Cykl
2
Nadszedł czas. Coś w jego głowie go obudziło wołając że już czas. Skrópa jaja osłabła, a on od środka wybił sobie przejście. Po raz pierwszy otworzył oczy, by znaleźć się w ponurym, upiornym miejscu. Chyba wolałby jednak nie wychodzić, czy naprawdę to był właściwy czas? Może się pomylił… a może nie.
Kilka innych jaj także zaczęło pękać, a z ich wnętrza wyszły rogate istoty o różnych barwach mieszanych z czernią, niektóre z nich miały także skrzydła, a każdy był inny od drugiego. Szybko grupa wylęgłych istot zaczęła rozpraszać się po jaskini pełnej kości, w której byli. Niektórym jednak wyjście z jaja i pierwsze kroki nie wychodziły za dobrze, a wtedy… zjawiła się bestia. Wielki wąż pokryty ciemno czerwoną łuską z dziwnymi symbolami wymalowanymi na swym ciele zbliżył się do jaj i pożarł tych którzy nie zdążyli uciec.
On był przerażony. Szybko zamknął swoją skrópę i miał nadzieję że wąż nie zauważy różnicy między pozostałymi jajami. Ciemne, czarne łzy zaczęły spływać mu po policzkach częściowo pokrytych łuską.
Czekał...
I czekał…
Nic się nie stało.
Wytężył na chwile słuch swych puszystych uszu. Słyszał tylko już dalekie dźwięki łusek przesuwających się po kamieniu. Niebezpieczeństwo minęło… Na razie.
Zastanawialiście się kiedyś, a co by było gdyby Henry z Bendy abd the Ink Machine był demonem? Tylko że całkiem innym od innych, mającym dobro w sercu… dobro i miłość do świata poza Piekłem… i pewnego człowieka.
Historia inspirowana opowiadaniem "Dreams Come True" autorstwa Star_Going_Supernova. https://archiveofourown.org/works/12554700/chapters/28592024
Cykl
1
Narodziny zwykle są uważane za coś wspaniałego… cóż nie tu, nie w Piekle. Narodził się właśnie nowy demon, choć nie do końca. Wciąż jest w jajku.
Ojca nigdzie nie ma w pobliżu, nie zjawi się by zobaczyć małe cudo.
Matka nie uważa swego maleństwa za cudowny dar życia. Dla niej to przekleństwo.
Gdy tylko odzyskała siły po porodzie i spojrzała na jajko pod którego skróbką skrywa się jak na razie bezbronne niemowlę rzuciła się na nie z szponami ostrymi jak ostrza sztyletów. Cięcia, drapanie, próby stłuczenia jajka nic nie dawały. Skrópa chroniła dziecko i demonica nic nie mogła na to poradzić.
Niedługo, kiedy ta nadal bezskutecznie próbowała zabić to co zrodziła zjawił się Nadzorca. Spuścił swe ogary, które od razu rzuciły się na matkę. Ta pozostawiła jajo i uciekła ścigana przez ujadające piekielne psy, a Nadzorca bez ceregieli wziął jajo i przywołując do siebie psy odszedł.
Vincent
Głód szybko wraca, a pożywienia nie ma. Niech diabli wezmą tych kłusowników. Od kilku lat rzeczywiście ich nie ma, z tego co udało mi się usłyszeć z rozmów tych którzy w tych ostatnich latach weszli do lasu mogę wiedzieć że polowanie tu stało się zakazane. To dobre, tylko szkoda że tak późno. Już prawie nie ma zwierzyny.
Wiele drapieżników takich jak ja, gdy zabrakło mięsa zwierząt wyszło z lasu lub robiąc sobie gniazda na granicy urządzało eskapady na farmy ludzi. Pomysł wyjątkowo głupi na dłuższą metę… choć może nawet i na krótką.
Zaraz po tym w końcu ludzie zaczęli nas tępić. W szczególności Nagi. Ludzie jak widać nienawidzą węży.
… Tak zginęła moja rodzina. Zabili mi rodziców, a mnie pozostawili pewni że młode bez opieki zginie. Cóż poradziłem sobie. Ale nie dzięki podkradaniu zwierząt z ludzkich farm.
Taaa Wspomnienie w głowie przeszłości jest lepsze od skupiania się na tym co teraz robię. Nie skupiać się na pustym już żołądku i braku jakiegokolwiek śladu dzikiej zwierzyny… Trzeba było przetrawić to co dostałem od Lisicy później.
W ogóle to bardzo ciekawe że Lisson tak dobrze poradził sobie pośród ludzi. Ale to pewnie tylko ze względu na jej umiejętności. Ludzie wolą nie zadzierać z magami władającymi magią, lecz mieć ich po swojej stronie. Mag to potężny sprzymierzeniec i jest wart kilkunastu ludzi z mieczami. Jeden mag.
Lissony są chyba także spokrewnione z wilkołakami. Tylko że lisy nie przechodzą tej całej transformacji, one po prostu cały czas mają ogony. Chyba…
… Co to za zapach? Wiatr niesie woń dymu z ogniska i … i ryb, ale nie surowych. Przyprawionych. Mimo że nie lubię ryb, wręcz nienawidzę to jednak ta woń sprawia że cieknie mi ślina z ust.
Głód który narastał od rana wrócił do pełnej obfitości mimo wcześniejszych prób wyciszenia go myślami. Odwrócenie się teraz od tego zapachu byłoby niemożliwe, dlatego bez innego wyjścia ruszyłem w stronę skąd dobiega piękna woń jedzenia.
Ładną chwilę mi zajęło dotarcie do strumienia. Akurat tylko obserwowałem zza krzewów, nie zbliżałem się. Przy rzeczce przepływającej przez nasz las był kamienny, rzeźbiony na smoka gargulec Mike, słodki, nieśmiały Jeremy i zgrabna, złotowłosa Lisica, Nikki.
Tak jak mogłem się domyślić to oni przyrządzali ryby złowione przez Mika. A to że ta dwójka jest razem to do przewidzenia było. Mike i Jeremy prawie w każdej chwili ich życia trzymają się blisko siebie. Niech mówią co chcą, ja i tak wiem że są w sobie na zabój zakochani.
Nawet nieświadomie oblizuję ostre zęby na widok ryb piekących się nad ogniskiem. Co jest ze mną? Nagi nie jedzą ryb… Ale jestem głodny, a te wyjątkowo dobrze pachną. Jak nie normalna ryba, bo do normalnej nawet bym się nie zbliżył. Lecz te ryby nie należą do mnie. Są ich, oni je złowili i przyprawili i tak dalej. Ja powinienem znaleźć sobie sam coś do jedzenia.
Już miałem odejść kiedy gałąź na której podtrzymywałem lewą rękę pękła. Kurwa, na pewno to słyszeli. Gdy znów spoglądam w ich stronę widzę że cała trójka na mnie patrzy. No po prostu piękna skradanka Vincent.
Nikki odwróciła się do Jeremyego i wymienili między sobą kilka słów po czym znów spojrzała na mnie i gestem wskazała bym się zbliżył.. A Jeremy lekko się do mnie uśmiechnął? Oczywiście nieśmiało.
Czy oni właśnie zapraszają mnie do wspólnego posiłku?
Lecz rzeczywiście coś jest w jej działaniach. Jeśli postępujemy zgodnie z jej zaleceniami i poradami jakoś zawsze wychodzi to na dobre. A ludzie znajdują miłość.
W dzisiejszych czasach wdaje się że coś takiego jak prawdziwa miłość nie istnieje, ale odkąd pojawiła się Drakonika wydaje mi się że widzę ją coraz częściej. A teraz sama to czuję.
Wracając od moich rozterek sercowych. Właśnie siedziałam na ramieniu Optimusa. Dobrze czułam się blisko dużego bota, a w dodatku stąd jest najlepszy widok na wszystko. Praktycznie mogłam by tu siedzieć cały dzień. Nie tylko dlatego, że naprawdę nie chcę oddalać się od Optimusa. Bzdura. Co ja gadam? Czy raczej myślę.
- Oczywiście tylko dlatego. - usłyszałam w głowie głos siostry.
- Luna…
- Nawet nie próbuj się wykręcić siostrzyczko!
A i tak przy okazji, dlaczego Miko o tej godzinie była w szkole?
- Ma karę. Chyba nie odrobiła pracy. Referat z historii, ale chwila dlaczego była?
- Bo właśnie wsiadła do zielonego bota. Uciekła i odjechała, bo właśnie nauczycielka wyszła za nią.
Wiesz może już wrócę do domu. Muszę odnieść zakupy.
Ciężko westchnęłam. Znowu Miko urwała się ze szkoły.
Optimus musiał zauważyć to westchnienie rozczarowania.
- Czy coś się stało Safi? - zapytał spokojnie.
- Nie. Po prostu martwię się trochę o Miko. Jest typem buntownika i szczerze to normalne w takim wieku. Chce osiągnąć więcej, wyróżnić się, żyć pełnią życia! Ale olewanie szkoły na dobre jej nie wyjdzie.
- Rozumiem twoje zmartwienie, ale obawiam się że nie łatwo będzie zmienić nastawienie Miko co do tej sprawy.
- Wszech i wobec wiadomo, że szkoła jest nudna, tak samo jak przeglądanie danych wywiadowczych. A ja nie znoszę przeglądać dane wywiadowcze. Z tym muszę się z nią zgodzić. Działanie jest lepsze, ale bez teorii praktyka leży. - wydałam moje zdanie przy okazji narzekając na obowiązek przeglądania nieszczęsnych danych.
Optimus zaśmiał się trochę na moje lamenty odnośnie nudnej części mojej pracy.
I wtedy wrócił Bulkhead z Miko. Rozmawiali o szkole oczywiście. Pokręciłam tylko rozczarowana głową.
- Wykrywam świeży puls Energonu. W kraju zwanym Grecja. Pradawne miasto pełne zabytków jak sądzę. - powiedział Ratchet.
Energon. Po tych paru dniach wśród Autobotów zaczynam sądzić że Energon można znaleźć chyba wszędzie na tej planecie.
- Starożytnych zabytków. Uuuu wycieczka! - zawołał Bulkhead.
Po raz kolejny zostawiając za sobą Pałac Kresu i wszystkich którzy byli razem ze mną w tym nowym domu, który wydawał mi się dużo bardziej znajomy niż powinien przez ten czas który tu spędziłam. Wkroczyłam w przejście które miało mnie zaprowadzić do świata w którym zginęła moja matka, do świata w którym był więziony mój ojciec, do świata który miałam odbić z rąk podstępnego zdrajcy.
Przez zaledwie kilka sekund znajdowałam się w ciemnej pustce wypełnionej jakimiś nazwami. Były to serwery, znajdowałam się pomiędzy nimi. Nie wiedziałam w którym znajduje się Steve, ale oczywiście nawet tego nie potrzebowałam. Kierowana mym przeznaczeniem i wolą Stwórcy który stworzył mój instynkt wybrałam szybko jeden z dalszych serwerów. Było to bardziej wtargnięcie niż zgodne z prawem tamtego świata przeniesienie się na wybrany serwer, dlatego pewnie tak, jak czasem się to działo przepłynęła przeze mnie inna moc niż zdolności Strażnika Wszech-wymiaru. Moje oczy zabłysły bielą i w jakiś sposób zapanowałam nad moim wejściem tam i nie przeszkodziła mi jakaś bariera która miała mnie powstrzymać.
Dlaczego nie można było dobrowolnie wejść do serwera? Czy Fascor chciał uniemożliwić Stevowi dowiedzenie się o czymś złym co mogło się dziać w innych serwerach? W końcu gdyby Envoley został zdradzony, tak jak przy tworzeniu mojego ojca Steve mógłby zażądać oddania władzy nad Minecraft, a ludność poszłaby przecież za synem Notcha.
Czyli nie tylko Steve wybrał samotność, po prostu został oddzielony od wszystkich którzy mogliby wyznać mu prawdę o działaniach Fascora! Przez tą barierą osoby które by spróbowały skorzystać z któregokolwiek przejścia pomiędzy serwerami by znaleźć syna Notcha od razu zostałyby nie tylko powstrzymane, ale także namierzone i schwytane.
Gdy rozejrzałam się po świecie który dosłownie się przede mną załadował zobaczyłam że praktycznie wszystko jest w sześcianach! OMDG! Dosłownie wszystko! Zaśmiałam się na niespodziewany wygląda świata. Gdyby to była gra powiedziałabym że zostały nałożone jakieś wspaniałe, dokładne tekstury i shadery, ale nadal wszystko było w figurach jednej figurze geometrycznej.
Zobaczyłam koło ścieżki na której stałam drzewo. Coś mnie pokusiło i nie mogłam się oprzeć. Podeszłam do drzewa i walnęłam pięścią w jeden z kwadratów składający się na pień. Pojawiło się pęknięcie na korze. Dołożyłam drugą ręką i to się rozszerzyło. Zaczęłam boksować pień, a pęknięcie objęło cały sześcianik i w końcu klocek drewna wypadł z drzewa i wpadł… do mojego ekwipunku? Ok. Choć najlepsze było to co stało się z drzewem. Kompletnie nic! To nadal stało chociaż brakowało kawałka pnia!
Och My Dragon God! Wtf! W Minecraft rządzi się jak widać własnymi prawami grawitacji i ciążenia itd.
Dobra koniec śmieszkowania Drakonika! - rozkazałam sobie w myślach. Muszę zachować powagę i kontynuować misję… Z powagą nie przesadzajmy puki naprawdę nie będzie trzeba. Uśmiechając się wesoło, ciekawa nowego świata w którym się znalazłam ruszyłam oświetloną pochodniami ścieżką.
Podziwiałam kwadratowy las i trawę, oraz wszystko. Zwierzęta które dostrzegłam też były kwadratowe. Dla pewności spojrzałam na swoje ciało, ale pozostało bez zmian. Czyli wszystko oprócz ludzi jest tu w geometrii. Super! Uwielbiam wyróżniające się światy.
Pochodnie postawione na drzewach i ziemi paliły się, mimo że panowała jasność dnia. Czy nie wypalały się kiedy nastawała w końcu noc? Czy może one nigdy nie gasną??? Tyle pytań i albo muszę sama znaleźć odpowiedzi, albo zapytam Steva, gdy go w końcu znajdę.
Miejsce w którym się pojawiłam musiało być spawnem. Tam pojawił się pewnie także Steve gdy po raz pierwszy pojawił się w tym serwerze, pewnie tuż po jego wygenerowaniu. Ścieżka i pochodnie wskazują na to, że przygotował to wszystko dla ewentualnego gościa, ale bariera przecież uniemożliwiła próbującym trafienie tu. Z całą pewnością nie wiedział więc o jej istnieniu.