niedziela, 26 listopada 2017

Rozdział 20 Drzwi między światami


Pełna determinacji ruszyłam z biblioteki prosto na pałacowe podwórze, a po drodze spotkałam wysoką, czarną postać. 

- Emil za mną! - nakazałam.

Wyraźnie widząc moją powagę i szybki zdecydowany chód ruszył za mną lekkim truchtem, bo już zdążyłam się od niego oddalić. 

Najważniejszy w tym miejscu Enderman, przywódca EnderStraży nie kroczył za mną zdecydowanie nie zadając żadnych pytań o cel do którego zmierzamy. Obawiam się także, że nawet gdyby spytał nie potrafiłabym mu odpowiedzieć. Robię to co rozkazuje mi instynkt, idę na żywioł i jedyne co wiem to, że muszę otworzyć przejście do Minecraft. 

Kiedy opuściliśmy w końcu pałac podeszłam do krańca lewitującej w środku kosmicznej pustki wypełnionej jedynie światłem tysięcy, milionów, miliardów gwiazd ilustrujących ogrom wszech-wymiaru. 

Rozłożyłam szeroko skrzydła, a moje oczy i znaki na smoczych częściach ciała rozjarzyły się wypełnione do magi. Ziemia lekko zadrżała gdy spod ziemi wyrósł nagle kamienny łuk, na którym lśniły mistyczne runy. Szeptałam jakieś nierozpoznawalne dla mnie słowa gdy piach zsypywał się z kamieni, a kolejne kamienne płyty pojawiały się przy łuku. Teraz jak się im przyjrzeć wyryte na nich symbole sprawiały, że przypominały klawiaturę sterującą.

Wyciągnęłam rękę do łuku i tym razem wymówiłam na głos słowa w pierwszej mowie, a Stwórca teraz kierował mym językiem. Słowa które dawno straciły swoje znaczenie, będące kiedyś mową pierwszego ludu, który został pochłonięty przez ciemność otworzyły przejście między światami. Portal powoli doszedł do rogów łuku i zaczepił się tworząc stałe przejście, które nie zamknie się jeśli ktoś tego nie zrobi. Inne moje przejścia które otwieram, jeżeli z nich nie korzystam po chwili się zamykają samodzielnie. Ten jednak tak nie zrobi i nawet ktoś bez mojej mocy mógłby spokojnie dzięki niemu dotrzeć do zewnętrznych wymiarów i z powrotem do kresu. 

Powoli cofnęłam rękę, moje oczy przestał świecić jasną fioletową energią. Niezwykły nawet jak dla mnie portal pozostał tam, nic co za nim było nie było dla mnie widoczne, tak jakby to było zaparowane lustro. Moje rozmyślania na temat tego przejścia między światami przerwała ciemna ręka zakończona ostrymi szponami i pokryta futrem, która z melancholią badała każde wgłębienie i runę na kamiennym łuku. Zdziwiona szybko spojrzałam na twarz Emila, który wydawał się teraz nieobecny, zagubiony w wspomnieniach. 

- Emil?

- Otworzyłaś je ponownie. - wyszeptał.

Ponownie? On wiedział o tym portalu. Dlaczego wcześniej nic nie powiedział? Odwrócił spojrzenie z portalu na mnie i widząc moje zagubienie w jego słowach westchnął przygotowując się do wyjaśnień. 

- Za czasów twojej matki to przejście było otwarte i prowadziło do wybranych światów, tak by ludzie wiedzący o EnderDragonie i istnieniu tego świata, pomocnicy twojej matki mogli spokojnie tutaj powracać. Jednak gdy zginęła drzwi między światami zamknęły się, zniknęły odcinając od siebie światy kiedyś połączone nawet ścisłymi więzami.
Od kiedy Kres zakochała się w Herobrine takie przejście powstało też między Minecraft, choć ten wymiar i Minecraft z czasem połączyły się jeszcze bardziej. Ja… ja. Moja rasa pochodzi właśnie od tego połączenia. Jednak pałac zawsze pozostaje nieosiągalny. To takie zabezpieczenie. Kiedy przejście się zamknęło straciłem możliwość powrotu do domu, do rodziny. 

- Emil. - powiedziałam cicho jego imię. Był taki przygnębiony pamiętając to co stracił kiedy te wrota się zamknęły. Kres dawniej łączący inne światy zamknął się, gdy zabrakło tego kto miał go strzec, gdy zabrakło EnderDragona. - Skoro już tu jestem i wiem o tych portalach. Jestem pewna, że ponownie otworzę je wszystkie. Naprawię wszystko. - obiecałam.

- Heh. Jestem pewien, że zrobisz nawet więcej.

niedziela, 19 listopada 2017

Fnaf Mythology Naga Vincent X Lisson Nikki cz4

Nikki 

Po tym co zaszło szybko wyszłam z wody i się osuszyłam z pomocą magi. Na już wyschnięte ciało szybko nałożyłam ubrania. Włosy i lisi ogon jednak wciąż pozostały wilgotne. Potrzebują trochę więcej czasu. 

Szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia z jaskini, gdzie udał się naga, ale go tam nie zastałam, za to na trawie widziałam lekkie ślady. Trop prowadził w stronę gęstego lasu, więc domyślam się, że ruszył na polowanie. Chciałam z nim pogadać o tym co się zdarzyło, ale może to nawet lepiej, że nie muszę. To byłaby naprawdę krępująca rozmowa. 

Postanowiłam dokończyć moją pracę z włosami. Przeczesywałam je samymi palcami, bo niestety nie posiadam grzebienia. Ten pozostał w mojej komnacie. Gdy włosy były już wyczesane wzięłam jedno z dłuższych źdźbeł wielkiej trawy, która akurat rosła koło jaskini węża i związałam nią złote włosy. 

Las wydawał się naprawdę interesujący, a w dodatku po wczorajszym zwiedzaniu jestem prawie pewna, że się nie zgubię. Jakby co mogę wytężyć swoje zmysły i wrócić po własnych śladach. Jestem lissonem to nie będzie wielką trudnością. 

Przechadzając się po borze zbierałam nowe okazy roślin. Przynajmniej jak dla mnie nowe, ponieważ dla mieszkańców tego lasu to pewnie nic nowego. Lecz te rośliny nie występują poza tym miejscem. 
Przy okazji kierowałam się nad strumień. Nie chcę zaspokoić pragnienia, bo w pełni wystarczyła mi woda ze źródła w jaskini Vincenta, ale widziałam poprzedniego dnia w tej wodzie ryby i krzaki owocowe na brzegu małej rzeczki, a ja już jestem głodna. 

Podczas mojej podróży nad strumień w pewnej chwili otoczyły mnie drzewka owocowe, a tam odwrócony do mnie plecami satyr. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego. 

- Jeremy! - zawołałam do bruneta.

Chłopak podskoczył zaskoczony, po czym odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się na mój widok. 

- N-nikki dobrze c-cię widzieć. C-co tu ro-robisz? - zapytał nieśmiałek jąkając się co drugie słowo.

- Kierowałam się właśnie nad strumień by złowić jakąś rybę i zebrać trochę owoców. Inaczej ujmując to w słowa jestem głodna. - przyznałam radośnie.

Byłam w dobrym humorze i naprawdę cieszyłam się ze spotkania satyra. 

- O-och! Wiesz a-akurat sam t-też się t-tam wybierałem. M-mike już j-jest tam, ło-łowi ryby.

- Ach, czyli oboje zamierzacie przygotować sobie posiłek z ryb i owoców. Mogę więc się przyłączyć do śniadania?

- O-oczywiście! - powiedział szczęśliwie Jeremy.
Po chwili gdy zebrał jeszcze trochę owoców, w czym mu pomogłam ruszyliśmy oboje w dalszą podróż nad rzeczkę. - A-a jak b-było z V-vincentem? - zapytał cicho satyr w pewnym momencie.

-  Cóż z początku wydawał się trochę wrogi, potem zafascynowany, gdy użyłam magi, wdzięczny gdy podzieliłam się z nim jedzeniem jakie przyniosłam z pałacu, a później … zażenowany, kiedy ujrzał jak kąpię się w jego jeziorku w środku jaskini.

- C-co?! - zawołał Jeremy. Na jego twarzy pojawiła się czerwień. Rumienił się na samo wyobrażenie tego, jak stoję naga w wodzie, a Vincent mi się przygląda.

- Nie wiem jak długo tam stał, ale zauważyłam go kiedy stracił równowagę? W pewnej chwili po prostu runą jak kłoda na ziemię. Spanikowałam i zakryłam się mokrym ogonem, ale on był chyba jeszcze bardziej zestrachany bo lada moment uciekł i tyle go widziałam. To było trochę żenujące… - przyznałam rumieniąc się. - Ale również odrobinkę zabawne.

niedziela, 12 listopada 2017

Slenderman X Alexsis the Purple Girl Rozdział 3

Bez jakiegoś większego wyboru ruszyłam ponurą ścieżką. Zdecydowanie ten las nie wyglądał przyjaźnie, a wręcz odstraszająco. Zero śpiewów leśnych ptaków, odgłosów jakichkolwiek zwierząt. Wiatr też jakby umarł, nie słyszę by szumiał, nie widzę by przewracał opadnięte liście. Ten las już na pierwszy rzut oka wydaje się wrogo nastawiony do każdego kto wejdzie do środka. 

Szłam jakąś chwilę. Moje buty zdążyły pokryć się błotem i ściółką leśną. Ta ścieżka zdecydowanie rzadko była używana. W końcu znalazłam się przed ponuro wyglądającym budynkiem. Był niby ponury i trochę creepy, ale widziałam, że nie był w takim złym stanie jak przypuszczałam na dom w środku lasu. Budynek był w kategorii schludnej mrocznej rezydencji, w niektórych miejscach po jego ścianach wspinał się bluszcz dodając szarym deską trochę ciemnej zieleni. 

Na werandzie zobaczyłam także grupkę dziwnie ubranych nastolatków. Jeden z nich miał burą bluzę z szarym kapturem, na twarzy nosił pomarańczowe gogle i dziwną maskę zakrywającą usta. Obok niego stała dwójka w pomarańczowożółtych bluzach, z czego jeden nie miał kaptura. Chłopak z kapturem miał na sobie czarną maskę z namalowanymi czerwonymi oczami i smutną buźką, a drugi po prostu białą porcelanową maskę. 

Przypatrywałam się im przez chwilę kiedy nagle znikąd usłyszałam głos w mojej głowie. 

- Witaj. Ty musisz być nową uczennicą, Alexsis prawda?

Podskoczyłam zaskoczona i desperacko się rozejrzałam szukając tego kogoś kto to powiedział. Kiedy się odwróciłam mój wzrok zablokowała wysoka postać stojąca tuż przede mną. Za wysoka jak na człowieka. Mężczyzna ubrany był w elegancki, czarny garnitur. Powoli podniosłam wzrok chcąc spojrzeć na jego twarz, ale jej nie zobaczyłam. Facet stojący przede mną nie miał twarzy

Moje oczy rozszerzyły się w szoku, a usta otwarły na oścież. Sama nie wiedziałam czy nie powinnam krzyknąć, ale tylko zamarłam w miejscu. 

- Czy wszystko w porządku młoda panno? - znowu zapytał.

Teraz wiedziałam już, że ten niezwykły głos, który po części słyszałam w głowie należy do faceta bez twarzy. 

- Yyy T-tak. Tak jestem nową uczennicą. - powiedziałam lekko rumieniąc się z zakłopotania.

To musiało być dla niego dziwne, że tak zamarłam… a może normalne? Bo w końcu ludzie raczej tak reagują na kogoś kto nie ma twarzy

- Cóż jestem Slenderman i będę twoim nowym wychowawcą. Teraz chodź za mną zaprowadzę cię do twojego nowego pokoju.

Pan Slenderman wziął moją walizkę i tak jak kazał poszłam za nim. Kiedy przechodziliśmy przez korytarz wchodząc do jak widać skrzydła mieszkalnego mijaliśmy inne dzieciaki. Niektórzy byli w moim wieku, inni starsi i jeszcze inni nawet młodsi. Wszyscy byli dziwacznie poubierani, niektóre ubrania były nawet poszarpane i brudne, a na kolejnych widziałam … krew? Zauważyłam także, że niektórzy z uczniów nawet nie są ludźmi.

Po chwili dotarliśmy do pokoju numer 6. Slenderman zatrzymał się i odwrócił ponownie w moja stronę. 

- To twój pokój. Będziesz go współdzielić razem z dwoma innymi uczennicami. Oto też twój plan zajęć, lekcje dla ciebie zaczną się od jutra. - powiedział podając mi kartkę. - A teraz pozwól, że poruszę temat twojego zdziwienia tym miejscem. Nie myśl, że to umknęło mojej uwadze, a z pewnością nie ta chaotyczna burza pytań w twojej myśli.

Mojej myśli? O co mu chodzi? Czyta mi myśli? Kim jest? Co to za szkoła? O co tu chodzi?

- O tym właśnie mówiłem. - stwierdził.

Teraz jestem pewna. On czyta mi w myślach. Od teraz będę musiała bardziej uważać na to co myślę, naprawdę nie chce go przypadkiem obrazić. Chwile skoro słyszy moje myśli to czy słyszał to co myślałam wcześniej o braku jego twarzy?! Czy go przez to uraziłam, to trochę jak dyskryminacja. Oooch tak bardzo przepraszam!

- Nie musisz za to przepraszać młoda panno. Mimo wszystko dobrze widzieć, że jednak jest trochę więcej uczniów z manierami. A co do wcześniejszych pytań, to czy twoi rodzice nie powiedzieli ci dokąd cię wysyłają? - zapytał.

- Nie. Po prostu wylano mnie z poprzedniej i wydaje mi się, że wysłali mnie do pierwszej która wpadła im pod nos. Bez urazy. - słowo nie wymówiłam z większym nakładem nie tylko by podkreślić moją niewiedzę na temat tego miejsca, ale także dlatego, że to nie są moi rodzice, ale nie chcę by Pan Slenderman o tym wiedział.

niedziela, 5 listopada 2017

Transformers Prime Barier Agents AU - Rozdział 1 Optimus X Safi cz13

Raf był bardzo zawiedziony tym, że nie udało się naprawić laptopa. Chłopak chyba bezpowrotnie stracił komputer. 

- Och. Tak mi przykro Raf. - powiedziała Miko, kładąc pocieszająco rękę na ramieniu chłopca.

- Może spróbujemy jeszcze raz? - zaproponował Bee

- Nie Bee, to się nie uda. To jeden z tych nieusuwalnych wirusów. Jedyne co można zrobić to kupić nowy komputer, a ten wyrzucić. - stwierdziłam.

- Łoł! Ty też go rozumiesz?! - zapytała Miko wskazując na Bumblebee.

- Nie. Ale mój komunikator przetwarza wszystko tak bym mogła zrozumieć. Bardzo przydatne gdy nie znasz jakiegoś języka.

- Super! To jeden z twoich gadżetów z Barier tak samo jak łuk? - wypytywała.

- Tak. I Raf. Nie myśl że, zostawię cię bez urządzenia na które tak długo zbierałaś, a straciłeś przez jakiś złych kolesi. - podeszłam do Racheta, który właśnie pracował przy komputerach. - Rachet? Mógłbyś mi pomóc. Potrzebuję byś wpisał pewien kod.

Medyk spojrzał na mnie, a potem ciężko westchnął. 

- Jaki ma to być kod? - zapytał.

Podyktowałam mu sekwencję [Nie ujawnię kodu, bo to tajne!], a kiedy skończył wpisywać przez pewnie czas nic się nie działo. Potem ekran zaczął się gliczować i za chwilę ujawniło się sześciokąt z logo Barier
Co na Wszechiskrę?! - wykrzyknął zdezorientowany Rachet. 

Wszyscy w bazie teraz (choć raczej wszyscy oprócz Arcee i Jacka którzy są na małej przejażdżce) wpatrywali się we mnie i ekran. 

Udało mi się nawiązać łączność z bazą główną. 

- S-safi? - spytał chwiejny i nieśmiały męski głos.

- Rodnej mógłbyś mi pomóc? - zapytałam przyjaciela i speca komputerowego, o którym przedtem mówiłam.

- O-oczywiście! C-co mogę zrobić A-agentko?

- Mój przyjaciel Raf jest początkującym hakerem. Bardzo dobrym początkującym hakerem. Dziś podczas misji bardzo nam pomógł, ale niestety jego komputer został zniszczony przez wrogiego wirusa.

- R-rozumiem! D-dobrze, c-czy ktoś ma m-może tam pendrive, płytę, j-jakikolwiek nośnik danych?

- Yyy mam przy sobie pendrive. - powiedział nieśmiało Raf.

- Fantastycznie! Teraz podepnij go do komputera przez który się łączymy. - poinstruował Rodnej.

Jest podekscytowany, bo przestał się jąkać. Ach tak zawsze na niego wpływa bawienie się z komputerami. To jego pasja i całe życie. 

Raf podpiął pendrive, a Rodnej zaczął z prędkością światła wystukiwać coś na klawiaturze. 

- Dobrze! Teraz weź pendrive i podepnij go do laptopa. - powiedział Rodnej gdy po paru sekundach skończył.
Raf znowu zrobił tak jak powiedział starszy haker. - Teraz mam dostęp do twojego systemu. Zobaczmy. 
...