*5
miesięcy później*
Drakonika
Sporo
się wydarzyło, zwiedziłam już tyle światów. A miłość Emila i
Emilii rozkwita! Jestem wspaniała w swataniu, szkoda tylko że ja
nikogo nie mam. Dzięki podróżom do innych wymiarów mam wielu
przyjaciół, ale wciąż, gdy widzę zakochane paru czuję, że
kogoś mi brakuje. Kogoś kto kochałby mnie i zawsze był by
pocieszyć w swoich ramionach po ciężkich bojach, które przyniosły
stratę, kogoś kto zawsze przy mnie będzie i sprawi że nie będę
czuła się sama pośród tłumu. Może w końcu znajdę kogoś
takiego jak mój tata. Nadal niewiele o nim wiem, ale na pewno mama i
on bardzo się kochali, przecież z ich miłości powstałam ja. Z
mojego zamyślenia wyrwało mnie uczucie że muszę gdzieś się
udać, a konkretnie przejść przez portal. Wstałam szybko, ale
ostrożnie bo nie chciałam poślizgnąć się na dachówce. Taa
właśnie byłam na dachu jednej z wież pałacu, lubię oddawać się
myślą wpatrując się gwiazdy. Skoncentrowałam się i przede mną
pojawiła się mała wyrwa, która po chwili urosła na tyle, że
była ode mnie odrobinę większa. Bez zastanowienia weszłam w nią.
Nie mówię zwykle komukolwiek z pałacu że wyruszam w kolejną
podróż, bo nie mam na to czasu, a kiedy poczuję że muszę ruszać
trzeba działać. Przeszłam przez portal i wpadłam w ciemność.
Czułam pod stopami trawę, widziałam na niebie pół księżyc i
gwiazdy które świeciły tak lekko, że prawie wcale. Słyszałam
skrzypienie gałęzi starych drzew poruszanych przez wiatr, oraz szum
trawy i szelest liści zdrowych drzew. W pewnym momencie w ciemności
zobaczyłam oczy wpatrujące się we mnie i potworne warczenie od
nich. Zaczęła się cofać, portalu przez który przeszłam już nie
było więc pozostało jedno. WIAĆ! Szybko obróciłam się o 180
stopni i rozpoczął się pościg ponieważ to coś mnie goniło.
Wyraźnie słyszałam ciężkie łapy opadające na ziemię kilka
stóp za mną.
-
Pomocy!!! - nie wiem dlaczego krzyczę, ale instynkt mi to
zasugerował więc tak zrobiłam. W tej chwili przewróciłam się,
chyba o kamień, nie jestem pewna bo jest za ciemno by cokolwiek
zobaczyć. Obróciłam się na plecy i zaczęłam się szybko cofać
(wciąż byłam na ziemi). To coś było coraz bliżej. Moje oczy
otworzyły się szeroko, była przerażona. Moja ucieczka w tył
zakończyła się walnięciem plecami o pień drzewa. Jedyna myśl
jaka mi przeleciała wtedy przez głowę to „Czy to koniec?”. I w
tym momencie usłyszałam szybko zbliżające się w moją stronę
kroki, i poświatę zza krzaków po mojej prawej, dopiero teraz
zauważyłam że tam były. Z tamtej strony wyskoczył chłopak,
staną przede mną obrócony w moją stronę plecami. W prawej ręce
trzymał pochodnię, dzięki której mogłam zobaczyć moje
otoczenie. To coś co mnie goniło syknęło i schowało się głęboko
w ciemność z dala od światła pochodni. A więc to coś boi się
światła. Chłopak po chwili odwrócił się się do mnie i wyciągną
do mnie rękę.
-
Hej wszystko w porządku? - spytał zatroskanym głosem. Podałam mu
dłoń i spojrzałam na niego. Ubrany był w białą (no ociupinkę
szarzejącą) koszulę na którą nałożona była czerwona
kamizelka, nosił czarne, materiałowe spodnie i czarne eleganckie
buty, trochę już ubrudzone i schodzone, na rękach miał cienkie
czarne rękawiczki odsłaniające palce i sięgające aż do
podwiniętych rękawów koszuli, także były trochę zniszczone.
Jego kruczo czarne włosy, raczej na pewno były w dzisiejszych
czasach nietypową fryzurą, jak się przyjrzeć to układały się
trochę na kształt litery W. Kiedy spojrzałam w jego oczy czas
nagle staną, nie mogłam oderwać wzroku, dosłownie zatonęłam w
ich głębokiej toni. A on chyba miał tak samo bo żadne z nas nie
potrafiło przerwać kontaktu wzrokowego. Utknęliśmy tak jakby czas
i przestrzeń poza nami nie istniała. Każda chwila, była
wiecznością. W pewnym momencie chłopak wzdrygną się tak jakby
coś go uszczypnęło, ale nie widziałam nic oprócz jego cienia.
Dopiero wtedy w końcu przestaliśmy trwać w nicości i pomógł mi
wstać. Czułam na swoich policzkach ciepło, chyba się
zarumieniłam. Chłopak obrócił głowę w kierunku z którego
przyszedł, wyraźnie starając się ukryć rumieniec.
-
W ciemności czai się dużo niebezpieczeństw, nie powinnaś
podróżować po ciemku. I… może zabiorę cię do obozu zanim
pochodnia się wypali. - zaproponował. Przytaknęłam, nie wiem
dlaczego, ale nie mogłam się odezwać, jakby coś zakleiło mi
usta.
-
Dobrze, a więc chodź za mną. - ruszył w kierunku z którego się
zjawił, dzięki pochodni widziałam że byliśmy przedtem w lesie
który był tylko lekko zarośnięty, było dużo przestrzeni i
pewnie dlatego podczas ucieczki nie wpadłam na któreś z drzew, a
teraz wyszliśmy na trawiastą łąkę, gdzieniegdzie mijaliśmy
krzaki z jagodami i jakieś kwiaty. W pewnej chwili zauważyłam
światło trochę dalej. Szliśmy w jego kierunku, powoli zaczęłam
dostrzegać że to ognisko, wokół którego siedziały cztery
postacie, spośród których jedna była duchem.
-
Wróciłem! - zawołał chłopak do czwórki, ci natychmiast
przerwali rozmowę i spojrzeli w jego stronę.
-
Pan Wilson! - zawołała mała dziewczynka o blond włosach spiętych
czerwonymi kwiatami w dwa kucyki. Miała na sobie białą koszulkę,
czerwoną spódniczkę i skarpetki do kolan w czerwono białe paski.
Obok niej była duch dziewczyny wyglądającej dokładnie tak samo
jak ona tylko była starsza.
-
Wilson no w końcu już zaczynaliśmy się martwić. - powiedziała
dziewczyna z czarnymi włosami upiętymi w dwa kuce, których końce
podwijały się w górę. Nosiła czerwoną koszulę, czarną
spódnicę, rajstopy i trzewiki, oraz właśnie bawiła się
zapalniczką. - A kim jest twoja towarzyszka?
-
To jest...
-
Jestem Drakonika. - powiedziałam z uśmiechem. W tym całym
zamieszaniu zapomniałam się przedstawić.
-
Tak Drakonika! Ach wybacz mi za moje maniery całkiem zapomniałem
się przestawić, otóż jestem Wilson Percival Higgsbury, ale mów
do mnie Wilson. A oto moi towarzysze Willow - wskazał na dziewczynę
z zapalniczką. - Wendi - teraz na dziewczynkę. - oraz jej siostrę
Abigail. – duch. - A to Wolfgang - mężczyzna w stroju w czerwono
białe paski, wygląda jak cyrkowy siłacz. Miał bujne czarne wąsy
i przylizane włosy. Właśnie pałaszował się mielonymi. W chwili
gdy Wilson zobaczył mielone cały entuzjazm z niego uleciał.
-
Wolfgang czy to moja kolacja? - zapytał znużonym głosem. Cała
reszta natychmiast odwróciła się w stronę umięśnionego
mężczyzny.
-
Wolfgang!!! - krzyknęły trzy dziewczyny.
-
No co muszę dużo jeść by być silnym.
-
Ale co teraz zje Wilson?! - powiedziała zła Willow na co Wolfgang
otworzył usta by coś powiedzieć, ale po chwili je zamkną zapewne
nie wiedząc co powiedzieć. Wilson westchnął i usiadł koło
ogniska i poklepał miejsce obok niego dając mi znak bym usiadła,
więc tak zrobiłam.
-
A więc jesteś nowa w Don't Starve? - zapytał.
-
Tak, praktycznie nie mam pojęcia o co to za miejsce i gdzie jestem.
- odpowiedziałam.
-
Praktycznie jak każdy nowy przybysz. Otóż to jest miejsce zabaw
pewnego człowieka Maxwella, a my jesteśmy jego zabawkami. Wywiózł
nas tutaj, a my musimy zrobić wszystko by przetrwać, co nie jest
proste, ponieważ jest tu pełno potworów, a sam Maxwell też nam
utrudnia. Oprócz przetrwania staramy się znaleźć sposób by się
stąd wydostać, ale jak na razie żadna z prób ucieczki się nie
powiodła.
-
Czyli jesteście tutaj uwięzieni? - zapytałam.
-
Tak samo jak ty. - odpowiedziała Willows. Chwila ja też?
Spróbowałam otworzyć portal ale nic się nie stało. Nie mogę
otworzyć portalu! Moje oczy
otwarły się szeroko i zaczęłam panikować w myślach. W pewnym
momencie poczułam dłoń na ramieniu. Spojrzałam na Wilsona i tak
jak przypuszczałam to była jego ręka. Kiedy spojrzałam w jego
oczy cały mój niepokój znikną.
-
Hej nie bój się. Znajdziemy sposób na wydostanie się. -
powiedział kojącym głosem. Ma rację znajdziemy wyjście. Jestem
Enderdragonem i już wiem dlaczego tu trafiłam. Uwolnię ich.
W
końcu po długiej przerwie i braku pomysłu i chęci znalazłam w
sobie determinację by napisać kolejny rozdział z przygód
Drakoniki! I jestem pewna jednego nie będę pisać o wszystkich jej
przygodach, tylko o tych najlepszych, bo inaczej to siebie wykończę.