyskałem nad sobą kontrolę było za późno. Ten dzieciaki. Wyładowałem na nich swoje nerwy i zabiłem. Ponownie uciekłem. 

Niedługo potem w gazetach zaczęto pisać o zaginięciu tej piątki. Scott i Fritz – nocny strażnik zauważyli mój fatalny nastrój. Zwłaszcza kiedy mówiono przy mnie o tych dzieciakach. 

Więc powiedziałem im... i tak nie mogłem tego już ukrywać. Na szczęście zrozumieli, zwłaszcza Scott. On widział już co się dzieje kiedy mi odwala. Czarne oczy. Fritza znałem od niedawna, ale naprawdę polubił Alexsis. Nieraz kupował jej coś słodkiego. Nie zgłosił się na policje choćby ze względu na nią. 

Ze względu na pogłoski zamknięto pizzerie. Na dwa miesiące. Można by pomyśleć, że po takiej antyreklamie dla firmy nie otworzą ponownie, lecz tylko wymienili animatroniki na jakieś plastikowe toy modele. Starsze poszły w odstawkę. Podobno cuchną stęchlizną. 

Scott przeniósł mnie na nocną zmianę. Teraz Fritz jest na dziennej.  Animatrony zaczęły się dziwnie zachowywać. Ostatnio w nocy zaatakowały mnie. Scott powziął nowe środki zabezpieczające. W robotach jest jakaś usterka. Choć uważam, że to nie usterka. One mówiły do mnie. Mówiły że to moja wina, że zapłacę. Nie jestem szalony lub przemęczony, jestem prawie pewien że są opętane. 

Nic jednak na to nie poradzę. Firma nie życzy sobie żeby ich kosztowne zabawki zostały uszkodzone. Nie stać mnie na zapłacenie za te plastiki, a teraz na dodatek mam złamana rękę. Cholerstwa są silniejsze niż wyglądają. 

Pan Frazbear - mój szef zatrudnił na moje miejsce jakiegoś Jeremiego. Fajny chłopak, ale nie przepada za nami pracownikami Freddy Fazbear’s. Ma własnych kumpli. 

Choć nie podoba mi się wizja zostawiania chłopaka samego na noc z tymi nawiedzonymi pokrakami nie zrezygnuję z płatnego urlopu. Przyda mi się odpoczynek i mogę w końcu zabrać siostrę na festyn. Tak bardzo chciała iść, nie potrafię jej odmówić. Mam tylko nadzieję że Jeremy sobie poradzi z tymi robotami. 

Znacie tą datę? 87…

sobota, 26 sierpnia 2017

Transformers Prime Barier Agents AU - Rozdział 1 Optimus X Safi cz7


*przeskok czasowy*

Byliśmy już gotowi. Dyngus został załadowany i nasza drużyn mogła już wyruszać zgodnie z planem. 

Ja i Agent Fowler siedzieliśmy w kabinie Optimusa. Ja na siedzeniu pasażera, a Fowler kierowcy. 

Fowler zatarł ręce i już miał zamiar chwycić za kierownice, ale…

- A-e-e-e Nie trzeba Agencie Fowler. Ja będę prowadził. - zatrzymał go Optimus.

- To będzie bardzo długa podróż. - stwierdził chyba lekko urażony Fowler.

Zaśmiałam się z tej sceny. Nie wiem co sobie myślał Fowler. To było oczywiste że Optimus nie pozwoli mu sobą sterować. 

Przy poprzednich dwóch jazdach z liderem nawet nie próbowałam dotknąć tej kierownicy, bo wiedziałam że dla niego byłby to pewien dyskomfort. 

Optimus, Bulkhead i Bumblebee odpalili silniki. 

- Autoboty jazda! - lider dał sygnał do wyruszenia.

Opuściliśmy wrak rozbitego jeta Fowlera. Pozostawiając do gdzieś wśród traw, drzew i gór. 

Jechaliśmy długą prostą między górami i lasami drzew iglastych rosnących u ich stup. Krajobraz był malowniczy. Przypominał mi trochę dom. Więc nie mogłam powstrzymać uśmiechu i zachwytu patrząc przez okno Optimusa. 

- Widzę że podoba ci się tu Safi. - zauważył Optimus.

- Ta okolica przypomina mi trochę dom. - stwierdziłam wzdychając. - Czasem tęsknię za tamtym miejscem.

- Nie tylko ty tęsknisz za domem Safi. Mimo że teraz Ziemia jest naszym nowym domem to Cybertron pozostanie naszym prawdziwym do którego każdy z nas na pewno chciałby wrócić.

- Waszą rasę spotkała tragedia, ale cieszę się że spośród tylu planet trafiliście na Ziemię.

- Ja również.

Spojrzałam na siedzącego obok Fowlera. Miał na twarzy ten chytry uśmiech, który mówił wiem wszystko. Wszystko co???

- Wy dwoje naprawdę lubicie siebie nawzajem nieprawdaż? - zapytał, a ja zamarłam.

Moją twarz pokrył głęboki rumieniec więc się odwróciłam z powrotem do okna. 

Optimus

Czy Agent Specjalny Fowler rzeczywiście ma na myśli to co mi się wydaje? 

Gdybym nie był teraz w formie pojazdu… obawiam się że na mojej twarzy można by było zobaczyć potwierdzenie tego co powiedział Fowler. 

- Widzę że twoja twarz jest czerwona Agentko Safi, czyli to co powiedziałem jest prawdą. - powiedział Fowler do Safi, która był teraz do niego odwrócona. 

Mój silnik zaczął się nagrzewać gdy to usłyszałem. Czy to możliwe że ona… czuje to samo co ja? Nie wiem co się ze mną dzieje, ale moją iskrę wypełnia niezmierna radość, gdy widzę jej piękny uśmiech. Nie potrafiem wyrazić tego uczucia... Nie to nie ma sensu. Fowler musi się mylić. Jak ludzkiej kobiecie miał by się spodobać mech? Nie jesteśmy tego samego gatunku to niemożliwe, ale moja iskra...

Dobrze nie czas teraz na to Prime. Muszę się skoncentrować na misji. 

niedziela, 20 sierpnia 2017

Slenderman X Alexsis the Purple Girl Rozdział 1

[Uwaga! Ostry język, przekleńctwa.]


Alexsis

Zamknęłam szafkę, po tym jak wyjęłam swoje rzeczy. Miałam ją mieć jeszcze przez dwa lata, ale jak widać los zdecydował inaczej i naukę w tej szkole kończę już dziś. 

Zresztą od samego początku miałam kłopoty, a wszystko przez tą sukę Seline i jej bandzie. 

Jej zawsze wszystko uchodzi na sucho. Mogą sobie do woli nękać innych uczniów, ale ja nie jestem osobą która na coś takiego może spokojnie patrzeć. 

Znęcanie się nad słabszymi, mniej odważnymi uczniami jest okrutne. Wielu ma przez to zrytą psychikę lub wpada w depresje. Nękający nieraz z czasem gdy nikt im nie przeszkodzi zaczynają myśleć, że nic ich nie powstrzyma. Od nękania psychicznego do pobić. 

Selina jest kurwą która rządzi całą szkołą, do cholery nikt nie miał odwagi jej się przeciwstawić. A dlaczego? Bo jej tatuś sponsoruje szkołę! Jedno jej słowo do tatusia co pozwala ukochanej córuni na wszystko, a dyrektor szkoły klęka u jej stup. 

Jestem jedyną osobą która odważyła się jej przeciwstawić, jedną która stanęła w obronie pomiatanych i jedyną która śmiała zdzielić sukę po gębie i pokazać że nie jest wszech mocna. 

W tamtej chwili widziałam prawdziwy strach w jej oczach. Dlatego wylatuję. W każdym innym przypadku obniżono by mi ocenę z zachowania, zawieszono w prawach ucznia, ale uderzając jej wysokość zostałam wyrzucona

Chociaż i tak chyba wolę nie chodzić do szkoły z tą dziwką. Szkoda tylko tych innych których tak gnębi. Gdy mnie nie będzie chyba znów poczuje się jak pani wszystkiego i znów zacznie ździra. 

Kiedy opuściłam budynek szkoły spojrzałam na ciemne niebo. Wygląda na to że zbiera się na deszcz. Super. 

Ruszyłam dość żwawym krokiem w kierunku domu moich opiekunów. Mam dość duży kawałek, a nie chcę być cała mokra kiedy w końcu lunie. 

Dobrzy rodzice na pewno przyjechaliby pod szkołę by mnie odebrać, ale oni po prostu mają mnie w nosie. Gdyby Vincent tu był tak by zrobił. Zawsze tak robił, zawsze miał dla mnie czas nawet jak wracał zmęczony z nocnej zmiany. Z rana budził mnie i przygotowywał tosty z masłem na śniadanie. Heh. Zawsze wiedział jak zrobić tosta tak by był idealny. 

Odwoził mnie do szkoły i odbierał, bawił się mimo zmęczenia. Był najlepszym starszym bratem jakiego kiedykolwiek mogłam mieć. 

Poczułam jak po moim policzku spływa łza. Samo myślenie o nim sprawia że jestem smutna. Tęsknię za nim. Był moją jedyną rodziną, nasi rodzice zginęli, a potem on znikną. Jak zwykle wyszedł do pracy, ale już nie wrócił. Nigdy.

Niebo zdawało się podzielać mój smutek. Na asfalt zaczęły spadać kropelki, zaczynając tworzyć na jego powierzchni małe kropki, lecz po chwili krople stawały się cięższe i spadały z nieba coraz szybciej i w większej ilości. 

Kurwa pięknie. 

Momentalnie z nieba lunęła ściana wody. Jakakolwiek ucieczka przed deszczem nie miała już sensu i tak byłam już przemoczona. Po prostu dalej szłam. 

Kiedy w końcu dotarłam do domu państwa Adgers zauważyłam ich samochód na podjeździe. Oczywiście mieli czas by spokojnie po mnie pojechać kiedy się rozpadało z choćby czystej troski o młodą nastolatkę samą pośrodku wielkiej ulewy, ale oczywiście tego nie zrobili. Bo co ich obchodzi fioletowłosa trzynastolatka która nawet nie jest ich dzieckiem, tylko przybłędą za którą dostają kasę z opieki. 

Weszłam do domu ociekając z wody. Zdjęłam mokry płaszcz i udałam się prosto do łazienki. 

Oczywiście nie usłyszałam żadnego powitania. Sama nie miałam też dziś humoru mówić „Cześć jestem w domu!”. Zwykle tak robiłam, ale nie otrzymywałam odpowiedzi. Pan Adgers po prostu przeglądał gazetę, a pani Adgers przygotowywała obiad. Oboje mnie ignorowali, więc to chyba nie ma jakiekolwiek różnicy jeśli ja dziś też to zrobię. 

W łazience zdjęłam mokre ciuchy wycisnęłam z nich wodę nad umywalką i powiesiłam by obeschły. Ubrałam jakieś moje suche ubrania które tam znalazłam. Pewnie jeszcze z poprzedniego prania. Jak zwykle „rodzice” zabrali swoje suche ubrania z łazienki, ale moje zignorowali. 

Wszystko muszę robić sama za siebie, tak jakby oni nie wcale mieli się mną opiekować. Jeżeli sama czegoś nie zrobię to nikt tego nie zrobi. Nawet jeśli nie mam na to czasu, bo chcę pouczyć się na test z matmy. W sierocińcu nawet bardziej się mną przejmowano niż tu. 

Rozpięłam włosy niszcząc mojego niechlujnego mokrego kucyka i rozczesałam włosy. Zostawiłam je rozpięta, a czerwoną gumkę też odłożyłam by wyschła. 

Skierowałam się do mojego pokoju i ległam na łóżku. Byłam zmęczona tym dniem. Najpierw bójka z lafiryndą, potem wywalenie i spacer w deszczu. Mam po prostu ochotę zasnąć i obudzić się, a najlepiej jakby okazało się że to wszystko sen i Vincent znowu przywita mnie z tym wielkim uśmiechem… albo okaże się że do domu Seliny wpadł jakiś morderca nastolatek, którego przedtem w przeszłości gnębiła i ją zabije. To by było coś, a w dodatku suka poznałaby konsekwencje swoich działań raz na zawsze. 


Naprawdę mrocznie myśli towarzyszą Alexsis. Już myśli o 

mordowaniu, ale w sumie Seliny chyba nikomu nie byłoby żal. 

Oprócz jej ojca. 

sobota, 19 sierpnia 2017

Transformers Prime Barier Agents AU - Rozdział 1 Optimus X Safi cz6

Sama nie mam pojęcia co to za nazwa. Niestety dziwnym trafem wiele skróconych nazw brzmi dziwnie i śmiesznie. 

- Dynamiczny Nuklearno Generacyjny System. Czyli w skucie Dyngus. To prototyp źródła energii, który zabieram na wybrzeże na testy. - objaśnił Fowler.

- Absurdalne. Po co Starscreamowi taka prymitywna technologia co? - zapytał raczej nie wierząc w to Rachet.

- Z mojej pracy w agencji mogę stwierdzić, że wszystko co ma w nazwie nuklearno może mieć olbrzymią siłę zniszczenia jeśli ulegnie uszkodzeniu. Tylko jak dużą? - spytałam.

- Powiedzmy, gdyby to maleństwo się stopiło napromieniowało by ten stan i cztery sąsiednie. - stwierdził Fowler potwierdzając moje wcześniejsze przypuszczenie o niebezpieczeństwie które stanowi ta maszyna.

Eeeeee Czy Agent Fowler powiedział w którym stanie jest teraz? - zapytał zaniepokojony Raf. 

- Nie martw się o to Raf. Przecież nie dopuścimy by cony zdobyły Dyngus lub by ten się stopił. - pocieszyłam chłopaka.

Optyka Optimusa na chwilę padłą na mnie, a potem spojrzał z powrotem na ekran i wciąż łączącego się z nami agenta. 

- Czego więc od nas oczekujesz Agencie Fowler? - zapytał lider.

- Jestem tu wystawiony na strzał. Musisz wysłać mi tu swój most i przetransportować Dyngus na miejsce zanim cony po niego wrócą.

- Niestety wysłanie tak wybuchowego urządzenia mostem nie wchodzi w rachubę. Gdyby wydarzył się wypadek w czasie transmisji promieniowanie o którym mówisz, wydostałoby się z wiru mostu i objęło pięćdziesiąt stanów, i nie tylko. - wyjaśnił Prime.

Wizja rozprzestrzenienia się promieniowania na całą planetę wydawała się w takim przypadku bardzo realna. Byłby to koniec ludzkości. 

- Masz jakiś lepszy pomysł? - zapytał Agent Specjalny.

Przez chwilę zapadła cisza w bazie. 

- Mam plan. - stwierdziłam. Wszyscy spojrzeli na mnie z wyczekiwaniem, czekając jak podzielę się pomysłem zresztą. - Możemy stworzyć konwój. Prime jesteś tirem. Mógłbyś przewieść w naczepie Dyngus. Tymczasem reszta osłaniałaby cię tworząc szyk obronny.
Potem można by zorganizować przerzutkę. Czyli zorganizować drugi transport. Niezauważona podmianka miejsca przechowania Dyngusa mogłaby zmylić wroga na tyle by ten dalej prowadził pościg i zgubił ślad. Przynajmniej puki nie odkryje, że urządzenia nie ma. 

- Hmm W pobliżu są tory kolejowe. Gdyby przerzucić Dyngusa do pociągu to mogłoby się sprawdzić. - oświadczył Fowler.

- Ten plan ma wielkie szanse wypalić. Dziękuję ci Safi. - pochwalił mnie Prime. Lecz to naprawdę nie było potrzebne. I tak pewnie by na to wpadli.

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Rozdział 17 Sen - spotkanie po 19 latach


*rok później*

Drakonika

- Drak … - słyszałam niewyraźny, daleki, lecz znany głos.

Był tak zagłuszony i daleki, a jednak wydawało mi się, że ten kto mnie woła jest tuż obok. Czułam to, ale nikogo nie widziałam. Nikogo kto by mnie wołał. 

- Obudź … 

Płakałam patrząc na białe oczy wypełnione bólem straty i cielesnym. Mój ojciec. Wysoki brunet o nieprzeniknionych białych oczach. Zwijał się z bólu, kiedy kolejne strzały trafiały w jego ciało. Z ran płynęła krew przypominająca lawę. Gorąc i ognista. Nie ludzka, tak samo jak jego oczy.

- Drakonika …

Mężczyzna padł na ziemię bezwładnie. Wyczerpany i złamany, naszpikowany niepotrzebnymi strzałami, które miały sprawić tylko jeszcze większy ból. Jednak nadal oddychał. Leżał nie mogąc się podnieść, lecz wciąż żył

Grupa mężczyzn ubranych w ciężkie, żelazne zbroje połyskujące zaklęciami, które były z jakiegoś powodu pomalowanie czarną farbą. 

Nagle scena się zmieniła. Nie byłam już w tym lesie. Otaczały mnie kamienne mury. Niektóre kamienne cegły były popękane, inne pokryte zielonym porostem i mchem. Kraty uświadomiły mnie, że jest to cela. Nie było żadnych pochodni, a latarnia była wyłączona. Jedynym źródłem światła było małe okienko wysoko w murze. 

Spojrzałam pod okno w cień. Były tam łańcuchy i … O Mój Stwórco! Ten sam mężczyzna, te same białe oczy (teraz przyciemnione bez woli życia). On był więźniem w tej celi. 

Jego koszula była rozdarta ujawniając umięśnioną klatkę piersiową  z licznymi ranami. Zasychająca krew-lawa ciekła z ran. Niektóre rany na jego ciele wydawały się gliczować. Powiększać się przez usterki. 

- Tato! - zawołałam.

Upadłam przed nim na kolana i zakryłam usta. Z moich oczu ciekły strumienie łez. Nikt, nawet najgorsza osoba na świecie nie zasługuje na takie tortury. 
Nie potrafiłam powstrzymać łez. Mimo, że go prawie nie znałam czułam jego miłość do mnie. Czułam że mimo oddalenia od siebie o kilkadziesiąt wymiarów był przy mnie, ale czy on to czuł? Czy stracił już nadzieję?

Powoli podniósł głowę, jakby było to niewiarygodnym wysiłkiem. I spojrzał centralnie na mnie. Jego oczy rozjaśniły się, gdy zaczął sobie uświadamiać kim jestem. On mnie widział. 

- Córeczko? - zapytał słabo załamującym się głosem.

Uśmiechnęłam się znowu płacząc. Mimo tragizmu sytuacji było to niezwykłe i wspaniałe kiedy to powiedział. Jeszcze nikt tak nie powiedział. Nikt nie nazwał mnie córką. 

- Drakonika… Obudź… 

- Nie trać nadziei. Wydostanę cię stąd. - powiedziałam pełna nadziei. Nadziei tak desperacko mu potrzebnej.

Jego usta drgnęły i po chwili pojawił się na nich lekki, malutki obolały uśmiech. Uwierzył mi. On wierzy we mnie. 
Odnajdę go. Uwolnię go. Przyrzekam.

- Drakonika proszę obudź się!!!

Otworzyłam gwałtownie oczy by zorientować się że jestem w swoim pokoju. W swoim pokoju w Pałacu Kresu. Obok mnie był Wilson. Poważnie zaniepokojony. Wręcz przerażony. 

- Wilson? Co… co się stało? - zapytałam zmartwiona jego stanem.

- To chyba raczej ja powinienem o to zapytać. Obudziłem się gdy zaczęłaś płakać i mamrotać przez sen. Musiałaś mieć jakiś koszmar, próbowałem cię obudzić, ale nie chciałaś wstać!
Nastraszyłaś mnie Drakonika. 

I dopiero teraz zauważyłam że moje policzki są całe mokre. Jak co rok. Jak we śnie. Płakałam, tylko że naprawdę. 

Wtuliłam się jego nagą pierś szukając pocieszenia po tym co widziałam i to otrzymałam. Wilson otulił mnie i zaczął gładzić uspokajająco po plecach. 

- Widziałam mój pierwszy dzień na świecie. Co rok śni mi się dzień moich narodzin i śmierć mojej matki, oraz strata ojca który by mnie ratować musiał mnie porzucić, ukryć. Z roku na rok sny były coraz jaśniejsze. Rok temu po śnie zostałam wezwana do Kresu, lecz teraz sen był inny. - oderwałam się od jego pocieszającego ciała i spojrzałam mu prost w oczy. - Widziałam go. Widziałam mojego ojca! I on też mnie widział. On żyje i potrzebuje mojej pomocy. Muszę mu pomóc…
Ale nie wiem gdzie on jest. - przyznałam cicho opuszczając głowę.  

Lewa, czarna ręka Wilsona podniosła delikatnie mój podbródek, tak że teraz mogła spojrzeć mu w twarz. 

- Co rok? - zapytał zamyślony. Znając go już ma coś w głowie. Skinęłam mu lekko na tak. - Ostatnio badałem trochę ruch połączeń między wymiarami. Raz na jakiś czas niektóre zbliżają się do siebie, przenikają się, łączą lub rozłączają. Możliwe że mogę namierzyć wymiar w którym się urodziłaś.

I w tym momencie wystrzelił z łóżka wyrzucając kołdrę w powietrze. Jakimś dziwnym trafem spadła prosto na mnie. 

- ŁuUuu jestem duchem spod prześcieradła. - no nie mogłam się powstrzymać.

Usłyszałam śmiech, a po chwili kołdra podniosła się. 

- Wybacz za tą kołdrę. - przeprosił oferując rękę do pomocy w wstaniu z łóżka. Z chęcią ją przyjęłam i zauważyła że Wilson już zdążył założyć spodnie i koszulę. Tylko że koszuli jeszcze nie zapiął i wciąż miał odsłoniętą klatkę piersiową.

Weszłam do szafy po czym wyszłam z niej już ubrana w jakąś fioletową sukienkę. Pierwszy raz ją widzę… i nie wiem w jaki sposób mam ją na sobie, ale to nie ważne. Wilson chwycił jeszcze raz moją dłoń i wybiegł z naszej sypialni ciągnąc mnie za sobą. 
Prosto do jego laboratorium. 


Powraca historia EnderDragona! W końcu nie tylko 

Transformers na Blogu. Czy Drakonika odnajdzie ojca?

 Przekonacie się w przyszłości.


sobota, 12 sierpnia 2017

Transformers Prime Barier Agents AU - Rozdział 1 Optimus X Safi cz5


- Do zobaczenia i nie daj się zabić tym złym.

Wyszłam przed dom i zadzwoniłam do Optimusa. Powiedział że za chwilę tu będzie więc poczekałam tą chwilę. I rzeczywiście zjawił się dość szybko. 

Wsiadłam do tira który zatrzymał się przed moim domem. 

- Witaj Safi. 

- Dzień dobry Optimusie.

Po krótkim przywitaniu ciężarówka ruszył. Oczywiście już miałam zapięty pas bezpieczeństwa. 

- Wcześnie wstałaś dziś Safi. Jeśli mogę spytać dlaczego? Mam nadzieję że to nie przeze mnie. - wyglądało na to, że pomyślał że wstałam tak wcześnie po to by nie zawracać mu później głowy.

- Nie, nie Optimusie to nie tak. Po prostu lubię budzić się o wschodzie słońca, a i tak nie miałam nic wiele do roboty dzisiaj, oprócz spędzania czasu w bazie. Praktycznie to wciąż moja praca by tam być.

- Rozumiem.

Po przejażdżce do bazy miałam czas na małą rozmowę z Optimusem. Chciałam dowiedzieć się paru rzeczy o Cybertronie. Barier wie wiele, ale jednak nie wszystko. Nigdy tam nikt nie był, a ich ojczyzna i historia bardzo mnie interesuje. 

Prime z chęcią opowiedział mi o wielu rzeczach związanych z jego rasą i rodzinną planetą, a ja byłam tym naprawdę bardzo zafascynowana. Możliwość poznania historii Cybertronu jest niezwykła. 

Po kilku godzinach zjawili się inni ludzie. Raf z Bumblebee, Miko z Bulkheadem i Jack z Arcee. Każdy z swoim opiekunem. 

Pozwoliłam wtedy odejść liderowi by mógł zająć się swoimi sprawami. Jako powód przerwania mojej sesji zafascynowanych pytań podałam chęć poprawy morali z dzieciakami. 

Trochę z nimi pogadałam o ostatnich wydarzeniach tutaj, a potem graliśmy w gry wideo. Może i jestem od nich starsza, ale też lubię gry wideo, muzykę i to co nastolatki. Choć jestem od nich dożo bardziej odpowiedzialna nikt nie zabroni przez to od czasu do czasu dobrze się bawić w towarzystwie przyjaciół. 

Cóż przynajmniej tak było, puki nie skontaktował się z nami Agent Fowler. 

- Prime. Prime!

- Agent Specjalny Fowler czemu zawdzięczamy–

- Jak to czemu? Conom! Ścigałem się z nimi wioząc ważne wyposażenia, aż nagle mnie zestrzelili.

- Tsff Znowu. - skomentowała Miko.

Cichutko zachichotałam na ten komentarz sytuacji w jakiej znalazł się Fowler. 

- Próbowali mnie załatwić i zabrać mi Dyngus. - kontynuował Fowler.

- Eee że co? - spytała zdezorientowana nazwą Arcee.

Zaczyna się akcja z odcinka dziewiątego. 

sobota, 5 sierpnia 2017

Transformers Prime Barier Agents AU - Rozdział 1 Optimus X Safi cz4

Przygotowałam na szybko sałatkę z tego co zostało po podróży. Zamiast jakiegoś suchego prowiantu my z siostrą na dłuższą drogę bierzemy jakieś owoce. Staranie zapakowane w pojemnikach utrzymujących ich świeżość. (prezent od kumpla z agencji po tym jak zobaczył że uwielbiam świeże warzywa i owoce) 

Dobra sałatka owocowa w trymiga gotowa. Teraz pozostaje tylko obudzić ją. Heh Luna zawsze późno wstaje. Cała ona. 

Ruszyłam w stronę jej pokoju. Otworzyłam drzwi i… tak jak się spodziewałam. Spała słodko. Jesteśmy w tym samym wieku i wyglądamy praktycznie tak samo, mamy podobne charaktery, ale ona jednak spośród nas jest ta naiwna i słodka. A kiedy śpi jest mega słodka. 

Raz nawet pokazałam jej zdjęcie zrobione kiedy spała jednemu z ekipy Rajków. „Awww” to była jego odpowiedź. 

A Rajki nie są typami które kiedykolwiek tak robią. No może oprócz Terry. 

Zaczęłam ją tyrpać próbując wyrwać księżniczkę nocy ze snu. Zdecydowanie tego nie chciała. Obróciła się na drugą stronę łóżka owijając się jednocześnie kołdrą przez co wyglądała teraz jak burrito. 

- Luna wstawaj nie mamy na to czasu. Niedługo będę musiała iść do bazy. - powiedziałam mając nadzieję, że chociaż to ją przekona.

Krótkowłosa dziewczyna z niebieskimi oczami i fioletowo czerwonym pasemkiem spojrzała teraz na mnie rozwijając się z kołdry. 

Jedyna różnica między nami to ubiór i to że ja mam niebiesko czerwone pasemko. 

- Tak wcześnie?

- Wolę wcześnie niż miałabym coś przegapić. W dodatku nie chcę ryzykować dojścia tam na piechotę. Optimus później może nie mieć czasu mnie odebrać.

- Ach tak! Przecież twoim opiekunem jest sam lider.

Luna wstała w końcu i skierowałyśmy się do kuchni. Nabrała sobie sałatki owocowej i ja zrobiłam to samo. Zasiadłyśmy do stołu i zaczęłyśmy jeść. 

- Wiesz wydaje mi się, że cię lubi. - stwierdziła w myślach, telepatycznie.

- Po prostu jest miły i opiekuńczy. - odrzekłam.

- I ty też go lubisz.

Na mojej twarzy pojawił się lekki rumieniec, a Lun się uśmiechnęła. 

Po chwili gdy nastąpiła niezręczna cisza skończyłam jeść i odłożyłam talerz do zmywarki. Ruszyłam do pokoju, wybrałam ubrania z szafy i weszłam do łazienki by się przygotować do wyjścia. 

Po opuszczeniu łazienki skierowałam się do drzwi wejściowych. Stała tam Luna z moim telefonem i parą rękawiczek bez palców.

To nie były zwykłe rękawiczki. Wzór na nich mógł się  zmieniać zgodnie z chęcią tego kto je nosi. Będą pasować idealnie. 

- Dzięki. - podziękowałam siostrze ubierając rękawiczki, a po chwili na niebieskim materiale pojawiła się czerwona insygnia Autobota.

Uśmiechnęłam się dumnie i wzięłam od siostry komórkę. - Do zobaczenia wieczorem. 


Początek kolejnego dnia wśród Autobotów i rękawiczki z 

insygniom. Ciekawe co wydarzy się tego dnia.