Cykl 5
Lekcje w których wtłaczano im całą wiedzę z świata powyżej. Ile można zapamiętać z tych wszystkich obrazów? W jego przypadku niewiele z tego co według Opiekunów jest ważne. Udało mu się nauczyć chyba wszystkich języków i kilka rzeczy na temat ludzkiej cywilizacji.
To wszystko go… zafascynowało.
A zwłaszcza obrazy nieba, gwiazd i słońca. Zieleń taka jak jego oczu, trawa, drzewa. To wydawało się takie wspaniałe! Całkiem inne niż w Piekle.
Chciałby zobaczyć te wspaniałe obrazy jeszcze raz, poznać kulturę, a nie tylko żądze ludzkie, lecz cóż... Ślady pazurów na jego brzuchu wskazują na to że Opiekunowi nie spodobała się jego fascynacja.
Powoli i ostrożnie by przypadkiem nie trafić na jakieś niebezpieczeństwo lub bestię podobną do tamtego węża, który zjawił się podczas jego wylęgu kierował się w odosobniony rejon jaskiń, gdzie mógł być sam.
Jaskinie nie były schronieniem dla wszystkich młodych demonów, było tu także wiele niebezpieczeństw. Wszystko to by tylko najsilniejsze i najsprytniejsze demony przeżyły do czasu wysłania do świata śmiertelników, gdzie po raz pierwszy miały się pożywić. A po pierwszym spożyciu ludzkiej duszy przez przekleństwo związane z tym pokarmem mieli wrócić do Piekła i czekać na przyzwanie przez nierozsądnego człowieka.
Szczerze chyba piękniej byłoby zostać tam, ale jeśli nie zje się to umrze z głodu.
Jego brzuch nadal krwawił gdy dotarł w pobliże małego wyjścia z jaskiń, tak małego że prawie nikt je nie zauważył. Usiadł w kącie kamiennych ścian i pozwolił sobie na długo wstrzymywany szloch. Bolało, gdy czerwona krew, dokładnie taka jak ludzka wypływała z rozcięć na brzuchu. Bał się, nie chciał umrzeć. Ściskał brzuch i nadal płakał ciemnymi czarnymi łzami.
Ból sprawiało także to uczucie że czegoś mu brak. Czego potrzebował?
W pewnym momencie jasno szara postać wczołgała się do jaskini przez wejście. Była to kobieta, jej sylwetka była jasno-ciemna i naga. Gdyby nie była tylko wyniszczonym duchem można by powiedzieć że jest piękna. Gdy zalane łzami oczy kobiety natrafiły na niego rozszerzyły się w szoku i lęku.
Do jaskiń nie wolno było wpuszczać ludzkich duchów, bo młode demony mogłyby już teraz się nimi pożywić i przez co osiągnąć nieśmiertelność nawet nie wychodząc na powierzchnię. Było to złe, bo przed opuszczeniem jeszcze czekała młode demony próba, nie można było dopuścić by chuchraki zjadły dusze już teraz.
Jednak on nie zamierzał wykorzystać okazji i ją zjeść. Ona się go już bała, ale on także się bał. Nie chciał więcej krzywd, wciąż bardzo bolało i był słaby. Pisnął oddalając się, przeciągając w dalszy rejon jaskini. Czerwona krew malowała skały pod nim, tworząc roztarty ślad. Skulił się w strachu i bólu. Czy tak właśnie skończy? Po cyklach ukrywania się przed niebezpieczeństwami w jaskiniach i radzenia sobie teraz zostanie zabity przez ludzką duszę która sama skazała się na Piekło?
Czekał na śmierć… Lecz ta nie nadeszła.
Wzdrygnął się gdy poczuł jak kobieta delikatnie kładzie dłoń między jego rogami. Z wciąż płynącymi ciemnymi łzami podniósł wzrok na kobietę. Ta przyglądała się mu uważnie, patrzyła na jego jasno brązowe włosy, zielone zapłakane oczy, głównie jasną ludzką skórę i ostatecznie skończyła na ranie na brzuchu.
Wzięła do rąk jego ogon, ostrą końcówkę przystawiła do swych długich włosów i obcięła je. Odcięte włosy straciły swój duchowy kształt i barwę, a stały się ciemnym hebanem. Kobieta przeplatała je dość szybko i niestarannie, ale z włosów utworzył się materiał. Były na tyle długie że zdołała nimi owinąć jego brzuch. Potem przytuliła go i zaczęła kołysać.
Nie wiedział co to za uczucie, dlaczego mu … pomogła. Jednak z jakiegoś powodu czuł się dużo lepiej niż kiedykolwiek.
Był tak zmęczony, a jej ramiona zdawały się z jakiegoś powodu takie bezpieczne. Zamknął oczy kołysany do pierwszego od dnia wyklucia spokojnego snu.
* * *
Kiedy się obudził, ludzka dusza nadal go trzymała. Był... wdzięczny jej za to. Dlaczego? Dlaczego … lubił … gdy go przytulała?
- Jak masz na imię? - spytała. Jej głos był miękki i zdradzał troskę… troskę?
- N-nie mam imienia. - odpowiedział bojaźliwie.
Młodym demonom nie miał kto nadać imienia. Czasem sami nadawali sobie jakieś, a w rzadkich przypadkach sam Diabeł nadawał imiona. Zdarzało się jednak że pozostali bezimienni.
- Jesteś takim małym chłopcem. - kobieta wydawała się gubić w czymś. Patrzyła na niego, a jednocześnie zdawała się widzieć coś innego. - Co taki mały chłopiec tu robi? Czy to przeze mnie?
- N-nie znam cię. I nie jestem chłopcem tylko demonem.
Kobietę przeszył dreszcz gdy usłyszała słowa demon. Wtedy zwróciła uwagę także na jego demoniczne cechy.
- Tak, ale… wyglądasz jak człowiek. Jak dziecko. Czy tak wyglądało by moje dziecko?
Nie rozumiał jej słów. O co tej duszy chodziło? Z jej oczu znów popłynęły łzy. Przeczesała znów jego brązowe włosy i spojrzała na młodą dziecięcą twarz.
- Czy tak by wyglądał jeden z moich małych chłopców gdybym dała im szansę? Czy tak wyglądałby mały Henry?
- Henry?
- Tak. Henry. Pasuje ci, wiesz? Mój kochany chciał nazwać tak naszego syna.
- Kochany?
Po raz pierwszy słyszał to słowo. Czy to było imię? Wydawało się że jest to ktoś, ale nie brzmiało to jak imię. Co to znaczyło.
- Tak kochany. On mnie miłował.
- Miłował? Chodzi o miłość? Słyszałem tą nazwę! Ludzie w świecie śmiertelnym to mają.
- A także ci w Niebie. Miłość to dar od Boga. On dzieli się nią z ludźmi, a ludzie dalej mogą się nią dzielić z innymi ludźmi. - znów zesmutniała i poleciały z jej oczu kolejne łzy. - Choć tu nie ma Bożej miłości. Czuję się tu taka samotna. Brakuje mi jej, choć sama ją odtrącałam.
Teraz młody demon przypomniał sobie o uczuciu braku czegoś. Zawsze mu towarzyszyło, czyżby brakowało mu tego samego czego tej duszy? Czy miłość była odpowiedzią na jego pytanie? Wciąż jednak nie rozumiał, skoro brak miłości tak bardzo boli tą duszę, to…
- Dlaczego odtrąciłaś miłość?
- Bo myślałam że jej nie potrzebuję. Bo nie chciałam wierzyć w Boga. Wmawiałam sobie że go nie ma, że nie ma Piekła, ani Nieba. A teraz tu jestem, według ścieżki którą obrałam dotarłam do Piekła które miało nie istnieć i cierpię bo brak mi tego co miałam i nie doceniałam.
Przykro mu było patrzeć jak ta dusza cierpi. Pomogła mu, chciał jej też jakoś pomóc. To wydawało się … właściwe.
- Henry. To imię mi się podoba. Jestem Henry!
Kobieta była wstrząśnięta gdy usłyszała jego słowa. Nazwał się imieniem które miało należeć do jej syna.. którego zabiła zanim nawet się urodził. Zdruzgotała tym i złamała serce Johny’emu. Mężczyźnie który ją kochał. To… to wydawało jej się takie pocieszne że to małe dziecko przyjęło to imię. Imię jej dziecka. Tak bardzo zawiodła swe dziecko, nie kochała go, a powinna.
- Kocham cię Henry!
Po tych słowach mocno go przytuliła. Mimo że w Piekle nie ma miłości nie pozwoli by jej syn jej nie poczuł. Tak bardzo zawiodła w życiu, nie może zawieść także po śmierci!
T-to było takie dziwne. A jednocześnie te słowa i czyny ducha nasyciły trochę ten brak. Był demonem i nigdy nie powinien doświadczyć miłości. Lecz ten duch mimo że dawno straciła miłość to przekazała odrobinkę jemu. To było takie pocieszające po tych wszystkich trudach. Także ją przytulił.
* * *
Przez długi czas przebywał z duszą. Gdy wracał z nauk u Opiekunów, którzy szczerze nienawidzili go jeszcze bardziej niż zwykli nienawidzić młode demony zawsze na niego czekała. Samotna ludzka dusza w najdalszym i najcichszym rejonku Jaskiń Wylęgowych.
Podczas gdy Opiekunowie wtłaczali mu do głowy nienawiść, zło, potrzebę i głód, ona uczyła go o miłości, trosce, Bogu. Gdy chciał opisywała mu gwiazdy, zielone łąki, lasy mówiła że to wszystko stworzył Bóg.
Podobno wychowała się jako chrześcijanka, ale odtrąciła wszystko. Miała gdzieś wszystko czego się uczyła w kościele i domu. Teraz wie że był to jej największy błąd i nawet z tych skrawków wiedzy które ma, bo nigdy nie próbowała zgłębiać wszystkiego opowiadała mu o miłosierdziu Boskim.
A on aż zazdrościł ludziom. Oczywiście nie miał zamiaru zacząć nienawidzić ludzi za to że odtrącają takie wspaniałe dary, ale chciałby też być tak kochany przez Boga.
To byłoby takie miłe i… nie musiałby wracać do Piekła. Gdyby nie był demonem mógłby zostać, ale musiał spożyć duszę by żyć. Umrze z głodu jeśli nie zje. To zakazany owoc, który jednocześnie jest jedynym pokarmem.
Ale przynajmniej nie był już sam. Miał Samantę.
Aż do pewnego rozjaśnienia.
Nauki które skończyły się bezlitosną walką u młodych nareszcie się zakończyły. Zdołał uniknąć szponów i kłów swych rówieśników i potajemnie, niezauważony wyślizgnął się by powrócić do dalekiego nieznanego wyjścia z jaskiń.
Już nie mógł się doczekać kolejnego spotkania z Samantom. Chciał by dusza znów opowiedziała mu o gwiazdach, a zwłaszcza o konstelacjach. Te światła na niebie, które tak naprawdę są odległymi słońcami układają się w wzory. Bardzo go to zainteresowało. Chciał by Samanta mu o nich opowiedziała.
Gdy jednak dotarł na miejsce, nie widział jej.
- Samanta?
Odpowiedziała mu głucha cisza. Coś było nie tak. Zaczął się martwić. Samanta rzadko robiła mu kawały. Nie była tym typem człowieka który lubi się zgrywać. To bardziej on i w dodatku zasypywał kobietę pytaniami nie mającym końca.
W tej chwili usłyszał klik nad swoją głową i jakaś maź spadła na jego rogi i dłosy. Lękliwie spojrzał na sklepienie jaskini i dostrzegł pajęczynę, a na niej siedziała Aranea jednego z Nadzorców. Był to olbrzymi pająk o kilkunastu ciemnych oczach, czarnych i nieprzeniknionych. Osiem czarnych, twardych i ostrych odnóż pokrytych czerwonymi kłakami zgrabnie trzymały się pajęczyny utkanej na sklepieniu.
Na jego szczęści był to jeszcze młody okaz i słabszy okaz. Alfa Aranea mają kwasowatom, żrącą maź kapiącą z gruczołów jadowych i całe są pokryte włoskami z trucizną.
Henry szybko odskoczył i schował się za głazami gdy Aranea skoczyła w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał. Gdyby tam został już byłby martwy, przeszyty jej odnóżami.
Ogarnęła go panika. Dlaczego była tu Aranea Nadzorcy? Gdzie Samsn-
Zamarł gdy zobaczył co jest przed nim. Cały świat zdawał się zatrzymać. Na ziemi za tymi samymi skałami gdzie się chował był pusty zawijas z pajęczyny. Aranea w swą pajęczynę wkłada to co złapie, a do pajęczyny przyczepione były czarne, hebanowe włosy. Samanta.
Nadzorca znalazł ją i … i pożarł jej duszę.
Pająk kliknął szczękoczułkami, a jego odnóża okute w twardy pancerz zaczęły uderzać o litą skałę gdy zbliżał się do skał za którymi się schował.
Jego oczy się zmieniły, zapłonął w nich zielony płomień, a całe ciało rozpaliło się. Krzyknął, a krzyk złości i rozpaczy zmienił się w ryk. Stał się słupem zielonego, praktycznie białego ognia. Po chwili burza bólu znikła, a on opadł na kolana. Płomienie nadal pokrywały jego ciało, ale były już mniejsze, znikome. Z oczu znów pociekły mu czarne łzy.
Spojrzał na swe dłonie na których wciąż były małe zielone płomienie. To.. to nie była zwykła demoniczna magia.
...
Aranea
Szybko odwrócił się w stronę pająka i spostrzegł że… że połowa z niego, którą tknęły płomienie zmieniła się w zaledwie ciemny obłok, który szybko znikał. Ciemna posoka wylewała się z reszty ciała, ale gdy docierała do niego nikła. Nawet te małe płomienie na jego ciele niszczyły tą mroczną maź. Ale jak?
Nie rozumiał nowo odkrytej mocy… ale z pewnością przyda się na Próbach.
Próby… po nich będzie mógł zobaczyć świat o którym tak wspaniale opowiadała mu Samanta… Chce tam iść i… i nigdy tu nie wracać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz