niedziela, 19 lutego 2017

Historia Five Night at Freddy's według mnie cz2


*11:59 *

Byliśmy przed budynkiem Fredbear's Family Diner. Pizzerią pełną śmiechów i zabaw. Nawet teraz było słychać ze środka piosenki i śmiechy dzieci. Wyciągnąłem rękę by otworzyć drzwi.
- Hej Vincent zaczekaj! - usłyszałem krzyk dziewczyny. Rozpoznałem ten głos, to właśnie Roza. Odwróciłem się i zobaczyłem jak wspomniana wcześniej dziewczyna biegnie w moim kierunku.
Jej brunatne włosy, które normalnie sięgają do ramion powiewały na wietrze. Ubrała chyba specjalnie tą fioletową kieckę, która nawet nie była dość długa by przykryć kolana. Dekolt też był dość spory i już mogę stwierdzić, że ma coś włożone do stanika by powiększyć piersi. Na szczęście ma jeszcze czarny sweterek. Dzięki Bogu.
Czekałem na nią z skrzyżowanymi rękami. Czy ona wie, że nie musi biec. Pizzeria jest mała, bez problemu by mnie znalazła, nawet gdybym wszedł do środka.
- Wiesz, że nie musiałaś biec prawda? - spytałem, kiedy w końcu stanęła obok mnie, dysząc ze zmęczenia.
- Nie chciałam cię zgubić Vinny.~ - zaświergotała.
- Och błagam Roza. Choć jeden dzień w roku nie flirtuj ze mną przy każdej nadarzającej się okazji. - powiedziałem zdegustowany. Jeśli dziś będzie znowu wypełniać mój dzień akcjami mającymi na celu poderwanie mnie to na pewno nie zaproszę jej ponownie. Już wolę żeby był tylko Scott. Choć przyznam, że już nie raz uratowała mą dumę udając moją dziewczynę. - I zapnij ten sweter. - dopowiedziałem zapinając guziki jej sweterka. Nie chcę by rodzice ją taką zobaczyli. O nie. Czy ona zawsze musi się tak odstawiać na spotkania ze mną? Jedyny rumieniec jaki może to wywołać to czerwień wstydu.
Kiedy rozprawiłem się z wyzywającym wyglądem koleżanki wszedłem do środka, a za mną ruszyła Roza. Mama siedziała przy jednym z stolików przy scenie, a obok niej stał tata przebrany w swój mundur.
Ciemno fioletowa koszula, a na niej złota odznaka z logiem Pizzerii. Czarne, wyprasowane, materiałowe spodnie i też czarne eleganckie buty.
Mama miała na sobie tą samą sukienkę co rano, tylko że teraz do stroju dołączył biały sweter i czarne botki.
Ewidentnie pod moją nieobecność naradzali się. Ciekawe na jaki temat. Podszedłem do stolika, a gdy tylko zauważyli, że się zbliżam przerwali rozmowę i spojrzeli w moim kierunku.
- Witaj Roza. - powiedziała wesoło mama. O rany dziś naprawdę ma dobry humor skoro nie zwróciła uwagi na wyjątkowo krótką sukienkę Rozy.
- Dzień dobry pani Afton. - przywitała się Roza. Choć mama nie zwróciła uwagi na strój, to uśmiech taty trochę się załamał gdy zobaczył kieckę. Spojrzał na mnie wyraźnie zawiedziony, a ja odpowiedziałem mu spojrzeniem to „nie moja wina”. W odpowiedzi przewrócił tylko oczami.
Już mieliśmy zacząć, ale wciąż nie było Scotta. Już zaczynałem się martwić, że się jednak nie zjawi, kiedy z jednego z korytarzy w pizzerii wyszedł Scott i jego ojciec.
Scott ubrany był w białą koszulę i dżinsy. Jego bujne czarne włosy jak zwykle sterczały w kierunku sufitu, a te ciemno zielone oczy zdawały się przepełnione entuzjazmem.
Natomiast Pan Cawthon, który na serio wyglądał jak starsza wersja Scotta (tak samo jak ja i mój ojciec) miał na sobie jeszcze swój strój roboczy. Jasno niebieska koszula z logo pizzerii i czarne materiałowe spodnie.
Nigdy nie wiedziałem dlaczego mój tata jako jedyny pracownik tego miejsca miał purpurowy uniform. I to jeszcze idealnie pasujący do koloru jego włosów! … Szczerze jakby się zastanowić to sam też bym chciał taki.
- Witaj Victor. Scott powiedział, że dziś są urodziny twojego syna. A więc Vincent, chyba nie będziesz miał nic przeciwko temu bym się dołączył? - zapytał mnie Stiven.
- Oczywiście niech się pan dosiądzie. - odpowiedziałem entuzjastycznie.
- Witaj Stiven, Scott. - przywitała ich moja mama.
- Dobrze cię widzieć w tak dobrym humorze Renato zwłaszcza, że jesteś w-...myyy – nie dokończył bo ręka mojego taty wylądowała mu na ustach.
- Pozwól na chwilę Stiven musimy coś obgadać. - powiedział tata z dużym nerwowym uśmiechem. Co?!
Mój ojciec i jego przyjaciel odeszli na chwilę w kierunku rzadko uczęszczanego korytarza, który prowadził między innymi do biura, łazienek i pokoi tylko dla personelu. W tym do pokoju „Part &Service” gdzie składowane są części animatroników i kostiumów.
Moja mama w odpowiedzi na dziwne zachowanie taty tylko zachichotała i odwróciła wzrok w stronę sceny, na której stały dwie gwiazdy ściągające tu tłumy. Spring Bonny i Fredbear!
Mechaniczny królik i miś o złotym futrze i gabarytach typowo ludzkich, choć były trochę wyższe od dorosłego mężczyzny śpiewały, grały utwory, rozmawiały z widownią. Kiedyś także chodzili między ludźmi i wiele więcej, ale to były czasy kiedy były to stroje. Po wypadku, w którym zginęło dwóch pracowników uznano, że stroje są niebezpieczne. Przerobiono je więc na stojące w jednym miejscu, śpiewające roboty odtwarzające zapętloną listę utworów i schemat wypowiedzi.
Choć nie jest tak niezwykle i zróżnicowanie jak było kiedyś to i tak wciąż wiele osób pragnie zobaczyć te maszyny. Trzeba przyznać, że intrygują człowieka. W dzisiejszych czasach to prawdziwa rzadkość i niewielu ludzi zna się na robotach. Pewnie dlatego przeróbka tej dwójki była tak kosztowna, że firma postanowiła zrezygnować z całkowitego przerabianie Spring Bonniego i po prostu wepchnęła do niego szkielet wewnętrzny. Co oznacza, że wystarczy wyjąć szkielet i to znów będzie kostium.
Odszedłem myślami od robotów i spojrzałem w stronę Scotta, który usiadł koło mnie.
- Wiesz może o co chodziło? - zapytałem.
- Nie mam fioletowego pojęcia. - powiedział rozbawiony.
- Ha ha, bardzo śmieszne Scott. - odpowiedziałem trochę poddenerwowany za tą zaczepkę. Nic nie poradzę, że urodziłem się z fioletowymi włosami! - Ale przynajmniej nie mam takiej czupryny która pragnie dostać się do nieba. - zaśmiałem się i podniosłem jeszcze dodatkowo jego włosy w stronę sufitu.
- Vincent! - krzykną zdenerwowany Scott.
- Chłopcy przestańcie. Jesteśmy w miejscu publicznym. - upomniała nas mama. Zabrałem ręce od włosów Scotta i uśmiechnąłem się do mamy największym uśmiechem jaki tylko mogłem zrobić. Na moje zachowanie ponownie przewróciła oczami i zaczęła spoglądać na korytarz w który udał się tata z wytęsknieniem.
- Sądzę, że ten creepy uśmieszek wygląda słodko.~ - wyszeptała Roza.
- Roza miałeś ze mną nie flirtować. - wysyczałem przez zaciśnięte zęby. Roza udała, że zasuwa usta zamkiem i usiadła w milczeniu. - Nie zabroniłem ci mówić. - stwierdziłem trochę rozbawiony.
- Wiem. Tylko się z tobą bawię Vinny.~ - zaśmiała się.
W końcu tata i Stiven wrócili do stolika. Powiedział coś na ucho mojej mamie, a ona przytaknęła. Znowu nie wiedziałem o co chodzi i to mnie trochę już wkurzało. Co oni przede mną ukrywają? Po chwili wszyscy troje spojrzeli na mnie z uśmiechami.
- Vincent zastanawiałeś się dlaczego wciąż trzymamy twoje stare rzeczy prawda? - zapytał tata.
- Yyyy... Tak? - odpowiedziałem niepewnie. O co im chodzi?
- Vinny razem z tatą mamy dla ciebie niespodziankę. Będziesz miał młodszą siostrzyczkę. - oznajmiła mi mama, a mój mózg właśnie się wyłączył.
- Ja... ja będę miał siostrę? - teraz zaczyna do mnie docierać! Choć nie do końca. Ale wyjaśnia to dziwnie zachowanie mamy.
- Tak chłopcze będziesz starszym bratem. - powiedział radośnie Stiven.
- Ja... ja będę miał siostrę! B-będę miał rodzeństwo! Hahhaha ha. Będę starszym bratem rozumiesz to Scott?! - nie mogłem przestać się śmiać. Byłem tak szczęśliwy, że aż potrząsałem przyjacielem jak jakąś szmacianą lalką.

Reszta dnia minęła szybko i szczęśliwie. Takie dnie jak te jak dla mnie mogły by trwać wiecznie. A za około sześć miesięcy będę starszym bratem. Wciąż nie mogę w to uwierzyć!  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz