niedziela, 26 marca 2017

Rozdział 13 cz2

    – Więc, wygląda na to, że przeżyliście. Jeden zrobiony, cztery zostały.
Usłyszałam te słowa wypowiedziane przez znajomy już głos. Maxwell. Otworzyłam oczy. Znowu leżałam na ziemi, ale ta była pokryta śniegiem! Chyba odmroziłam se połowę ciała, która leżała na tej zimnej powierzchni. Choć czułam jak moja krew wciąż jest ciepła, wręcz gorąca w porównaniu do skóry, która zdążyła już poczuć zimno śniegu. To był dziwny kontrast, ale cieszyłam się z niego, bo wiem przynajmniej, że nie zamarznę.
Od kiedy wylądowałam w wymiarze Kręgu Żywiołów zastanawiałam się dlaczego moja krew zawsze jest tak niezwykle gorąca. Dotąd nie znalazłam odpowiedz, a Lilej na moje nieszczęście jej nie zna.
Po chwili zorientowałam się, że obok leży reszta, a Wilson wciąż trzymał mnie za rękę. Zarumieniłam się na myśl, że nawet tego nie zauważyłam.
Wszystko w porządku? – zapytał Wilson. Rumieniec na mojej twarzy trochę się pogłębił. Zwłaszcza, że powinien się raczej zainteresować Darkiem, który właśnie przysmażył se tyłek, o jedno z wielkich ognisk, które są wokół nas. Wilson też poczuł oparzenie. Mogłam to powiedzieć po jego grymasie. A mimo to martwi się właśnie o mnie.
To chyba ja powinnam o to spytać. Dark właśnie się podpalił, a ty czujesz to samo co on. - stwierdziłam.
A ty Drakoniko byłaś atakowana przez te mechaniczne stwory. Spotkałem już je i wiem, że są bardzo niebezpieczne. Dlatego pytam czy cie nie skrzywdziły.
Jestem cała. Nie zdołały mnie nawet tknąć. Mam dobry refleks i jestem dość dobrym biegaczem nie miały jak. – zapewniłam z uśmiechem. Wilson zmienił wyraz twarzy z zmartwionej, na pogodną. Lekko się zaśmiał i spojrzał mi prosto w oczy.
Muszę przyznać, że nie mam obiekcji. Ale jednocześnie stwierdzam, że było to skrajnie głupie i ryzykowne.
Praktycznie stwierdzenie istnienia kogoś takiego jak ja dla ludzi nauki jest skrajnie głupie i ryzykowne dla ich kariery. Dlatego wiedza o istnieniu Enderdragona nie jest zbyt często spotykana w różnych światach. Najczęściej ludzie nie mają pojęcia o tym kim jestem, a zdarza się, że ta informacja staje się to tajemnicą rządową.
W takim razie jestem jednym z wybranych?
Ufam ci. Dlatego znasz prawdę i możesz się zaliczyć do grupy spośród kilkudziesięciu wymiarów zamieszkiwanych przez miliardy, które już odwiedziłam. I w tajemnicy, lub nie uratowałam przed zagładą. Lub po prostu zrobiłam coś co będzie miało wielki wpływ na przyszłość tych światów.
W takim wypadku czuję się zaszczycony.
Hej! Gołąbeczki zostaliśmy sami! Znowu!!!  wrzasną Dark Wilson przerywając naszą konwersację. I rzeczywiście reszta nie czekała i poszła badać ten zimny świat bez nas.
Łups.
Szybko zebraliśmy się i zrobiliśmy to samo co ostatnim razem. Czyli zbierać jak najwięcej zapasów, przydatnych rzeczy i znajdywać części teleportu.
Niedługo potem znów zebraliśmy wszystkie części i zbudowaliśmy maszynę oraz przenieśliśmy się do następnego świata. I tak dalej, i tak dalej.
Tych światów było już pięć. Nazwałam każdy z nich i na kawałku papirusu spisałam co w każdym z tych światów mówił do nas Maxwell, oraz jak wyglądał. Zauważyliśmy, że jego wygląd zaczął się zmieniać. Wyglądał coraz potworniej. To jeszcze bardziej przekonywało o mocy cieni i samej ciemności. Starał się nas za wszelką cenę zatrzymać. Najpierw się bawił, potem próbował nas zabić, a potem przekonać. I jeszcze raz zabić.
Spojrzałam na kartkę i przeanalizowałam ją jeszcze raz.

Zimne powitanie "Oh, znaleźliście mój portal, prawda? Najpewniej myślicie, że nauczyliście się wszystkiego do tej pory. Spróbujmy czegoś troszeczkę bardziej wymagającego, możemy?"

Król zimy "Więc, wygląda na to, że przeżyliście. Jeden zrobiony, cztery zostały."

Gra w toku "Co? Ciągle tu jesteście? Imponujące, jednak powinniście zostać tu, gdzie jesteście."

Dwa światy "Powiedzcie, przyjaciele. Zawrzyjmy układ. Możecie tu zostać. Osiedlić się, nawet. Dam wam jedzenie, złoto, świnie, cokolwiek zechcecie. Wszystko, czego chcę w zamian, to rozejm."

Ciemność "Wy bezczelni, żałośni, nic nie znaczące mrówki! Nie wzbudzajcie gniewu wspaniałego Maxwella! Pożałujecie jeśli zabrniecie dalej!


Creepy. Ale współczuję facetowi. To musi być okropne, gdy coś takiego się z tobą dzieje. Pewnie kiedyś miał wielkie ambicje. Wspaniały Maxwell i jego piękna asystenta Charlie! Mogła ich czekać wielka kariera. Gdyby nie ta książka, której Maxwell użył do pokazu.
Teraz czekała nas ostatnia przeprawa. Czułam to. Za kolejnym teleportem będzie koniec i serce tego miejsca. Lecz wciąż nie miałam pojęcia jak mam to niby zakończyć. Czy co dokładnie się tam wydarzy. Czasami nawet mnie denerwuje, że wymyślam wszystko na poczekaniu, ale nie ma wyjścia. Nie przewidzę przyszłości. Mam jednak dość duże przeczucie, że ta książka będzie dość ważna jeśli to na serio ma być koniec.

Jeśli chcecie więcej informacji na temat tych światów polecam zajrzeć do tego linku http://pl.dontstarve.wikia.com/wiki/Tryb_przygodowy . Ja nie miałam siły opisywać każdego po kolei.


niedziela, 19 marca 2017

Historia Five Night at Freddy's według mnie cz3

*Rok 1983 *

Vincent

Siedziałem w swoim pokoju czytając książkę. Horror to słowo którym można opisać całą lekturę. Główny bohater David Lotertens wprowadza się do domu z mroczną historią. Jest świadkiem dziwnych paranormalnych zdarzeń i wizji wydarzeń sprzed 100lat. Dość krwawych w skutkach zdarzeń.
Z fascynującej lektury wyrwał mnie głośny płacz dziecka. Zaznaczyłem stronę wkładają kawałek papieru pomiędzy kartki i odstawiłem książkę na biurko. Opuściłem pokój i udałem się do sąsiedniego. Jasno fioletowe ściany z naklejkami w króliczki, pełno zabawek na podłodze i na środku kołyska.
Podszedłem do kołyski by zobaczyć w niej małą fioletowo włosom dziewczynkę, która spowodowała ten cały hałas.
Hej, siostra przeszkadzasz mi czytać. – powiedziałem do bobasa. To niby durne mówić do dziecka, które i tak jest za młode by cię zrozumieć. Aaaallle zadziałało. Malutka przestała płakać, a za to zaśmiała się.
Ha ha, aż takie to śmieszne przerywać starszemu braciszkowi Alexsis? – zapytałem, a ona znowu się zaśmiała. Ten śmiech sprawia, że się uśmiecham. To moja młodsza siostrzyczka.
Uuuu coś tu nieźle cuchnie. I domyślam się, że sprawcą tego morderstwa powietrza jesteś ty. – rzeczywiście strasznie śmierdziało z jej pieluch. Pewnie jest pełna numeru 2. Na moją uwagę znowu się zaśmiała. Ją bawi to, że rani mój biedny węch.
Wziąłem ją na ręce i usadziłem na stoliczku pokrytym kocem. Wyciągnąłem czystą pieluchę z szafki i zabrałem się do tego czego nienawidzę najbardziej w mieniu siostry. Zmienianie pieluch. Obrzydliwe. Pomyśleć, że kiedyś ja sam też byłem taką fabryką pełnych, cuchnących pieluch.
Normalnie tym zajmują się rodzice, ale nauczyli mnie też, bo zdarza się że są zajęci i mnie o to poproszą. Dzisiaj ojciec wziął wolne i wybrał się z matką na całodniową wycieczkę, czy raczej randkę.
Ostatnio mają kryzys w małżeństwie. Od urodzenia się Aleksis mama zachowuje się coraz dziwniej niż kiedy była w ciąży. Martwię się. Tak samo jak tata. Kiedy rozmawiałem o tym z przyjaciółmi Scott powiedział, że może powinna iść do psychiatry. Oczywiście od razu zacząłem się z nim kłócić i prawie powiedziałem lub zrobiłem coś czego bym żałował. Ale na szczęście Roza mnie powstrzymała przyklejając się do mojego ramienia jak rzep.
Gdy skończyłem przewijać siostrę wpadłem na pomysł.
Hej a chciałabyś chwilę ze mną posiedzieć zamiast zostawać tu sama? – zapytałem. Ona odpowiedziała radosnym parsknięciem. Urocze. Z małą wróciłem do swojego pokoju.
Wziąłem jedną z jej ulubionych zabawek Plusztrapa, wersję zrobioną przez Rozę, czyli całkowicie pluszową. Oryginalna ma w sobie jakiś mechanizm i jest istną pułapką na paluszki. Czyli nie dla malutkiego dziecka.
Położyłem się na łóżku i znowu czytałem książkę, od czasu do czasu łaskocząc i bawiąc się z siostrą.

*jakiś czas później*

Alexsis zasnęła na mojej piersi przytulając się do swojej pluszowej zabawki. Och ona naprawdę kocha tego królika.
A jeśli chodzi o książkę. Byłem już dawno po połowie. Czyli jakaś ćwiartka lektury do końca. Zrobiło się naprawdę tajemniczo i groźnie. Duchy nawiedzające stary dom zaczęły być bardzo niebezpieczne.
Nagle usłyszałem otwarcie drzwi od domu, a wraz z nim śmiech pewnej pary. Pewnej pary która miał tu być jakieś dwie godziny temu!
Odłożyłem książkę, ostrożnie chwyciłem siostrę by jej nie obudzić i zszedłem na dół. Po zejściu po schodach zastał mnie widok obściskujących i całujących się rodziców.
Chrząknąłem by ci zwrócili na mnie uwagę. Nic. Miałem właśnie coś powiedzieć, gdy usłyszałem ciche ziewnięcie. Spojrzałem na małą w moich rękach. Najwyraźniej ich śmiechy i chichoty ją obudziły. Zamrugała fiołkowymi oczkami, po czym spojrzała na rodziców. Powiodłem znudzonym wzrokiem na dwoje i znowu miałem coś powiedzieć by mnie zauważyli, ale wtedy poczułem uchwyt na moich włosach, a zaraz potem mocne, bolesne szarpnięcie.
AAAAAAAAAAAA! – krzyknąłem kiedy mała dziewczynka rwała mi włosy. Bolało jak chol****. Jakby ktoś próbował mnie oskórować!
Rodzice natychmiast przestali się miziać i spojrzeli na mnie zszokowani. Kiedy spostrzegli przyczynę tego krzyku tata wziął ode mnie Aleksis ostrożnie rozluźniając jej uchwyt na moich włosach.
I właśnie dlatego nie mam długich włosów. – stwierdził z uśmiechem, a mama zachichotała. Ta, ich to bawiło, ale ja byłem na skraju łez. To na serio bolało.
Daj mi ją. Sądzę, że tego malutkiego potworka trzeba nakarmić. – powiedziała mama do taty. On skiną głową i podał jej moją sis. Mama poszła na górę i zostawiła nas samych.
Po tych całusach i radosnym powrocie wnioskuję, że randka się udała.
Jak długo ty-
Stałem tu przez cały czas!

*następnego dnia*

Spałem sobie spokojnie. Nie chciało mi się wstać, bo była sobota. A sobota jest dniem wolnym od szkoły, więc idealnym do długiego spania. Jednak z przyjemnego snu wyrwały mnie krzyki z dołu. Pięknie. Rodzice znowu się kłócą. A myślałem, że to wczorajsze wyjście pomoże. Tata akurat myślał tak samo, ale co mama sądziła na ten temat, nie mam pojęcia. Ostatnio prawie w ogóle ze mną nie rozmawia.
Po chwili do krzyków dołączył się głośny płacz. Nie no mogą się kłócić,
ale nie budzić mi tu siostry! Co im odwalił?!
Czekałem mając nadzieje, że zakończą te kłótnie i któreś z nich pójdzie do Alexsis ją uspokoić, ale zamiast tego mogłem usłyszeć tylko jak mama nadal wysyła obelgi w kierunku taty i … mnie i siostry. Ojciec za to starał się chronić nasze dobre imię.
Słowa jakie usłyszałem sprawiły, że mnie samemu też zachciało się płakać. To naprawdę zabolało, w końcu te słowa wypowiedziała moja własna matka.
Wstałem z łóżka i udałem się prosto do pokoju małej sis. Leżała wciąż w kołysce, płacząc. Wziąłem ją na ręce i przytuliłem. Ona też się we mnie wtuliła i jej płacz trochę ścichł.
Jak matka mogła użyć takich słów? „Fioletowe demony”?! Nie jesteśmy demonami! Jesteśmy ludźmi! I co z tego, że od urodzenia mamy fioletowe włosy?!
Wiem, że to była twoja sprawka! Tylko ty jesteś takim potworem by to zrobić! Wiem do czego jesteś zdolny! – krzyknęła matka.
Renata! Przez cały wczorajszy dzień byłem z tobą! Nie mogłem mieć z tym nic wspólnego! A jeśli chodzi o tamto sprzed 18lat, to wiesz doskonale jak było! Byłaś tam! Ten człowiek próbował cię zgwałcić! A pewnie potem poderzną by ci gardło! Na Boga chroniłem cię!!! – argumentował tata. Nastała cisza, a jedyny dźwięk jaki nastąpił to trzask drzwi frontowych.
Renata!!! – wołał tata.
Kiedy kłótnia ucichła Alexsis tylko łkała. Sam też miałem już łzy w oczach. Cieszę się, że to koniec, ale chcę wiedzieć dlaczego. Dlaczego moja własna matka mówiła coś takiego? I co to za zdarzenie sprzed 18lat.


Jeśli ktoś czytał ostatni rozdział Tina X Ben Drowned powinien skojarzyć pewne imię. I jeżeli już wiecie o co mi chodzi, to tak. To ta sama dziewczyna. 

niedziela, 12 marca 2017

Tina X Ben Drowned Rozdział 5

Ben

Wyszedłem przez ekran komputera i znalazłem się w … moim pokoju. Jedno łóżko, szafa, biurko z naprawdę dobrym komputerem prawdziwego gracza (Czyli troczę lepszy od komputera Tiny. Ona sama też ma niezłego kompa.) i półki wypełnione grami. Oraz kilka konsol z grami. Na ścianach wisiały plakaty z różnych gier, a w niektórych miejscach walały się fanowskie akcesoria z gier.
Założę się, że Tinie by się tu spodobało. Ughhhhh! Przestań o niej myśleć Ben! Na serio mi odwala! Właśnie dlatego wróciłem do rezydencji. Potrzebuję chwili wytchnienia i trochę czasu by wszystko przemyśleć i opanować emocje.
Ległem na łóżko rozwalając przy tym pościel. Zawsze staram się trzymać porządek przed wyjazdem, dlatego pokój jest prawie nieskazitelni czysty. Heh. Pamiętam jak kiedyś po dwudniowym graniu po prostu poszedłem po pastwić się trochę nad ludźmi, a kiedy wróciłem cały pokój śmierdział pleśnią i zgniłymi resztkami jedzenia. Nigdy więcej nie zostawię pudeł po chińskim żarciu i pizzy w pokoju.
Leżałem tak chwilę wpatrując się w sufit z pustką w głowie. I w tym momencie usłyszałem łomot z dołu. Postanowiłem to sprawdzić, więc wyszedłem z pokoju i udałem się w kierunku schodów prowadzących do salonu na parterze.
Kiedy schodziłem po schodach zobaczyłem nie kogo innego niż Tobiego i Maskiego tarzającego się po ziemi. Hoodie próbował im przemówić do rozsądku i ich rozdzielić, Jeff siedział na kanapie skacząc po kanałach, a Sally bawiła się lalkami w kącie. Ahhh miło wrócić do domu i zobaczyć, że wszystko jest dokładnie takie same jak przed wyjazdem.
Z kuchni wyszła dziewczyna z fioletowymi włosami trzymająca tosta. Ona pierwsza jak widać mnie zauważyła.
- Och Ben! Już wróciłeś? Jak poszło z nową ofiarą? - zapytała. I w tym momencie wszyscy spojrzeli na mnie, powiedzieli cześć i wrócili do swoich zajęć.
- Hej Alexsis. I wiesz, z ofiarą nie poszło tak jak się spodziewałem. - powiedziałem.
- Heh. Co zamiast się powiesić na widok twojej gęby wyskoczyła przez okno? - zaśmiał się Jeff, nie odrywając przy tym wzroku od telewizora.
- Nie. To bardziej chodzi o to, że ona się w ogóle nie boi i w żaden sposób nie jestem w stanie zmusić ją do samobójstwa. Jest w niej tak jakby zbyt dużo wesołej energii i ma dosłownie w nosie wszystko co powinno ją niepokoić, martwić, czy nawet przerażać!
- Łoł. To musi być twarda dziewczyna. Albo głupia skoro z tobą pogrywa. - stwierdziła Alexsis. - A tak a pro po, to jak ma na imię?
- Tina Play. - odpowiedziałem.
- Wait, wait! Czy ty powiedziałeś właśnie Tina Play? Jedna z najlepszych youtuberek jakie znam?! To najbardziej pozytywna i wesoła dziewczyna! Uwielbiam oglądać jej gamepleye na youtube! Jest dość znana z tego, że ma zniewalające poczucie humoru i jednocześnie wie w jakim momencie gry należy zachować powagę, żeby widz był zadowolony z jej komentarza. Poza tym ona ma w nosie hejty typu „To głupia gra, tylko głupek coś takiego nagrywa” lub „Co to Minecraft? Przecież to gra dla dzieci.”. I co lubi widz. Nie żebra o łapki w górę lub subskrypcje. Ostatnio na youtube każdy po prostu ustawia limit łapek zanim pojawi się następny film. Ona tak nie robi. Lubię ją i jeśli masz zamiar ją zabić, to masz problem. Bo to skończy się tak, że to ty przegrasz tę grę Ben. - zatkało mnie. Jak mogłem tego nie wiedzieć!
- Ale nie widziałem żadnego sprzętu do nagrywania, czy czegokolwiek!
- Ona teraz ma przerwę wakacyjną. Jej rodzice wspierają ją karierze na youtube, ale przez te trzy tygodnie nie ma prawa nagrać żadnego filmu. Po prostu mała co roczna przerwa. Pewnie dlatego nic nie zauważyłeś. - stwierdziła Alexsis, po czym ugryzła tosta, zabrała pilot Jeffowi i przełączyła na program „Zabójcze piękności”. Seria opowiadająca o kobietach które stały się morderczyniami.
Stałem jak wryty i jeszcze raz próbowałem wszystko poukładać w głowie. Tina jest sławną youtuberką? Jeju aż ciężko uwierzyć, choć taka dziewczyna jak ona po prostu musiała odnieść sukces.
- Hej, a wiesz może gdzie reszta? - zapytałem dziewczynę.
- Slendy jest gdzieś w lesie, Helen w piwnicy szuka zapasów farby, a jeśli jej nie znalazł, to prawdopodobnie udał się jej trochę zebrać (czyli zamordować kogoś i upuścić mu trochę czerwonej farby). A Smile Dog właśnie rozszarpuje poduszkę Jeffa. - powiedziała patrząc na schody, na których było widać latające pierze.
- Zaraz co?! Smile! Zły pies! Zostaw tą piep***** poduszkę! Slenderman mnie zabije jeśli to zobaczy! - krzykną Jeff wyskakując z kanapy i biegnąc na schody w kierunku psa. Wszyscy zaczęli się śmiać. Nawet Toby i Masky przestali się tłuc. Taa nie ma jak w domu. Ale niedługa wracam Tina. Może i nie zdołam zniszczyć twojej psychiki, ale nadal będę cię obserwował.

Odwiedziny rezydencji z Benem się podobały? Może kiedyś jeszcze raz tam zawitamy. Jak na razie to koniec rozdziału, więc do zobaczenia w następnej części!

Postacie Bena, Tobiego, Maskiego, Hoodiego, Jeffa, Sally, Slendermana, Helena (Bloody Painter), Smile Doga nie należą do mnie, ale Alexsis i Tina już tak! 

niedziela, 5 marca 2017

Rozdział 13 cz1


Staliśmy przed portalem. Nie mieliśmy najmniejszego pojęcia co nas tam czeka, lecz i tak zamierzaliśmy wyruszyć. Cóż jeśli zginiemy to przynajmniej próbując zakończyć to całe przekleństwo.
Jako pierwsza zbliżyłam się do tajemniczej maszyny, a zaraz za mną zrobił to Wilson i Dark lewitując przy pierwszym. Po nich zbliżyła się pani bibliotekarka i Willow, która teraz trzymała czerwony kwiat Abigail (Kwiat jest połączony z duchem, czyli opętany kwiatek!). Weszłam do środka i wszystko co zobaczyłam to ciemność.
Czułam, że leżę na ziemi. Całe ciało wydawało się ciężkie jakby nagle grawitacja ziemi się zwiększyła kilkukrotnie i nie pozwalała mi wstać. Wypuściłam z moich ust lekki jęk i otworzyłam oporne oczy, kiedy usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny.
- Oh, znaleźliście mój portal, prawda? Najpewniej myśleliście, że nauczyliście się wszystkiego do tej pory. Spróbujmy czegoś troszeczkę bardziej wymagającego, możemy? - zapytał wysoki mężczyzna ubrany w elegancki długi płaszcz, który sięgał mu do stóp. Miał ulizane czarne włosy. I także skojarzyłam, że to człowiek z mojej wizji. Czyli to był zapewne Maxwell.
Po wypowiedzeniu swojej kwestii mężczyzna zniknął w jakiejś czarnej dzieże która pojawiła się pod nim. Wyglądało to jak portal cieni. Ciemna magia. Portale stworzone przy użyciu jasnej (dobrej) magii zwykle nie są czarną dziurą, tylko albo dziurą między światami przez którą można zobaczyć co jest po drugiej stronie, albo są jakiegoś koloru i generują trochę światła.
Po jego zniknięciu uczucie ciężkości zniknęło i mogłam się spokojnie podnieść. Reszta też tu była i wstała tak samo jak ja.
- Maxwell. - wysyczał przez zaciśnięte zęby Wilson.
- Widzę, że nie darzysz tego człowieka wielką sympatią. - skomentowałam.
- Powiedział bym, że nie jesteśmy dość bliskimi przyjaciółmi. - ten sarkazm. Nie są w ogóle przyjaciółmi! - Poza tym to jego sprawka, że tutaj jesteśmy. A mnie dawno temu oszukał.
- Oszukał? Tego chyba jeszcze nie słyszałam. - powiedziałam.
- Możecie porozmawiać później lub podczas pracy. Teraz musimy zebrać ekwipunek. Sami słyszeliście co powiedział Maxwell. Zapewne wystawi nasze umiejętności przetrwania na próbę. - stwierdziła bibliotekarka.
- Racja powinniśmy jak najszybciej przeszukać to miejsce i dowiedzieć się co zrobić dalej. - zgodził się Wilson.
- Cokolwiek to będzie jestem przekonana, że będzie miało związek z tym dziwnym badylem. - powiedziałam biorąc do rąk jakieś dziwne urządzenie. - Przypominało mi to w jakiś sposób wykrywacz do metali. Może będzie miało jakieś podobne zastosowanie, ale zamiast metali będzie szukać czegoś innego.
- Wykrywacz metali? - zapytała Willow.
- Tak. Takie urządzenie które zacznie piszczeć gdy tylko blisko będzie jakiś metal. - wytłumaczyłam. Pamiętam jeszcze, że są z innej epoki i nie mam im za złe, że nie wiedzą niektórych rzeczy, jak na przykład co to jest wykrywacz metali, czy komórka.
- Możesz mi to pokazać na chwilę Drakonika? - spytał Wilson. Kiwnęłam głową na tak i oddałam mu urządzenie. On przez chwilę przyglądał się „różdżce” niech tak to se pozwolę nazwać. - Chyba twoje spostrzeżenie jest słuszne Drakonika. Wygląda na to, że to urządzenie będzie miało za zadanie wyszukać jakieś przedmioty które znajdują się gdzieś w tym świecie. Nie będę bardziej tego objaśniał bo i tak reszty z tego co bym powiedział byście nie zrozumieli.
- A skąd to wiesz Wilson? - zapytałam udając troszkę urażoną.
- Wybacz jeśli cię uraziłem, ale przyzwyczaiłem się już do tego, że nikt zwykle nie rozumie tego co mówię. - próbował się tłumaczyć.
- Dobra nie obrażam się ani trochę. Sama nie chodziłam do szkoły, tylko uczyłam się w domu. Więc naukowcem nie mogę się nazwać. Znam tylko podstawy, ale za to mam doskonały instynkt. A teraz powinniśmy ruszyć się z tego miejsca i przestać gadać bo wszyscy już poszli. - zauważyłam. Cały zespół poszedł na eksploracje bez nas. Nawet Dark zbiera pobliskie jagody!
Przez resztę dnia trzymaliśmy się razem z Wilsonem i zbieraliśmy podstawowe rzeczy potrzebne do przetrwania. Raz nawet ta różdżka zadziałała i zaczęła hałasować. Poszłam w kierunku w którym mnie prowadziła i znalazłam coś! Ta rzecz była w kręgu złych kwiatków. Od nich poczytalność spada. Dlatego pędem wzięłam rzecz i oddaliłam się od kwiatkowego kręgu. Kiedy pokazałam to coś Wilsonowi powiedział, że to jakaś część większego mechanizmu.
Kiedy miał się rozpocząć niedługo wieczór, a zaraz po nim noc postanowiliśmy wrócić do miejsca gdzie się obudziliśmy i poszukać reszty (oczywiście Dark cały czas był niedaleko nich więc nie musieli go szukać).
Kiedy już byliśmy niedaleko zaczęło padać. Żabami! Wilson wyraźnie nie był z tego zadowolony. Po tym jak przestrzegł mnie bym się do nich nie zbliżała, bo mogą mnie zaatakować zaczął mówić o tym jakie to nie logiczne. Nie mógł, nie chciał tego pojąć. I wyraźnie to, że ubrana stawały się mokre mu przeszkadzało, tak samo jak mi.
Od tego deszczu zaczęła spadać poczytalność, więc potrzeba było czegoś w rodzaju parasola. I wtedy w mojej głowie zrodził się genialny pomysł. Wyciągnęłam skrzydła i ustawiłam je tak żeby osłoniły nas przed deszczem. Udało się, a Wilson przestał marudzić o tym jak bardzo nienawidzi deszczu w tym świecie. Spojrzał na moje skrzydła i się dał mi zmęczony uśmiech. Sama też byłam zmęczona. Musieliśmy szybko znaleźć resztę.
Gdy dotarliśmy do wyznaczonego przedtem miejsca rzeczywiście spotkaliśmy resztę. Willow trzymała parasol zrobiony z jakiś patyków i roślin, a Wickerbottom pilnowała ogniska by utrzymało się przy tym deszczu. Na ognisko chwila idealna bo właśnie zapadła noc.
Podczas gdy piekliśmy na ognisku to co znaleźliśmy i wymienialiśmy się tym co znaleźliśmy okazało się, że dziewczyny też znalazły te rzeczy co ja. Kiedy zebraliśmy wszystkie te elementy urządzenie zaczęło wskazywać nowy kierunek.
Następnego dnia wszyscy razem ruszyliśmy w kierunku w którym prowadziła nas różdżka. Po pewnym czasie dotarliśmy do miejsca, gdzie niestety było całe mnóstwo mechanicznych stworów, czy „gońców” jak to nazwała Willow. Te roboty strzegły jakiejś platformy. Wilson stwierdził, że ta platforma jest podstawą urządzenia które składa się z tych części, ale żeby je złożyć potrzebuje czasu.
I tu znowu mój genialny pomysł. Wybiegłam do robotów i krzyknęłam.
- Hej! Złomowe puszki złapcie mnie! - i kiedy wszystkie roboty zerwały się w pogoń za mną, oddaliłam się od platformy. Dzięki temu odwróceniu uwagi Wilson będzie miał czas połączyć te części.
- Drakonika teleport jest gotów! - krzykną Wilson. A więc to teleport. Znowu ujawniłam swoje skrzydła i ogon, i wzniosłam się w powietrze. Roboty nie mogły mnie dorwać bo nie umiały latać. Szybko poszybowałam do teleportu i razem z Wilsonem który czekał na mnie skorzystaliśmy z niego. Znowu stało się ciemno.


Sorry, że nie było ostatnio rozdziału, ale miałam sporo nauki i mało weny, i chęci. I really sorry!