niedziela, 28 maja 2017

Historia Five Night at Freddy's według mnie cz6


Vanessa

- Dyrektorko Purple? - zapytała zaniepokojona jedna ze zgromadzonych w sali agentów.
Po moim policzku spłynęła samotna łza, a ja zamarłam. Czułam to. Mój brat...
- Victor. - szepnęłam.
Miałam ochotę rozpłakać się w najlepsze nie zważając na trwające obecnie spotkanie, któremu przewodniczyłam.
Zawsze byłam połączona w wyjątkowy i niewytłumaczalny sposób z moim bratem bliźniakiem. Dlatego wiem, że nie żyje. Czuję pustkę, tam gdzie kiedyś była wyczuwalna jego obecność. Mój brat jest martwy.
Podniosłam wzrok na zebranych przy holograficznej mapie, gdzie był planowany przebieg najbliższej akcji rozbicia kolejnej placówki Cienia. Niektórzy byli zmartwieni, inni zdziwieni. W końcu rzadko można zobaczyć jak dyrektorka Barier płacze.
- Komputer namierz dom Victora Afton. - powiedziałam, a mapa holograficzna natychmiast wykonała moje polecenie. Teraz ukazywała dom mojego brata… palący się dom, a wokół niego wozy strażackie. - Sprawdź dane ocalałych. - wydałam kolejne polecenie. Zebrani agenci wydawali się zdezorientowani całą tą sytuacją. Ale mimo wszystko musiałam się upewnić, że dzieciom nic nie jest. Doskonale wiedziałam, że brat miał dwójkę dzieci i nie było czasu czekać z tym na koniec spotkania.
- Brak danych o ocalałych z pożaru. - powiedział komputerowy głos. Jak to brak danych???
- Komputer namierz Vincent Afton. - hologram połączył się z kamerami i ukazał parę nagrań z samochodem Victora i siedzącym za kierownicą Vincentem. W samochodzie znajdywała się także mała Alexsis. Odetchnęłam z ulgą. Dzieciaki są bezpieczne. Mimo to wciąż muszę jak najszybciej do nich dotrzeć. Vincent musi być przerażony. Jego ucieczka musi oznaczać jedno. Nie chce za żadne skarby oddać siostry. Nie dziwię mu się.
- Koniec spotkania. Rozejść się. - Oznajmiłam agentom. Ci mimo zmieszania wykonali rozkaz.
Ruszyłam żwawym krokiem w kierunku garażów.
- Rodnej przygotuj mi dokumenty na nazwisko Vincent Afton. - powiedziałam, uaktywniając mój komunikator znajdujący się na moim prawym uchu.
- T-tak jest Dyrektorko. - odpowiedział chwiejny męski głos.
Zawsze nie pewny siebie i strachliwy. Cały agent Rodnej. Dlatego zajmuje się głównie pracami komputerowymi w bazie. Jest wspaniałym hakerem i fantastycznie sobie radzi z zarządzaniem całą bazą. Oczywiście z pomocą innych agentów. Jednak spośród tej całej zgrai maniaków komputerowych jest moim ulubieńcem człowiekiem. Jest najlepszy.
- Zastosuj zmianę wieku. Chłopak ma 16, przerób na 18.
- Zrobione!
- Dokumenty mają na mnie czekać w garażu ósmym.
Mijałam liczne korytarze prowadzące do innych garaży i hangarów. Po chwili byłam już na miejscu. Garaż 8.
Tak jak poleciłam był już tam Rodnej z dokumentami w ręce. Przygotował także mój nowy motocykl do drogi.
- O-oto dokumenty Dyrektorko Purple. - powiedział przekazując papiery. - Zająłem też się zmianą danych w systemie. Odtąd ten chłopak jest pełnoletni dla całego świata. Zmiana z pewnością nie zostanie zauważona. Zainicjowałem także kamuflaż motocyklu numer 4.
- Krwista purpura. Wiesz co lubię Agencje Rodnej.
- D-dziękuję. Podczas pracy w Barier nauczyłem się już, że uwielbia pani purpurę. A czy wolno mi spytać, jaki charakter ma ta misja?
- Rodzinny. - oświadczyłam i to właśnie wtedy Rodnej po krótkiej weryfikacji jego tożsamości przez komputer otworzył wielkie drzwi garażu. Nie czekając jak te się całkiem otworzą ruszyłam naprzód.
W kilka sekund motocykl HydroBike osiągnął dużą prędkość i opuszczając bazę szybko znalazłam się na środku drogi położonej w samym sercu pustynie. Zawrotna prędkość pojazdu eksperymentalnego wznosiła za mną istną burzę piaskową. Lada moment i dotrę do mojego bratanka.

Vincent

Zatrzymałem się na jakimś odosobnionym parkingu. Było to nieopodal dość dużo drzew. Nadal była noc, ale niedługo miało świtać. Już można zauważyć promienie słońca powoli ujawniające się na horyzoncie.
Jechałbym pewnie dalej, ale Alexsis zrobiła się głodna. Jakiś czas temu wyciągnąłem mleko z lodówki w samochodzie i dziękuję Bogu, że tu było. Na początku mleko było zimne z oczywistych powodów, ale teraz jest po prostu chłodne i Alexsis bez problemowo mogła je pić.
Sam byłem już wykończony całą tą jazdą i oczy mi się zamykały. Miałem ochotę po prost zamknąć oczy i obudzić się w domu, jak na co dzień.
Ze stanu chwilowego, nieumyślnego snu wyrwało mnie pukanie w szybę samochodu.
Spojrzałem w stronę okna, jak poparzony i zobaczyłem… Ciocie Vanesse?!
Odłożyłem Alexsis do fotelika i wyszedłem z samochodu. Natychmiast rzuciłem się na ciotkę. Nie mogę uwierzyć, że tu jest!
- Ciociu Van-
- Nie musisz nic mówić Viny. Wiem wszystko. - przytuliła mnie mocno. Chyba właśnie tego potrzebowałem. Dobrze, że mam choć jeszcze ciotkę. W prawdzie zastanawiałem się czy nie wybrać się do niej, kiedy uciekałem. Niestety nie wiedziałem gdzie mam się udać. Ciotka Van jest bardzo tajemnicza i ciągle podróżuje.
- Skąd? To stało się-
- Niedawno. Wiem. Pamiętasz jak nie raz mówiliśmy ci z twoim ojcem, że potrafimy rozmawiać w myślach? Otóż to nie były bajki. Naprawdę byliśmy połączeni w niezwykły sposób i rozumieliśmy siebie bez słów. Więc kiedy zginą poczułam to. Posłuchaj Vincent. Musisz być silny. Nie mogę się wami zająć.
- Ale dlaczego?! Przecież jeśli ktoś nami się nie zajmie trafimy do domu dziecka!
- Nie, nie traficie! Wszystko załatwione. Tu Vincent masz dokumenty, od teraz jesteś pełnoletnim, młodym dorosły. Masz tu także kod do kąta bankowego z pieniędzmi które należały do twojego ojca. Liczę na ciebie chłopie. Musisz się nią zaopiekować! Ja nie mogę wam inaczej pomóc. To zbyt niebezpieczne.
- Jak? D-dlaczego niebezpieczne?!
- Pracuję dla tajnej agencji i mam wielu niebezpiecznych wrogów. Jeśli dowiedzieliby się o was zrobiliby wam krzywdę. Dlatego musisz radzić sobie sam. Od razu uprzedzam. Nikt nie będzie was szukał. W systemie jesteś pełnoletni i masz pełne prawo do opieki nad siostrą. Póki z nią będziesz nikt nie będzie mógł jej zabrać. Dopilnuję tego. - w jej spojrzeniu widziałem, że na mnie polega. Była pewna że poradzę sobie. Nie mogę zawieść jej, a tym bardziej siostry. Nie wiem kim tak naprawdę jest moja ciotka, ale skoro przebywanie z nią mogłoby narazić Alexsis, to chyba ma jednak rację. Poradzę sobie sam.
Skinąłem głową pokazując jej, że zrobię to. Podejmę się wyzwania i zaopiekuję się siostrą. Ciocia Van uśmiechnęła się do mnie dumna.
W tym momencie coś innego rozproszyło jej uwagę. Dopiero teraz gdy zaczęła rozmowę z kimś w bazie o jakiejś misji zauważyłem, że na prawym uchu ma coś w rodzaju komunikatora. Chyba ta cała gadka o tym, że jest agentką to prawda.
- Muszę ruszać Vincent.
- Dobrze ciociu.
Pożegnała się ze mną i odjechała. Jej motocykl był naprawdę niewiarygodnie szybki.
Teraz znowu zostałem sam, ale przynajmniej mam od czego zacząć życie. Heh dzięki ciociu Van.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz