niedziela, 29 stycznia 2017

Historia Five Night at Freddy's według mnie cz1

Historia Five Night at Freddy's według mnie

Tyle ile interpretacji jednej historii tyle wymiarów. Każdy z nas tak naprawdę może zaglądnąć do tych innych światów przez wyobraźnię i to co wydaje nam się tylko naszym wymysłem, czy to w filmie, grze, książce, opowiadaniu, to gdzieś indziej wydarzyło się naprawdę. Ja opowiem o tym jak widzę jeden z wymiarów, w którym tragiczna i mroczna historia z Freddy's Fazbear Pizza miała miejsce i jak tam to tak naprawdę wyglądało.


*Rok 1982 *

Vincent POV

Dziś są moje urodziny. 15 lat, a za rok będę mógł zdawać na prawko. Ojciec już mnie uczy prowadzić jego fioletowego kabrioleta. Nie mogę się doczekać jak w końcu sam będę mógł się przejechać.
Wstałem z łóżka, podszedłem do komody i wyjąłem fioletową bluzę, białą koszulkę i jeansy i jeszcze bieliznę. Wyszedłem na korytarz i skierowałem się do łazienki. Po drodze minąłem drzwi prowadzące do mojego starego pokoju.
Ta siedziałem w nim puki byłem niemowlakiem. Wciąż nie rozumiem dlaczego rodzice nie pozbyli się jeszcze moich starych gratów, bo na cóż im teraz kołyska i pluszaki. Po kilku następnych krokach dotarłem do końca korytarza i białych drzwi łazienki. Chwyciłem za klamkę i pociągnąłem, ale drzwi były zamknięte.
- Zajęte! - krzykną kobiecy głos zza drzwi.
- Mamo pośpiesz siiięęęę! - odkrzyknąłem zniecierpliwiony, po czym oparłem głowę o drzwi. Moja matka może siedzieć w łazience całymi godzinami!

1 hour later (tak naprawdę 15min, ale dla Vincenta to jak godzina)

- Vinny odsuń się od drzwi wychodzę!
- Nareszcie! - krzyknąłem uradowany i odsunąłem się od drzwi, które się otworzyły, a wyszła zza nich kobieta 38 lat, o długich, czarnych rozpuszczonych włosach, i fiołkowych oczach, ubrana w kremową sukienkę.
- Happy birthday winogronko. - powiedziała uśmiechając się do mnie i jeszcze bardziej czochrając moje włosy.
- Mamo. - ona tylko się zaśmiała poszła w kierunku schodów pewnie kierując się do kuchni.
Niby to denerwujące jak mówi do mnie jak do dziecko, ale od paru miesięcy jest nerwowa. Ostatnio ma ochotę na jakieś dziwne niestworzone potrawy i nagle zaczęła mieć coś do fioletowego. Cieszę się że zachowuje się normalnie.
Wszedłem do łazienki, zamknąłem drzwi, odłożyłem ubrania które ze sobą wziąłem na bok i spojrzałem w lustro by zobaczyć już 15 letniego chłopaka o długich, fioletowych włosach spiętych w już rozwalający się kucyk i tak samo fioletowych oczach.
Zdjąłem gumkę z włosów (Jeśli myślisz o gumce jako o tym to jesteś zboczony czytelniku! Bo chodzi o recepturkę!) i odłożyłem ją na stertę moich ubrań. Rozebrałem się i wziąłem prysznic, po czym wysuszyłem włosy suszarką i ubrałem się. Na koniec przeczesałem włosy i spiąłem je w niedbały kucyk. Jeszcze raz spojrzałem w lustro i zadowolony z efektu uśmiechnąłem się, i opuściłem łazienkę.
Po otwarciu drzwi zobaczyłem jak mężczyzna 42 lata, wyglądający jak starsza wersja mnie tylko nie miał długich włosów i jego fiolet był trochę ciemniejszy od mojego, stoi pod łazienką. A ten mężczyzna to właśnie mój ojciec Victor Afton.
Jedna łazienka dla trzyosobowej rodziny to zdecydowanie za mało, sądzę że powinienem mieć swoją oddzielną. Mama nie miała by pretensji o to że zdarza mi się zapominać podnieść deski tronu.
- Jak mężczyzna może tak długo siedzieć w łazience?
- Hej i tak jestem szybszy od mamy, a w końcu te włosy same się nie ułożą.
- Dlatego wolę krótkie. A tak z innego tematu zaplanowałeś jak spędzisz urodziny?
- Podejrzewam, że ty i mama coś za mnie zaplanowaliście.
- Daliśmy tobie wolną rękę Vincent.
- Oł.
- Ale mamy plan awaryjny na wypadek gdybyś nic nie zaplanował. Lecz następne urodziny planujesz sam. - posłałem mu jeden z moich największych uśmiechów. - I możesz zaprosić jeszcze swoich przyjaciół, jakby co to będziemy w Fredbear's Family Diner.
- Jesteście najlepsi. - uciekłem do swojego pokoju i chwyciłem za telefon. Muszę szybko zaprosić Scotta, Roze, i... i. Koniec. Ach nie mam zbyt dużo przyjaciół, których chciałbym na moich urodzinach.
Nie mam także dziewczyny, mimo że Rozalia powtarza, że jestem słodki jak winogrono, ale dla mnie jest tylko przyjaciółką i ona wie, że nie chcę z nią chodzić mimo tego wciąż ze mną flirtuje, ale to mi wcale nie przeszkadza. Wybrałem numer Scotta. Piiip... pii-
- Halo halo!
- Scott szybko odebrałeś.
- Przecież wiesz, że telefon mam zawszy przy sobie i nie potrafię bez niego żyć Vinc.
- Ta wiem. A powiesz masz dzisiaj czas?
- Uh, chyba tak a o co chodzi Purple Guy?
- He mam urodziny i moi rodzice pozwolili mi zaprosić przyjaciół, czyli ciebie i Roze.
- Czemu nie, w końcu kumpel mnie potrzebuje żeby nie wyjść na kogoś bez przyjaciół. A jeśli wolno wiedzieć to gdzie i kiedy mamy się spotkać?
- Family Diner. O 12:00.
- O ile pamiętam to twój ojciec tam pracuje jako strażnik. Pilnuje by dzieci nie podeszły zbyt blisko Fredbear'a i Spring Bonne'go. I o ile pamięć mnie nie myli zaczyna właśnie o tej godzinie.
- Tak. Uznałem, że to będzie w sam raz.
- Och? Dobra, to teraz zadzwonisz do Rozy. Heh spodziewaj się że odbierze natychmiast. Do zobaczenia po dwunastej.
- Do zobaczenia Phone Guy. - i rozłączyłem się. Scott gadać potrafi całymi godzinami, a ja nie mam na to czasu i muszę zadzwonić do Rozy. Wykręciłem numer do koleżanki i nie czekałem w ogóle, ani jednego piiip i odebrała! Ona zaczyna mnie przerażać przez ten telefon, bo jak ktoś inny dzwoni do niej to już tak szybko nie odbiera.
- Vinny!
- Mówiłem nie mów do mnie tak. - powiedziałem zdenerwowany. Odkąd usłyszała jak moja mama mnie tak nazwała cały czas tak do mnie mówi!
- Zdradzisz dlaczego mój ulubiony przyjaciel do mnie dzwoni? - świergotała, tym swoim flirciarskim tonem.
- Otóż właśnie dlatego, że jesteśmy przyjaciółmi chcę zaprosić cię na moje urodziny w Fredbear's Family Diner o 12:00.
- Oczywiście, że tak winogronko! - po jej odpowiedzi wyłączyłem telefon. Rozmowa telefoniczna z nią jest fatalna, bo ona czuje się bezkarna i ani trochę się nie hamuje. No, ale tak to jest jak przyjaźnisz się z dziewczyną, która ma na twoim punkcie fioła... takie chyba nazywa się fangirl, tak?
Zeszedłem do kuchni gdzie byli już rodzice i przepyszne, jedzenie bogów, czyli tosty mojej mamy. Na sam widok i zapach tych wspaniałości ślinka cieknie. Natychmiast zasiadłem do stołu i zacząłem pochłaniać tosty.
- Widzem, że twoje śniadanie urodzinowe ci smakuje Vinny. - powiedziała mama rozbawiona moją szybkością jedzenie. W odpowiedzi energicznie skinąłem głową.
- No to o której wpadamy do Famili Diner? - spytał tata, przeglądając poranną gazetę.
- O 12:00. Będziesz mógł spokojnie pracować i przy okazji być z nami.
- Wspaniały pomysł Vincent, a przynajmniej Stiven nie będzie musiał mnie zastępować. - Stiven, przyjaciel mojego taty, ojciec Scotta, pracuje od 6:00 do 12:00 jako strażnik, a potem zamienia się z moim tatą. Tata Scotta nagrywa także wiadomości, jak używać na przykład stroju Spring Bonni'ego i takie tam informacje dla pracowników. To jak starsza wersja Scotta, oboje zawsze przy telefonach i nawet głosy mają podobne.

Po skończonym śniadaniu odstawiłem talerz do zlewu i udałem się do swojego pokoju. Teraz zostało tylko poczekać do 12:00.

niedziela, 22 stycznia 2017

Tina X Ben Drowned Rozdział 3


Tina

Przez ostatnie kilka dni Ben utrudniał mi życie. Już nie tylko przez tę grę, lecz także przelazł do mojego komputera i chyba każdego urządzenia elektrycznego w domu. Ale tak jak przedtem olewałam to. A nawet specjalnie go wkurzałam. Zauważyłam, że kiedy się denerwuje wszystkie ekrany zaczynają się gliczować, światła migać, a czasami zdarza się, że coś wybuchnie lub stajnie w płomieniach. Lecz to ostatnie zdarza się prawie wcale. Wszystkie sytuacje które dla każdej innej ofiary Bena Drowneda wydają się przerażające, ja obracam w żart. Pewnie dlatego jeszcze żyję i trzymam się bardzo dobrze z moją psychiką. Ostatnio była też trochę śmieszna sytuacja z Cleverbotem. Powiedzmy szczerze. Mi się nie przerywa oglądania filmów na youtube!

*wspomnienie*

Właśnie weszłam na youtube i okazało się że Eleven wypuścił nowy filmik. Na mojej twarzy wzrósł wielki uśmiech jak tylko zobaczyłam z jakiej gry to jest. Minecraft! I love Minecraft!!! Sama też nagrywam Minecraft i sprawia mi to wiele radości. Możliwość tworzenia własnego niezwykłego świata, przeżywania niesamowitych przygód z modami. Włączyłam filmik i cieszyłam się jak dziecko, dopóki... Otworzył się Cleverbot. Próbowałam zamknąć okienko, ale choć klikałam już z chyba ze sto razy na czerwony krzyżyk, za nic okno Cleverbota nie chciało się wyłączyć lub choćby zminimalizować. A frustracja we mnie rosła coraz bardziej.

Witaj Tina. - Cleverbot nigdy nie zaczyna rozmowy. Lecz pewna osoba która hakuje Cleverbota tak.
Ben?

Tak?

Wypierdalaj z mojego kompa.

?! Nie powinnaś się tak do mnie odzywać.

Dobrze. Ben bardzo proszę. Łaskawie wypierdalaj z mojego komputera.

To wciąż bardzo niegrzeczne i nie. Nie zejdę z twojego komputera. Dlaczego w końcu miał bym to zrobić?

Bo chcę obejrzeć film u Elevena.

Nie. W dodatku. Serio?!

Chcę obejrzeć film u Elevena.

...

Chcę obejrzeć film u Elevena.

Powiedziałem nie.

Chcę obejrzeć film u Elevena.

Czemu to powtarzasz?

Chcę obejrzeć film u Elevena.

Co robisz?!

Spam.

Co???

Spam.

Hej!

Spam.

Przestań!

Spam.

Jestem creepepastą! Nie wasz się ze mną bawić w takie gierki!

Spam.

Zabiję cię!!!

Spam.

- okienko Cleverbota się zamknęło, a ja znów mogłam oglądać Youtube. Ben miał mi utrudniać życie i doprowadzić do mojego samobójstwa, ale wygląda na to, że to on prędzej popełni samobójstwo. Chwila nie. On już jest martwy!

*koniec wspomnienia*

Ta to było niezłe. Właśnie oglądałam telewizję. Na dworze świeciło letnie, palące wszystko w swych promieniach słońce. Było naprawdę gorąco, dlatego siedziałam w domu jedząc lody z zamrażarki. Moje ulubione wodne, które niestety szybko się rozpuszczały, więc musiałam zniknąć je dość szybko. Co nie było problemem. W telewizji akurat leciał szpital. Mało fascynujące, ale interesujące. W pewnym momencie ekran zaczął się gliczować, a po chwili ujawnił creepy twarz Bena. Pewnie każdy normalny człowiek by krzyknął z przerażenia. Sama też się przestraszyłam przez te czarne oczy z których wylewała się czarna ciecz, a w duszę wpatrywały się te małe czerwone punkciki skryte w tej czerni. Ale zamiast krzyczeć wepchnęłam loda do buzi i zaczęłam grzebać w kieszeni spodenek. Wyjęłam naklejkę z słodkim, kocim pyszczkiem i przykleiłam ją do ekranu w miejsce gdzie były usta Bena. A potem wyjęłam loda z buzi i wybuchłam śmiechem. O Boże to wyglądało komicznie! Co najmniej! A mina Bena kiedy to zrobiłam! Bezcenna!!! Po krótkiej chwili Ben też prychną śmiechem. Wyszedł z telewizora, a ten znowu pokazywał szpital i akurat było zbliżenie, na lekarza kiedy zwraca się bezpośrednio do kamery. Akurat naklejka idealnie się wpasowała! Oboje ryknęliśmy jeszcze gorszym śmiechem. Aż z tego wszystkiego musiałam odłożyć loda na talerzyk, który leżał na stole, bo pewnie wylądował by na ziemi w trakcie gdy ja tarzałam się po podłodze w agonii wywołanej nadmiarem śmiechu i baku tlenu! Pod Benem nogi też musiały się ugiąć, bo niedługo potem dołączył do mnie na podłodze. W końcu przestaliśmy się śmiać, a tylko ciężko oddychaliśmy.
- Haha nie śmiałem się tak bardzo od kiedy Sally zrobiła Jeffowi makijaż! Ważne do zapamiętania. Nigdy nie dawaj małej dziewczynce kosmetyków. - powiedział Ben. Na jego małą przypowieść prychnęłam, ale nie miałam już siły się śmiać. Twarz strasznie mnie bolała.
- Hej! Może powinniśmy robić tak częściej? - zaproponowałam.
- Może powinniśmy. Zawsze jakieś urozmaicenie od codzienności.
- Nie wiem czy wiesz, ale nie znam takiego słowa jak codzienność.
- Hahaha. Au moja twarz!
- Nie martw się moja też. - spojrzeliśmy na siebie. Leżeliśmy tuż obok, ale nie przejmowaliśmy się tym. Teraz wydawało się, że to całkiem normalny chłopak i chyba właśnie poznałam drugą stronę Bena Drowneda.

Kupa śmiechu i co dalej? Dowiecie się w następnym rozdziale!
Ben nie należy do mnie.


niedziela, 15 stycznia 2017

Rozdział 11 Wyjaśnienia

Drakonika

Weszliśmy do obozu. Wszyscy spali, a tylko WX78 był nadal przy ognisku, pilnując by nie zgasło. Wraz z naszym przybyciem wzeszło słońce. Robot wstał od ogniska i odwrócił się w naszą stronę. Wilson instynktownie schował rękę za plecami. Znowu.
- Pan Wilson i panienka Drakonika. - swoim spojrzeniem zaczął skanować moje skrzydła i ogon. - Widzę, że ma panienka nowe elementy.
Nowe elementy? Rozumiem, że to maszyna, ale i tak parsknęłam śmiechem. Wilson na moją reakcję jego słowami odpowiedział małym uśmieszkiem.
- WX mógłbyś zawołać resztę musimy coś wyjaśnić. Ja i Wilson.
- Dobrze Panienko Drakoniko. - panienko czy on naprawdę musi się do mnie tak zwracać? Akurat to nic dziwnego, pewnie został stworzony w czasach wynalezienia pierwszego telefonu. A wtedy etykieta była podstawą bogaczy których było stać na budowanie robotów. Ale najlepsze jest to, że człowiek który z całą pewnością chciał się popisać środowisku naukowemu zastał swoją pracownie bez robota którego budował pewnie całe życie. Na pewno miał smuteczek, a może nawet załamał się. No nic wróćmy myślami do tego co się dzieje. WX78 zebrał wszystkich na porannym spotkaniu. Wszyscy byli zaspani. Chyba obudziliśmy ich ciupkę za wcześnie.
- Drakonika czy ja mam po prostu halucynacje czy tobie wyrósł ogon. I skrzydła. - powiedziała zaspanym głosem Willow, jednocześnie przecierając oczy, bo pewnie nie mogła uwierzyć w to co widzi.
- Nie mylisz się Willow. Poprzednio nie wyjaśniłam do końca jak się tu znalazłam i kim jestem więc zrobię to teraz.
- Rano? - spytała Wendy, wyraźnie błagając tym samym by mogła wrócić do łóżka.
- Przykro mi Wendy, ale robimy to teraz ponieważ Wilson też ma wam coś do wyjaśnienia. A obawiam się że jeżeli nie zrobimy tego teraz to nigdy. - za argumentowałam wysyłając Wilsonowi ostre spojrzenie. Przez które wyraźnie odrobinkę się cofną. - A więc. Nie trafiłam tu tak jak wy wszyscy. Można powiedzieć sama się w to wkopałam. Jestem Enderdragonem strażnikiem między-wymiaru. Podróżuję przez tysiące światów tam gdzie prowadzi mnie mój instynkt. On sprowadził mnie tutaj, a teraz odkryłam dlaczego. By wam pomóc. Uwięzionym na tej przeklętej wyspie cieni. Szukaliście drogi ucieczki, ale wasze próby spełzły na niczym, dlatego że to miejsce ma w sobie głębszą i mroczniejszą historię niż myślicie. Ze mną uda nam się odkryć tajemnicę tego miejsca i się stąd wydostać. Razem. - na twarzach wszystkich pojawiła się nadzieja, która od dawna na nich nie gościła. Jedynym celem po tylu niepowodzeniach pozostało przetrwanie. Chociaż pewnie po jakimś czasie straciliby determinację nawet do tego. Więc w samą porę. Nikt nie wątpił w moje słowa, w końcu miałam skrzydła i ogon których jeszcze wczoraj nie widzieli. Nawet Wilson się zapomniał i przestał kurczowo trzymać rękę za plecami z dala od oczy reszty rozbitków. Wykorzystałam okazję i chwyciłam jego lewą rękę i pokazałam ją wszystkim zebranym. - A teraz ty opowiedz swoją historię Wilson. - jego oczy rozszerzyły się z szoku i strachu, kiedy to zrobiłam. Wszyscy nie mogli uwierzyć w to co widzą.
- Co się panu stało panie Wilson? - zapytała zaniepokojona Wendy, a Abigail przysunęła się do niej uspokajająco. Ona chyba od dawna już to wiedziała.
- Nic się nie stało Wendy. Naprawdę. Mam to od dawna.
- Ale jeszcze wczoraj ta ręka wyglądała inaczej! - krzyknęła Wigfrid.
- Ukrywałem to. - powiedział spuszczając głowę. - Za pomocą eliksirów. To dlatego poprzednio znikałem. Musiałem go użyć by nikt z was tego nie zobaczył.
- Dlaczego Wilson? - zapytała zatroskana Willow. - Jak to się stało?
- Dawno temu. Jeszcze zanim was spotkałem. Byłem tu od dłuższego czasu sami to już wiecie, ale nie wiecie że eksperymentowałem. Na roślinach, zwierzętach, a czasem na samym sobie. Przekroczyłem granicę i za to zapłaciłem. Jeden z eksperymentów potoczył się bardzo źle. Badałem wtedy ciemną materię zebraną z cieni. Po tym zdarzeniu moja ręka już tak wyglądała, ale szybko zorientowałem się też o innych skutkach ubocznych.
- A więc nazywasz mnie skutkiem ubocznym? Nie zapominaj Wilson, że jestem tobą. - powiedział oburzony Dark, ujawniając się oczom wszystkich. Spośród wszystkich dziwnych rzeczy których dowiedzieli się dzisiaj to chyba najbardziej ich zdziwiło. Jednak znowu Abigail wydawała się nie zaskoczona. To duch więc może wcześniej wyczuła cienia towarzyszącego Wilsonowi.
- Kim ty na Odyna jesteś?! - krzyknęła Wigfrid. Czy ona zawsze musi być tak głośno? Akurat nie powinnam się dziwić jest wojowniczką i to nie byle jaką, ale wikingiem!
- Jestem Dark Wilson. Jak powiedział wasz naukowiec jestem skutkiem ubocznym jego eksperymentów, oraz wszystkim co w nim najgorsze. - dobra to było troszkę creepy. Na pierwszy rzut oka można było zobaczyć, że kompletnie nie ufają Darkowi, a on nawet nie próbował poprawić swojej sytuacji. Wręcz przeciwnie, dodatkowo ją pogarszał.
- Nie musicie się go obawiać. Ma po prostu taki charakter. Naprawdę może nie wygląda, ale nie jest szkodliwy. - powiedział starając się wszystkich uspokoić Wilson. Jednak grupa wciąż pozostała nieprzekonana, ale to nic dziwnego. Dotąd wszystkie cieniste istoty jakie spotykali, były złe i próbowały ich wszystkich zabić. Ale nie wszystkie cienie są takie. Znam na przykład chłopaka, którego dusza została zamknięta, po ciemnej stronie lustra. Nie należy się bawić w przyzywanie duchów, przynajmniej dla niego to się źle skończyło, ale dziewczyna która go uwolniła miała farta. Gdyby zamiast niego pojawił się jakiś inny cień duch pewnie by skończyła tak jak on. (Duchy cienie to duchy zwykłych ludzi które z czasem zmieniają się całkowicie w złe cienie. Długie przebywanie w samotności i pochłanianie przez Ciemność. Tylko dlatego te duchy są tak niebezpieczne. Bo tracą całe człowieczeństwo. Jedynym ratunkiem dla dusz, które zaczyna pochłaniać Ciemność jest miłość. Na szczęście Sejn spotkał Liht.) Nie wydaje mi się by Dark był groźny. Choć znam go praktycznie tak samo krótko jak reszta to sądzę, że nie jest aż tak zły. W dodatku starał się przekonać Wilsona by został z nami. A teraz zauważyłam też, że jego spojrzenie, praktycznie bez przerwy kieruje się w stronę białego duch pięknej dziewczyny. Zaczynam podejrzewać, że jest zakochany w Abigail. A jeśli mam rację to jest całkowicie niegroźny.
- Dobrze może skończmy już z nieprzyjemnymi tematami o tajemnicach i zastanówmy się jak mamy się stąd wydostać.

Tajemnica wyjawiona, a teraz sprawa wydostania się z tego przeklętego świata pułapki. 

niedziela, 8 stycznia 2017

Tina X Ben Drowned Rozdział 2

Tina

Okej wstałam od gry i poszłam do kuchni i jak gdyby nigdy nic zrobiłam sobie kanapkę z dżemem. Skoro to Ben to na pewno mnie obserwuje z ukrycia jak wilk swojego pysznego króliczka, który będzie jego obiadkiem. Tylko ja nie będę zjedzona, ale moje zwłoki zostaną znalezione powieszone pod sufitem, albo z pustym opakowaniem po jakiś tabletkach, albo z podciętymi żyłami, albo... Stop! Koniec wyliczania sposobów samobójstwa! Nie zamierzam zginąć! Może mieszać mi w mózgu ile chce nie poddam się! W dodatku mam pewną przewagę. Większość jego ofiar nie wiedziała, że nimi są aż było za późno, bo mieli za bardzo zrytą psychikę. Wróciłam z kanapką do salonu i ku mojemu zaskoczeniu konsola była włączona, choć jeszcze przed chwilą sama się wyłączyła. Czy może raczej on ją wyłączył. Jak widać na dzisiaj jeszcze nie skończył. Usiadłam na kanapie zjadłam kanapkę i wznowiłam grę. Czasami zdarzały się naprawdę dziwnie i mroczne bugi, a oprócz tego śledziła mnie losowo pojawiająca się statua elegii. Ale jej pojawienia się i tak dalej komentowałam dość … komicznie i … można by pomyśleć naiwnie? Ale to wszystko było zaplanowane! W końcu jestem youtuberką i już dawno opanowałam sztukę aktorstwa. Aaaa teraz wpadłam do wody. Link nie umie pływać.
- Łups. - skomentowałam moją porażkę w grze. Teraz powinnam umrzeć, lecz postać zaczęła się topić. Animacji tonięcia nie ma w grze, a z creepypasty wiem, że to Ben stworzył tą animację. Aaaallle on nie wie, że ja wiem, że tego nie powinno być w grze.
- Łał na tak starą grę jest naprawdę dobrze dopracowana. Nie wiedziałam, że autorzy mieli czas zrobić animację tonięcia skoro nawet nie chciało się im zmienić wyglądu tych królowych wróżek, czy co to tam jest.

Ben

Czy ona ku*** raczy sobie żartować?!?! TO NIE JEST RZECZ DODANA PRZEZ TWÓRCÓW!!! Rozumiem, że nie ma jak widać najmniejszego pojęcia o grze i o mnie, ale no błagam jak można pomyśleć że to jest normalne!!! AAAAAAAAA MAM TEGO DOŚĆ!!! Jestem w kurzony to mało powiedziane. Jestem piekielnie wkurwiony! Jeżeli jeszcze raz usłyszę od niej taką głupotę przysięgam własnoręcznie ją poszlachtuję! Nagle mój krzyk w myślach na jej głupotę przerwał odgłos... spięcia? Czyżbym przypadkowo wywołał spięcie? Ostatnio to się stało gdy Jeff... a nie ważne. Spostrzegłem, że brunetka też usłyszała hałas. Spojrzała w prawo i zamarła z nijakim wyrazem twarzy. Popatrzyłem w tym samym kierunku i zamarłem. Konsola się paliła. W konsoli jest moja gra.
- MOJA GRA!!! - MOJA KONSOLA!!! - krzyknęliśmy oboje w tym samym czasie. Wzięła moją czapkę i rzuciła się gasić konsolę, a ja odłączyłem kabel. Jeszcze brakowałoby gdyby prąd uszkodził grę jeszcze bardziej, lub tą która gasi konsolę. Chwina dlaczego pomyślałem o niej? Przecież właśnie o to mi chodzi by zginęła. Dobra nie teraz. Zobaczyłem, że Tina ugasiła konsolę. Szybko trochę ją przepchnąłem od konsoli bym miał miejsce. Ostrożnie wyjąłem grę z konsoli i odetchnąłem z ulgą. Gra była cała. Usłyszałem jak dziewczyna głośno przeczyszcza gardło, zdecydowanie by zwrócić moją uwagę. Spojrzałem na nią i dopiero się spostrzegłem, że stykam się z nią ramieniem i nie jestem już dla niej niewidocznym duchem. Dlaczego najpierw pomyślałem o tym, że stykamy się ramionami? WTF, what happened to me? Natychmiast jak oparzony odsunąłem się od niej. W ręce trzymała moją zieloną czapkę.
- Zniszczyłeś mi konsolę. - powiedziała wściekła. Po czym rzuciła mi czapką w twarz.
- Przysmażyłaś mi czapkę! - odpowiedziałem wkurzony po tym jak zobaczyłem, że czapka nie dość że jest osmolona to ma jeszcze kolka dziur.
- Prawie zniszczyłeś mi konsolę. - powtórzyła groźnie.
- Wkurzyłaś mnie!
- Prawie zniszczyłeś mi konsolę do gier. - powtórzyła to jeszcze groźniej. Szczerze jestem pewien, że moja reakcja na coś takiego była by taka sama. Tylko ja bym jeszcze własnoręcznie udusił tego, kto to zrobił. Z tego płomienia w jej zielonych oczach wnioskuję, że chce mi się teraz rzucić do gardła.
- Dobra rozumiem też jestem maniakiem gier, Przepraszam za konsolę, ale i tak cię zabiję.

- Możesz spróbować Ben. - odszczekała mi. Och przekonasz się, że z Benem Drowned się nie pogrywa.

Kolejna część niezwykłej historii Youtuberki, która jest prawdziwą optymistką i stara się oszukać mordercę. Byle tak dalej Tina!
Postać Bena nie należy do mnie.