niedziela, 5 marca 2017

Rozdział 13 cz1


Staliśmy przed portalem. Nie mieliśmy najmniejszego pojęcia co nas tam czeka, lecz i tak zamierzaliśmy wyruszyć. Cóż jeśli zginiemy to przynajmniej próbując zakończyć to całe przekleństwo.
Jako pierwsza zbliżyłam się do tajemniczej maszyny, a zaraz za mną zrobił to Wilson i Dark lewitując przy pierwszym. Po nich zbliżyła się pani bibliotekarka i Willow, która teraz trzymała czerwony kwiat Abigail (Kwiat jest połączony z duchem, czyli opętany kwiatek!). Weszłam do środka i wszystko co zobaczyłam to ciemność.
Czułam, że leżę na ziemi. Całe ciało wydawało się ciężkie jakby nagle grawitacja ziemi się zwiększyła kilkukrotnie i nie pozwalała mi wstać. Wypuściłam z moich ust lekki jęk i otworzyłam oporne oczy, kiedy usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny.
- Oh, znaleźliście mój portal, prawda? Najpewniej myśleliście, że nauczyliście się wszystkiego do tej pory. Spróbujmy czegoś troszeczkę bardziej wymagającego, możemy? - zapytał wysoki mężczyzna ubrany w elegancki długi płaszcz, który sięgał mu do stóp. Miał ulizane czarne włosy. I także skojarzyłam, że to człowiek z mojej wizji. Czyli to był zapewne Maxwell.
Po wypowiedzeniu swojej kwestii mężczyzna zniknął w jakiejś czarnej dzieże która pojawiła się pod nim. Wyglądało to jak portal cieni. Ciemna magia. Portale stworzone przy użyciu jasnej (dobrej) magii zwykle nie są czarną dziurą, tylko albo dziurą między światami przez którą można zobaczyć co jest po drugiej stronie, albo są jakiegoś koloru i generują trochę światła.
Po jego zniknięciu uczucie ciężkości zniknęło i mogłam się spokojnie podnieść. Reszta też tu była i wstała tak samo jak ja.
- Maxwell. - wysyczał przez zaciśnięte zęby Wilson.
- Widzę, że nie darzysz tego człowieka wielką sympatią. - skomentowałam.
- Powiedział bym, że nie jesteśmy dość bliskimi przyjaciółmi. - ten sarkazm. Nie są w ogóle przyjaciółmi! - Poza tym to jego sprawka, że tutaj jesteśmy. A mnie dawno temu oszukał.
- Oszukał? Tego chyba jeszcze nie słyszałam. - powiedziałam.
- Możecie porozmawiać później lub podczas pracy. Teraz musimy zebrać ekwipunek. Sami słyszeliście co powiedział Maxwell. Zapewne wystawi nasze umiejętności przetrwania na próbę. - stwierdziła bibliotekarka.
- Racja powinniśmy jak najszybciej przeszukać to miejsce i dowiedzieć się co zrobić dalej. - zgodził się Wilson.
- Cokolwiek to będzie jestem przekonana, że będzie miało związek z tym dziwnym badylem. - powiedziałam biorąc do rąk jakieś dziwne urządzenie. - Przypominało mi to w jakiś sposób wykrywacz do metali. Może będzie miało jakieś podobne zastosowanie, ale zamiast metali będzie szukać czegoś innego.
- Wykrywacz metali? - zapytała Willow.
- Tak. Takie urządzenie które zacznie piszczeć gdy tylko blisko będzie jakiś metal. - wytłumaczyłam. Pamiętam jeszcze, że są z innej epoki i nie mam im za złe, że nie wiedzą niektórych rzeczy, jak na przykład co to jest wykrywacz metali, czy komórka.
- Możesz mi to pokazać na chwilę Drakonika? - spytał Wilson. Kiwnęłam głową na tak i oddałam mu urządzenie. On przez chwilę przyglądał się „różdżce” niech tak to se pozwolę nazwać. - Chyba twoje spostrzeżenie jest słuszne Drakonika. Wygląda na to, że to urządzenie będzie miało za zadanie wyszukać jakieś przedmioty które znajdują się gdzieś w tym świecie. Nie będę bardziej tego objaśniał bo i tak reszty z tego co bym powiedział byście nie zrozumieli.
- A skąd to wiesz Wilson? - zapytałam udając troszkę urażoną.
- Wybacz jeśli cię uraziłem, ale przyzwyczaiłem się już do tego, że nikt zwykle nie rozumie tego co mówię. - próbował się tłumaczyć.
- Dobra nie obrażam się ani trochę. Sama nie chodziłam do szkoły, tylko uczyłam się w domu. Więc naukowcem nie mogę się nazwać. Znam tylko podstawy, ale za to mam doskonały instynkt. A teraz powinniśmy ruszyć się z tego miejsca i przestać gadać bo wszyscy już poszli. - zauważyłam. Cały zespół poszedł na eksploracje bez nas. Nawet Dark zbiera pobliskie jagody!
Przez resztę dnia trzymaliśmy się razem z Wilsonem i zbieraliśmy podstawowe rzeczy potrzebne do przetrwania. Raz nawet ta różdżka zadziałała i zaczęła hałasować. Poszłam w kierunku w którym mnie prowadziła i znalazłam coś! Ta rzecz była w kręgu złych kwiatków. Od nich poczytalność spada. Dlatego pędem wzięłam rzecz i oddaliłam się od kwiatkowego kręgu. Kiedy pokazałam to coś Wilsonowi powiedział, że to jakaś część większego mechanizmu.
Kiedy miał się rozpocząć niedługo wieczór, a zaraz po nim noc postanowiliśmy wrócić do miejsca gdzie się obudziliśmy i poszukać reszty (oczywiście Dark cały czas był niedaleko nich więc nie musieli go szukać).
Kiedy już byliśmy niedaleko zaczęło padać. Żabami! Wilson wyraźnie nie był z tego zadowolony. Po tym jak przestrzegł mnie bym się do nich nie zbliżała, bo mogą mnie zaatakować zaczął mówić o tym jakie to nie logiczne. Nie mógł, nie chciał tego pojąć. I wyraźnie to, że ubrana stawały się mokre mu przeszkadzało, tak samo jak mi.
Od tego deszczu zaczęła spadać poczytalność, więc potrzeba było czegoś w rodzaju parasola. I wtedy w mojej głowie zrodził się genialny pomysł. Wyciągnęłam skrzydła i ustawiłam je tak żeby osłoniły nas przed deszczem. Udało się, a Wilson przestał marudzić o tym jak bardzo nienawidzi deszczu w tym świecie. Spojrzał na moje skrzydła i się dał mi zmęczony uśmiech. Sama też byłam zmęczona. Musieliśmy szybko znaleźć resztę.
Gdy dotarliśmy do wyznaczonego przedtem miejsca rzeczywiście spotkaliśmy resztę. Willow trzymała parasol zrobiony z jakiś patyków i roślin, a Wickerbottom pilnowała ogniska by utrzymało się przy tym deszczu. Na ognisko chwila idealna bo właśnie zapadła noc.
Podczas gdy piekliśmy na ognisku to co znaleźliśmy i wymienialiśmy się tym co znaleźliśmy okazało się, że dziewczyny też znalazły te rzeczy co ja. Kiedy zebraliśmy wszystkie te elementy urządzenie zaczęło wskazywać nowy kierunek.
Następnego dnia wszyscy razem ruszyliśmy w kierunku w którym prowadziła nas różdżka. Po pewnym czasie dotarliśmy do miejsca, gdzie niestety było całe mnóstwo mechanicznych stworów, czy „gońców” jak to nazwała Willow. Te roboty strzegły jakiejś platformy. Wilson stwierdził, że ta platforma jest podstawą urządzenia które składa się z tych części, ale żeby je złożyć potrzebuje czasu.
I tu znowu mój genialny pomysł. Wybiegłam do robotów i krzyknęłam.
- Hej! Złomowe puszki złapcie mnie! - i kiedy wszystkie roboty zerwały się w pogoń za mną, oddaliłam się od platformy. Dzięki temu odwróceniu uwagi Wilson będzie miał czas połączyć te części.
- Drakonika teleport jest gotów! - krzykną Wilson. A więc to teleport. Znowu ujawniłam swoje skrzydła i ogon, i wzniosłam się w powietrze. Roboty nie mogły mnie dorwać bo nie umiały latać. Szybko poszybowałam do teleportu i razem z Wilsonem który czekał na mnie skorzystaliśmy z niego. Znowu stało się ciemno.


Sorry, że nie było ostatnio rozdziału, ale miałam sporo nauki i mało weny, i chęci. I really sorry! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz