Vanessa
-
Dyrektorko Purple? - zapytała zaniepokojona jedna ze zgromadzonych w
sali agentów.
Po
moim policzku spłynęła samotna łza, a ja zamarłam. Czułam to.
Mój brat...
-
Victor. - szepnęłam.
Miałam
ochotę rozpłakać się w najlepsze nie zważając na trwające
obecnie spotkanie, któremu przewodniczyłam.
Zawsze
byłam połączona w wyjątkowy i niewytłumaczalny sposób z moim
bratem bliźniakiem. Dlatego wiem, że nie żyje. Czuję pustkę, tam
gdzie kiedyś była wyczuwalna jego obecność. Mój brat jest
martwy.
Podniosłam
wzrok na zebranych przy holograficznej mapie, gdzie był planowany
przebieg najbliższej akcji rozbicia kolejnej placówki Cienia.
Niektórzy byli zmartwieni, inni zdziwieni. W końcu rzadko można
zobaczyć jak dyrektorka Barier
płacze.
-
Komputer namierz dom Victora Afton. - powiedziałam, a mapa
holograficzna natychmiast wykonała moje polecenie. Teraz ukazywała
dom mojego brata… palący się dom, a wokół niego wozy
strażackie. - Sprawdź dane ocalałych. - wydałam kolejne
polecenie. Zebrani agenci wydawali się zdezorientowani całą tą
sytuacją. Ale mimo wszystko musiałam się upewnić, że dzieciom
nic nie jest. Doskonale wiedziałam, że brat miał dwójkę dzieci i
nie było czasu czekać z tym na koniec spotkania.
-
Brak danych o ocalałych z pożaru. - powiedział komputerowy głos.
Jak to brak danych???
-
Komputer namierz Vincent Afton. - hologram połączył się z
kamerami i ukazał parę nagrań z samochodem Victora i siedzącym za
kierownicą Vincentem. W samochodzie znajdywała się także mała
Alexsis. Odetchnęłam z ulgą. Dzieciaki są bezpieczne. Mimo to
wciąż muszę jak najszybciej do nich dotrzeć. Vincent musi być
przerażony. Jego ucieczka musi oznaczać jedno. Nie chce za żadne
skarby oddać siostry. Nie dziwię mu się.
-
Koniec spotkania. Rozejść się. - Oznajmiłam agentom. Ci mimo
zmieszania wykonali rozkaz.
Ruszyłam
żwawym krokiem w kierunku garażów.
-
Rodnej przygotuj mi dokumenty na nazwisko Vincent Afton. -
powiedziałam, uaktywniając mój komunikator znajdujący się na
moim prawym uchu.
-
T-tak jest Dyrektorko. - odpowiedział chwiejny męski głos.
Zawsze
nie pewny siebie i strachliwy. Cały agent Rodnej. Dlatego zajmuje
się głównie pracami komputerowymi w bazie. Jest wspaniałym
hakerem i fantastycznie sobie radzi z zarządzaniem całą bazą.
Oczywiście z pomocą innych agentów. Jednak spośród tej całej
zgrai maniaków komputerowych jest moim ulubieńcem człowiekiem.
Jest najlepszy.
-
Zastosuj zmianę wieku. Chłopak ma 16, przerób na 18.
-
Zrobione!
-
Dokumenty mają na mnie czekać w garażu ósmym.
Mijałam
liczne korytarze prowadzące do innych garaży i hangarów. Po chwili
byłam już na miejscu. Garaż 8.
Tak
jak poleciłam był już tam Rodnej z dokumentami w ręce.
Przygotował także mój nowy motocykl do drogi.
-
O-oto dokumenty Dyrektorko Purple. - powiedział przekazując
papiery. - Zająłem też się zmianą danych w systemie. Odtąd ten
chłopak jest pełnoletni dla całego świata. Zmiana z pewnością
nie zostanie zauważona. Zainicjowałem także kamuflaż motocyklu
numer 4.
-
Krwista purpura. Wiesz co lubię Agencje Rodnej.
-
D-dziękuję. Podczas pracy w Barier
nauczyłem się już, że uwielbia pani purpurę. A czy wolno mi
spytać, jaki charakter ma ta misja?
-
Rodzinny. - oświadczyłam i to właśnie wtedy Rodnej po krótkiej
weryfikacji jego tożsamości przez komputer otworzył wielkie drzwi
garażu. Nie czekając jak te się całkiem otworzą ruszyłam
naprzód.
W
kilka sekund motocykl HydroBike osiągnął dużą prędkość i
opuszczając bazę szybko znalazłam się na środku drogi położonej
w samym sercu pustynie. Zawrotna prędkość pojazdu
eksperymentalnego wznosiła za mną istną burzę piaskową. Lada
moment i dotrę do mojego bratanka.
Vincent
Zatrzymałem
się na jakimś odosobnionym parkingu. Było to nieopodal dość dużo
drzew. Nadal była noc,
ale niedługo miało świtać. Już można zauważyć promienie
słońca powoli ujawniające się na horyzoncie.
Jechałbym
pewnie dalej, ale Alexsis zrobiła się głodna. Jakiś czas temu
wyciągnąłem mleko z lodówki w samochodzie i dziękuję Bogu, że
tu było. Na początku mleko było zimne z oczywistych powodów, ale
teraz jest po prostu chłodne i Alexsis bez problemowo mogła je pić.
Sam
byłem już wykończony całą tą jazdą i oczy mi się zamykały.
Miałem ochotę po prost zamknąć oczy i obudzić się w domu, jak
na co dzień.
Ze
stanu chwilowego, nieumyślnego snu wyrwało mnie pukanie w szybę
samochodu.
Spojrzałem
w stronę okna, jak poparzony i zobaczyłem… Ciocie Vanesse?!
Odłożyłem
Alexsis do fotelika i wyszedłem z samochodu. Natychmiast rzuciłem
się na ciotkę. Nie mogę uwierzyć, że tu jest!
-
Ciociu Van-
-
Nie musisz nic mówić Viny. Wiem wszystko. - przytuliła mnie mocno.
Chyba właśnie tego potrzebowałem. Dobrze, że mam choć jeszcze
ciotkę. W prawdzie zastanawiałem się czy nie wybrać się do niej,
kiedy uciekałem. Niestety nie wiedziałem gdzie mam się udać.
Ciotka Van jest bardzo tajemnicza i ciągle podróżuje.
-
Skąd? To stało się-
-
Niedawno. Wiem. Pamiętasz jak nie raz mówiliśmy ci z twoim ojcem,
że potrafimy rozmawiać w myślach? Otóż to nie były bajki.
Naprawdę byliśmy połączeni w niezwykły sposób i rozumieliśmy
siebie bez słów. Więc kiedy zginą poczułam to. Posłuchaj
Vincent. Musisz być silny. Nie mogę się wami zająć.
-
Ale dlaczego?! Przecież jeśli ktoś nami się nie zajmie trafimy do
domu dziecka!
-
Nie, nie traficie! Wszystko załatwione. Tu Vincent masz dokumenty,
od teraz jesteś pełnoletnim, młodym dorosły. Masz tu także kod
do kąta bankowego z pieniędzmi które należały do twojego ojca.
Liczę na ciebie chłopie. Musisz się nią zaopiekować! Ja nie mogę
wam inaczej pomóc. To zbyt niebezpieczne.
-
Jak? D-dlaczego niebezpieczne?!
-
Pracuję dla tajnej agencji i mam wielu niebezpiecznych wrogów.
Jeśli dowiedzieliby się o was zrobiliby wam krzywdę. Dlatego
musisz radzić sobie sam. Od razu uprzedzam. Nikt nie będzie was
szukał. W systemie jesteś pełnoletni i masz pełne prawo do opieki
nad siostrą. Póki z nią będziesz nikt nie będzie mógł jej
zabrać. Dopilnuję tego. - w jej spojrzeniu widziałem, że na mnie
polega. Była pewna że poradzę sobie. Nie mogę zawieść jej, a
tym bardziej siostry. Nie wiem kim tak naprawdę jest moja ciotka,
ale skoro przebywanie z nią mogłoby narazić Alexsis, to chyba ma
jednak rację. Poradzę sobie sam.
Skinąłem
głową pokazując jej, że zrobię to. Podejmę się wyzwania i
zaopiekuję się siostrą. Ciocia Van uśmiechnęła się do mnie
dumna.
W
tym momencie coś innego rozproszyło jej uwagę. Dopiero teraz gdy
zaczęła rozmowę z kimś w bazie o jakiejś misji zauważyłem, że
na prawym uchu ma coś w rodzaju komunikatora. Chyba ta cała gadka o
tym, że jest agentką to prawda.
-
Muszę ruszać Vincent.
-
Dobrze ciociu.
Pożegnała
się ze mną i odjechała. Jej motocykl był naprawdę niewiarygodnie
szybki.
Teraz
znowu zostałem sam, ale przynajmniej mam od czego zacząć życie.
Heh dzięki ciociu Van.