*11:59
*
Byliśmy
przed budynkiem Fredbear's Family Diner. Pizzerią pełną śmiechów
i zabaw. Nawet teraz było słychać ze środka piosenki i śmiechy
dzieci. Wyciągnąłem rękę by otworzyć drzwi.
-
Hej Vincent zaczekaj! - usłyszałem krzyk dziewczyny. Rozpoznałem
ten głos, to właśnie Roza. Odwróciłem się i zobaczyłem jak
wspomniana wcześniej dziewczyna biegnie w moim kierunku.
Jej
brunatne włosy, które normalnie sięgają do ramion powiewały na
wietrze. Ubrała chyba specjalnie tą fioletową kieckę, która
nawet nie była dość długa by przykryć kolana. Dekolt też był
dość spory i już mogę stwierdzić, że ma coś włożone do
stanika by powiększyć piersi. Na szczęście ma jeszcze czarny
sweterek. Dzięki Bogu.
Czekałem
na nią z skrzyżowanymi rękami. Czy ona wie, że nie musi biec.
Pizzeria jest mała, bez problemu by mnie znalazła, nawet gdybym
wszedł do środka.
-
Wiesz, że nie musiałaś biec prawda? - spytałem, kiedy w końcu
stanęła obok mnie, dysząc ze zmęczenia.
-
Nie chciałam cię zgubić Vinny.~ - zaświergotała.
-
Och błagam Roza. Choć jeden dzień w roku nie flirtuj ze mną przy
każdej nadarzającej się okazji. - powiedziałem zdegustowany.
Jeśli dziś będzie znowu wypełniać mój dzień akcjami mającymi
na celu poderwanie mnie to na pewno nie zaproszę jej ponownie. Już
wolę żeby był tylko Scott. Choć przyznam, że już nie raz
uratowała mą dumę udając moją dziewczynę. - I zapnij ten
sweter. - dopowiedziałem zapinając guziki jej sweterka. Nie chcę
by rodzice ją taką zobaczyli. O nie. Czy ona zawsze musi się tak
odstawiać na spotkania ze mną? Jedyny rumieniec jaki może to
wywołać to czerwień wstydu.
Kiedy
rozprawiłem się z wyzywającym wyglądem koleżanki wszedłem
do środka, a za mną ruszyła Roza. Mama siedziała przy jednym z
stolików przy scenie, a obok niej stał tata przebrany w swój
mundur.
Ciemno
fioletowa koszula, a na niej złota odznaka z logiem Pizzerii.
Czarne, wyprasowane, materiałowe spodnie i też czarne eleganckie
buty.
Mama
miała na sobie tą samą sukienkę co rano, tylko że teraz do
stroju dołączył biały sweter i czarne botki.
Ewidentnie
pod moją nieobecność naradzali się. Ciekawe na jaki temat.
Podszedłem do stolika, a gdy tylko zauważyli, że się zbliżam
przerwali rozmowę i spojrzeli w moim kierunku.
-
Witaj Roza. - powiedziała wesoło mama. O rany dziś naprawdę ma
dobry humor skoro nie zwróciła uwagi na wyjątkowo krótką
sukienkę Rozy.
-
Dzień dobry pani Afton. - przywitała się Roza. Choć mama nie
zwróciła uwagi na strój, to uśmiech taty trochę się załamał
gdy zobaczył kieckę. Spojrzał na mnie wyraźnie zawiedziony, a ja
odpowiedziałem mu spojrzeniem to „nie moja wina”. W odpowiedzi
przewrócił tylko oczami.
Już
mieliśmy zacząć, ale wciąż nie było Scotta. Już zaczynałem
się martwić, że się jednak nie zjawi, kiedy z jednego z korytarzy
w pizzerii wyszedł Scott i jego ojciec.
Scott
ubrany był w białą koszulę i dżinsy. Jego bujne czarne włosy
jak zwykle sterczały w kierunku sufitu, a te ciemno zielone oczy
zdawały się przepełnione entuzjazmem.
Natomiast
Pan Cawthon, który na serio wyglądał jak starsza wersja Scotta
(tak samo jak ja i mój ojciec) miał na sobie jeszcze swój strój
roboczy. Jasno niebieska koszula z logo pizzerii i czarne materiałowe
spodnie.
Nigdy
nie wiedziałem dlaczego mój tata jako jedyny pracownik tego miejsca
miał purpurowy uniform. I to jeszcze idealnie pasujący do koloru
jego włosów! … Szczerze jakby się zastanowić to sam też bym
chciał taki.
-
Witaj Victor. Scott powiedział, że dziś są urodziny twojego syna.
A więc Vincent, chyba nie będziesz miał nic przeciwko temu bym się
dołączył? - zapytał mnie Stiven.
-
Oczywiście niech się pan dosiądzie. - odpowiedziałem
entuzjastycznie.
-
Witaj Stiven, Scott. - przywitała ich moja mama.
-
Dobrze cię widzieć w tak dobrym humorze Renato zwłaszcza, że
jesteś w-...myyy – nie dokończył bo ręka mojego taty wylądowała
mu na ustach.
-
Pozwól na chwilę Stiven musimy coś obgadać. - powiedział tata z
dużym nerwowym uśmiechem. Co?!
Mój
ojciec i jego przyjaciel odeszli na chwilę w kierunku rzadko
uczęszczanego korytarza, który prowadził między innymi do biura,
łazienek i pokoi tylko dla personelu. W tym do pokoju „Part
&Service” gdzie składowane są części animatroników i
kostiumów.
Moja
mama w odpowiedzi na dziwne zachowanie taty tylko zachichotała i
odwróciła wzrok w stronę sceny, na której stały dwie gwiazdy
ściągające tu tłumy. Spring Bonny i Fredbear!
Mechaniczny
królik i miś o złotym futrze i gabarytach typowo ludzkich, choć
były trochę wyższe od dorosłego mężczyzny śpiewały, grały
utwory, rozmawiały z widownią. Kiedyś także chodzili między
ludźmi i wiele więcej, ale to były czasy kiedy były to stroje. Po
wypadku, w którym zginęło dwóch pracowników uznano, że stroje
są niebezpieczne. Przerobiono je więc na stojące w jednym miejscu,
śpiewające roboty odtwarzające zapętloną listę utworów i
schemat wypowiedzi.
Choć
nie jest tak niezwykle i zróżnicowanie jak było kiedyś to i tak
wciąż wiele osób pragnie zobaczyć te maszyny. Trzeba przyznać,
że intrygują człowieka. W dzisiejszych czasach to prawdziwa
rzadkość i niewielu ludzi zna się na robotach. Pewnie dlatego
przeróbka tej dwójki była tak kosztowna, że firma postanowiła
zrezygnować z całkowitego przerabianie Spring Bonniego i po prostu
wepchnęła do niego szkielet wewnętrzny. Co oznacza, że wystarczy
wyjąć szkielet i to znów będzie kostium.
Odszedłem
myślami od robotów i spojrzałem w stronę Scotta, który usiadł
koło mnie.
-
Wiesz może o co chodziło? - zapytałem.
-
Nie mam fioletowego pojęcia. - powiedział rozbawiony.
-
Ha ha, bardzo śmieszne Scott. - odpowiedziałem trochę
poddenerwowany za tą zaczepkę. Nic nie poradzę, że urodziłem
się z fioletowymi włosami! - Ale przynajmniej nie mam takiej
czupryny która pragnie dostać się do nieba. - zaśmiałem się i
podniosłem jeszcze dodatkowo jego włosy w stronę sufitu.
-
Vincent! - krzykną zdenerwowany Scott.
-
Chłopcy przestańcie. Jesteśmy w miejscu publicznym. - upomniała
nas mama. Zabrałem ręce od włosów Scotta i uśmiechnąłem się
do mamy największym uśmiechem jaki tylko mogłem zrobić. Na moje
zachowanie ponownie przewróciła oczami i zaczęła spoglądać na
korytarz w który udał się tata z wytęsknieniem.
-
Sądzę, że ten creepy uśmieszek wygląda słodko.~ - wyszeptała
Roza.
-
Roza miałeś ze mną nie flirtować. - wysyczałem przez zaciśnięte
zęby. Roza udała, że zasuwa usta zamkiem i usiadła w milczeniu. -
Nie zabroniłem ci mówić. - stwierdziłem trochę rozbawiony.
-
Wiem. Tylko się z tobą bawię Vinny.~ - zaśmiała się.
W
końcu tata i Stiven wrócili do stolika. Powiedział coś na ucho
mojej mamie, a ona przytaknęła. Znowu nie wiedziałem o co chodzi i
to mnie trochę już wkurzało. Co oni przede mną ukrywają? Po
chwili wszyscy troje spojrzeli na mnie z uśmiechami.
-
Vincent zastanawiałeś się dlaczego wciąż trzymamy twoje stare
rzeczy prawda? - zapytał tata.
-
Yyyy... Tak? - odpowiedziałem niepewnie. O co im chodzi?
-
Vinny razem z tatą mamy dla ciebie niespodziankę. Będziesz miał
młodszą siostrzyczkę. - oznajmiła mi mama, a mój mózg właśnie
się wyłączył.
-
Ja... ja będę miał siostrę? - teraz zaczyna do mnie docierać!
Choć nie do końca. Ale wyjaśnia to dziwnie zachowanie mamy.
-
Tak chłopcze będziesz starszym bratem. - powiedział radośnie
Stiven.
-
Ja... ja będę miał siostrę! B-będę miał rodzeństwo! Hahhaha
ha. Będę starszym bratem rozumiesz to Scott?! - nie mogłem
przestać się śmiać. Byłem tak szczęśliwy, że aż potrząsałem
przyjacielem jak jakąś szmacianą lalką.
Reszta
dnia minęła szybko i szczęśliwie. Takie dnie jak te jak dla mnie
mogły by trwać wiecznie. A za około sześć miesięcy będę
starszym bratem. Wciąż nie mogę w to uwierzyć!