niedziela, 23 kwietnia 2017

Fnaf Mythology Naga Vincent X Lisson Nikki cz1

Nikki

Słońce zaczęło dopiero wschodzić rozjaśniając ciemne niebo i ujawniając barwy świata, które skrywała noc.
Błękitne kwiaty Staris zamykały się i ustępowały swoim złotym braciom dnia. Niezwykłe magiczne kwiaty zdawały się świecić niczym malutkie słońca połykające i rozjaśniające promienie słoneczne padające na nie. To samo robiło ich błękitne rodzeństwo nocy z światłem księżyca, lecz teraz te zapadły w sen by obudzić się następnej nocy razem z księżycem.
Z Łąki kwiatów Staris widać było w całej okazałości i wspaniałości pałac królewski którego szklane dachy odbijały światło słoneczne. Lampy z esencji kwiatów zmieniały kolor z jasnego błękitu na złoto oświetlając każdą komnatę, w którą wkradł się choć jeden promień słońca. Przez to mówiono, że podczas dnia pałac jest zbudowany ze złota, a w nocy z opalizujących kryształów.
Po drugiej stronie łąki widać było zakazany las. Tajemnicze miejsce do którego lepiej się nie zapuszczać. Zwłaszcza, że nie jest to tylko niebezpieczne, ale także karalne.
Wewnątrz lasu żyją mityczne istoty. Podobno kiedyś zamieszkiwały całą wyspę i można je było spotkać dużo częściej niż teraz. Lecz wtedy zjawili się ludzie. Przybyli z stałego lądu, a mityczne stworzenia musiały skryć się przed nimi w lesie. Choć i tam zdarza się, że ludzka stopa stanie.
Między tymi dwoma światami, ludzi i mitycznych istot ciągnęła się właśnie ta łąka. Choć była to cienka granica. Ludzkie wsie leżały niebezpiecznie blisko lasu. Na szczęście żadna ze stron nie zbliża się do granicy drzew... Przeważnie.
Ja jako jedyna miałam prawo wejść do lasu. Zbierałam rośliny które rosły tylko tam i patrolowałam. Jako nadworny mag i doradczyni króla w sprawach magicznych miałam taką możliwość. Lecz nigdy nie zapuszczałam się głęboko w las. Zawsze trzymałam się obrzeży.
Lecz dziś zamierzałam zapuścić się do serca lasu. Lub przynajmniej znaleźć się blisko niego. Feniks i uskrzydleni pokazali nam, że świat może wyglądać inaczej. To mnie zainspirowało. Skoro po naszej stronie zmieniło się na lepsze to czemu nie i tam?
– Fritz jesteśmy przy granicy. – powiedziałam do malutkiego człowieczka z okularami na nosie, rudymi włosami i żółtymi skrzydełkami. Był to wróżek. Jedna z mitycznych istot zamieszkujących ten las.
– W końcu w domu. Miasto ludzi rzeczywiście jest ciekawe, ale jak to się mów. „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. ” – zaśmiałam się na jego odpowiedź.
Przez dwa tygodnie był ze mną w pałacu. Znalazłam go w jednej z klatek wewnątrz obozu kłusowników. Odważni którzy postanawiają zapolować w lesie na właśnie takie stworzenia jak Fritz są rzadkością, ale jednak się zdarzają.
Ludzie z tamtego obozu byli jednak byli bardziej przerażeni niż odważni. Chcieli jak najszybciej uciec jak najdalej od lasu, nawet nie zwracając uwagi na patrole.
Kapitan straży przesłuchiwał tych ludzi, podczas gdy ja i paru żołnierzy przeczesywaliśmy obozowisko. Właśnie wtedy znalazłam biednego wróżka ze złamanym skrzydłem.
Na początku się mnie obawiał, ale szybko udało mi się zyskać jego zaufanie. Postanowiłam osobiście się nim zaopiekować i dopilnować by jego skrzydło zostało prawidłowo wyleczone. Do tego zadania potrzebowałam tylko paru lekkich zaklęć i eliksirów leczniczych przygotowanych przez moją siostrę bliźniaczkę Rikki. I niedługo potem skrzydło wróżka było jak nowe.
Kiedy napłynął do mnie raport z przesłuchania kłusowników i krótkiej rozmowy z Fritzem na temat tego co się stało w lesie dowiedziałam się, że strach u tych ludzi wywołał drapieżnik który odpowiadał za zaginięcia ludzi którzy weszli zbyt głęboko w las.
Naga. Pół wąż, pół człowiek. Potężne i niebezpieczne stworzenie. Fritz powiedział, że jego imię to Vincent i jest jedynym przedstawicielem swojego gatunku po „Rzezi Węży”. Przynajmniej jedynym o którym słyszano. Podobno jest bardzo wrogi w stosunku do ludzi, ale innym stworzeniom zamieszkującym las nigdy nie zrobił krzywdy. Co nie zmieniało faktu, że i tak wszyscy się go obawiają.
Tamci ludzie zostali przez niego zaatakowani, kiedy polowali na mityczne zwierzęta. Chciał pewnie uwolnić Fritza i ich wypłoszyć z lasu. Niestety jednak udało się im zatrzymać wróżka. Kilku jednak musiało poświęcić życie by odwrócić uwagę Nagi.
Teraz wchodząc do lasu muszę być ostrożna. Dawno nikomu nie udało się schwytać żadnego stworzenia z lasu, więc taka klęska w obronie swojego terytorium i jego mieszkańców mogła nieźle wkurzyć węża.
Wędrują prze las trzymałam się wskazówek wróżka, który latał nad moim ramieniem. Las przez który wędrowaliśmy był naprawdę niezwykły i piękny, a im głębiej wchodziłam tym bardziej wspaniały się wydawał. Nieraz widywałam także rośliny, których nigdy w życiu nie widziałam. Podobne były tylko na rysunkach w księgach które znam.
Po pewnym czasie podróży dotarliśmy do polany na której stały dwie postacie. Jedna z nich wyglądała jak średniej wielkości smok, ale po chwili zorientowałam się, że stworzenie jest z kamienia. Żywa kamienna statua oznacza tylko jedno. Gargulec.
Druga postać przypominała człowieka, ale od pasa w dół wyglądała jak koza. To musi być satyr.
– Zostań tu. Znam ich i jestem pewien, że gdyby cię zobaczyli zaczęliby uciekać. Może i masz lisie uszy i ogon, ale już trafiali się kłusownicy co nie byli ludźmi. - stwierdził Fritz.
– Rozumiem. Zaczekam. - zapewniłam go. Wróżek dał mi mały zadowolony uśmiech i poleciał na polanę w stronę dwójki. Ja tymczasem czekałam skryta w cieniu drzew.
Mogłam wyraźnie dostrzec ich radość kiedy zobaczyli swojego małego kolegę. Zgaduję, że to są właśnie Mike i Jeremy. Fritz o nich opowiadał. Tak jak o prawie wszystkich których znał. Ale zawsze najczęściej wspominał o tej dwójce, Vincencie i Scottu.
Kto by pomyślał, że ten posłaniec jest pół Wilkołakiem? Heh otóż ja. I moja siostra, i brat. My Lissony jesteśmy dalekimi kuzynami Wilkołaków. Ale w przeciwieństwie do nich nie przechodzimy żadnej przemiany. Po prostu cały czas wystają nam uszy i ogony. Co jednak czasem nie daje miłych spojrzeń od ludzi. Ale i tak cała wyspa mnie toleruje. Wystarczyło tylko by król wpuścił mnie i moją rodzinę na dwór, a zniknęły rasistowskie kpiny.
Podczas gdy se tak rozmyślałam nagle usłyszałam trzask gałązek. Spojrzałam w kierunku cichego dźwięku, ale jedyne co zobaczyłam to krzaki. Cały mój spokój w tym momencie odpłyną. Coś ze mną tu było.
Wytężyłam już i tak bardzo dobry słuch i mogłam powiedzieć, że coś powoli i ostrożnie przemieszcza się. Blisko... Za blisko.
Już chciałam zawołać Fritza, ale moje usta opuścił tylko początek jego imienia, kiedy czyjaś fioletowa ręka pokryta łuskami je zakryła.
W jednej chwili poczułam jak znajduję się w czyimś uścisku, a coś zaczęło owijać się wokół mojego ciała. Ten ktoś trzymał mnie tak mocno, że nie mogłam się ruszyć.
– To był błąd, że tu wessszłaśś. – syknęła trzymająca mnie postać. Chwila syknęła?!


Ciąg dalszy nastąpi... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz